Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niektórzy płakali.Inni stali przygnębieni, zrezygnowani, zrozpaczeni.A więc tak wyglądała  likwidacja kułaków jako klasy ! Gromadę prostych chłopówodrywano od rodzinnej ziemi, odzierano z doczesnego dobytku i wywożono do jakichś odległychobozów, gdzie mieli karczować tajgę albo kopać kanały.Z jakiegoś powodu tym razemwiększość ich rodzin zostawiono w spokoju.Krzyki wypełniały powietrze.Kiedy znowuwyszedłem z budynku rady, zobaczyłem dwóch milicjantów prowadzących chłopa w średnimwieku.Nie ulegało wątpliwości, że był maltretowany  twarz miał siną i ledwo szedł, podarteubranie wskazywało na szamotaninę.Kiedy tak stałem, nieszczęśliwy, zawstydzony, bezradny, usłyszałem nieziemski krzykkobiety.Wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku, a kilku gepistów zaczęło biec.Kobieta,z rozwianymi włosami, trzymała w rękach płonący snopek zboża.Zanim ktokolwiek zdołał jąpowstrzymać, rzuciła go na słomiany dach chaty, która natychmiast stanęła w płomieniach. Bezbożnicy! Mordercy!  krzyczała odchodząca od zmysłów kobieta. Przez całe życiepracowaliśmy na swój dom.Nie dostaniecie go.Niech się spali!  Jej krzyki przeszły naglew szalony śmiech.Chłopi wbiegli do płonącego domu i zaczęli wynosić sprzęty.W całej tej scenie było cośmakabrycznego, nierzeczywistego  ogień, krzyki, oszalała kobieta, chłopi wleczeni po błociei czekający na deportację.Najbardziej wstrząsnął mną widok Arszynowa i oficera GPU,przyglądających się temu spokojnie, jakby to była najzwyklejsza rzecz, jakby płonąca chata byłaogniskiem rozpalonym dla ich rozrywki.Stałem pośrodku tego wszystkiego, drżący, oszołomiony, ledwo panując nad sobą.Ogarnął mnie nagły impuls, żeby strzelić  do kogoś, kogokolwiek, żeby rozładować nieznośnenapięcie.Nigdy przedtem ani potem nie byłem tak bliski utraty zmysłów.Sięgnąłem pod płaszczpo rewolwer.W tym momencie czyjaś silna ręka chwyciła mnie za ramię.Był to mój gospodarz,Stupienko.Zapewne odgadł moje myśli. Nie zadręczaj się, Wiktorze Andriejewiczu  powiedział. Jeśli zrobisz jakieśgłupstwo, zaszkodzisz tylko sobie, a nam nie pomożesz.Wierz mi, jestem starym człowiekiemi wiem.Wez się w garść.Zrobisz więcej dobrego, jeśli nie wpakujesz się w kłopoty, bo na to i taknic nie poradzisz.Chodz do domu.Jesteś biały jak prześcieradło.A co do mnie, przyzwyczaiłemsię.To nic.W zeszłym roku było znacznie gorzej.W domu chodziłem tam i z powrotem po swoim ciasnym pokoju z rosnącymwzburzeniem i rozpaczą.Zamierzałem złożyć skargę na Arszynowa w Komitecie Rejonowympartii.Ale przedstawiciele komitetu też tam byli, razem z GPU, uczestnicząc w aktach przemocy.Czy mogłem mieć nadzieję, że wskóram więcej w Komitecie Obwodowym?Podejrzenie, że te okropności nie są przypadkowe, lecz zaplanowane i usankcjonowaneprzez najwyższe władze, narastało we mnie już od jakiegoś czasu.Tej nocy przerodziło sięw pewność, która na chwilę pozbawiła mnie wszelkiej nadziei.Wstyd był łatwiejszydo zniesienia, dopóki mogłem obarczać winą Arszynowa i jemu podobnych.Wyczerpany położyłem się i zasnąłem w ubraniu.Kiedy kilka godzin pózniej otworzyłemoczy, zaniepokoiło mnie, że Sierioży nie ma w jego łóżku.Wybiegłem na podwórze, potemdo ogrodu.  Kto tam?  usłyszałem głos Sierioży i dostrzegłem błysk rewolweru.Siedział na ławcepod czereśnią.Jednym skokiem byłem przy nim i wyrwałem mu z ręki rewolwer.Sierioża ukrył twarzw dłoniach.Trząsł się od płaczu. Jesteś głupcem  powiedziałem  i słabeuszem.Wcale nie jestem z ciebie dumny.Komu tym pomożesz, jeśli się zastrzelisz? To głupota.To nie jest wyjście.Musimy pozostać przyżyciu i zrobić, co w naszej mocy, żeby ulżyć niedoli rosyjskiego ludu.Jeśli się pozabijamy,zostaną tylko tacy jak Arszynow.Uspokoił się trochę i spojrzał mi w oczy. Wiktorze Andriejewiczu, wszystko widziałem i wszystko rozumiem.Politycznie jestemo głowę wyższy od ciebie.Nie ma sensu się okłamywać.Sama partia jest winna bezduszności,przemocy, zbrodni.Piękne słowa w przemówieniach to tylko kamuflaż dla strasznejrzeczywistości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript