Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Owionął mnie ciepły, cuchnący oddech.Rozległ się ogłuszający huk gromu, w chwilę potem zaś trzask padającego drzewa, którego śmierć obwieścił.Błyskawica oślepiła mnie, przed oczami zatańczyły mi czarne plamy.Odruchowo uderzyłem mieczem w jakiś ciemny kształt, który ruszył w moją stronę, poczułem, jak ostrze zatrzymuje się na kości, i odskoczyłem w bok.Zamachnąłem się ponownie, ale tym razem tylko rozrąbałem na pół jedno z krzeseł.Powoli odzyskiwałem wzrok.Kiedy ja walczyłem z alzabo, Agia ostrożnie zmieniała pozycję, by w chwili, kiedy zaświeciła błyskawica, pobiec ku drabinie.Teraz znajdowała się już w jej połowie, Casdoe zaś wyciągnęła rękę, by pomóc dziewczynie wejść na górę.Alzabo nadal stało przede mną, lecz na podłogę kapała obficie krew, sierść miało zmierzwioną i wilgotną, pazury zaś, bardzo przypominające pazury niedźwiedzia, zbroczone krwią.- Tak, jestem ranny - powiedziało tym samym głosem, który niedawno przemówił zza drzwi do Casdoe.Głos należał do pewnego siebie, dzielnego mężczyzny, ale ponieważ wydobył się z paszczy zwierzęcia, był ohydny jak głos trupa.- Jednak ból nie jest wielki i mogę poruszać się równie szybko, jak przedtem.Nie uda ci się oddzielić mnie od rodziny.Wyjąłem Pazur i położyłem go na stole, ale klejnot ledwie się żarzył.- Światła! - krzyknąłem do Agii.Nie odpowiedziała, ja zaś usłyszałem stukot wciąganej drabiny.- Nie masz drogi ucieczki - powiedziało alzabo głosem męż­czyzny.- A ty nie możesz posuwać się naprzód.Nie uda ci się skoczyć tak wysoko, szczególnie ze zranioną nogą.Nagle męski głos ustąpił drżącemu dyszkantowi.- Czy myślisz, że ja, który potrafię mówić, nie wpadnę na pomysł, by przysunąć stół pod otwór w suficie?- A więc zdajesz sobie sprawę, że jesteś zwierzęciem?- Wiemy, że znajdujemy się we wnętrzu zwierzęcia - odparł głos mężczyzny - podobnie jak kiedyś znajdowaliśmy się we wnętrzu ciał, które ono pożarło.- I nie masz nic przeciwko temu, żeby teraz tak samo postąpiło z twoją żoną i synem?- Ja tego chcę.Pragnę, aby Casdoe i Severian dołączyli do nas, podobnie jak ja dołączyłem dzisiaj do Severy.Kiedy ogień zgaśnie, ty umrzesz i dołączysz do nas tak samo jak oni.Parsknąłem śmiechem.- Zapomniałeś już, że zraniłem cię właśnie wtedy, kiedy nic nie widziałem? - Trzymając w pogotowiu Terminus Est podszedłem do miejsca, w którym leżały resztki krzesła, podniosłem to, co zostało z jego oparcia, i rzuciłem w ogień.Natychmiast w górę strzelił kłąb iskier.- To dobrze wysuszone drewno, natarte pszczelim woskiem.Powinno dobrze się palić.- Mimo to prędzej czy później zapadnie ciemność - odparło ze spokojem alzabo głosem Becana.- Wtedy do nas dołączysz.- Nie.Zabiję cię, jak tylko ogień zacznie przygasać.Na razie poczekam, żebyś stracił jak najwięcej krwi.Zapadło milczenie, tym bardziej niezwykłe, że spoglądając na alzabo nie sposób było dopatrzyć się jakichkolwiek oznak inteligencji.Zdą­żałem sobie sprawę, iż tak samo, jak resztki zakodowanych w formie związków chemicznych wspomnień Thecli trafiły do mego mózgu, również osobowości mężczyzny i jego córki błąkały się po mózgu nierozumnego stworzenia, choć nie miałem pojęcia, jakie też myśli i marzenia mogły stać się ich udziałem.Wreszcie w małej izbie ponownie rozległ się głos Becana:- Tak więc, za wachtę lub dwie, ty zabijesz mnie albo ja zabiję ciebie.Albo zabijemy się nawzajem.Gdybym teraz odwrócił się i od­szedł, czy będziesz mnie ścigał, kiedy Urth ponownie zwróci twarz ku słońcu? A może zostaniesz tutaj, aby oddzielić mnie od kobiety i dziec­ka, którzy należą do mnie?- Nie - odparłem.- Klniesz się na honor? Jesteś gotów przysiąc na miecz, mimo że nie możesz skierować go ku słońcu?Cofnąłem się o krok, ująłem Terminus Est za ostrze i zwróciłem go w stronę własnego serca.- Przysięgam na ten miecz, symbol mego posłannictwa, że jeżeli odejdziesz i nie powrócisz tej nocy, jutro nie wyruszę w pogoń za tobą.Przysięgam też, że nie zostanę w tym domu.Alzabo odwróciło się szybko i bezszelestnie jak wąż - przez chwilę wydawało mi się, że mógłbym zadać celny cios w jego szeroki grzbiet - po czym zniknęło.O jego niedawnej obecności świadczyły jedynie otwarte na oścież drzwi, roztrzaskane krzesło oraz kałuża krwi (znacznie ciemniej­szej niż krew zwierząt od wieków zamieszkujących naszą planetę), która zdążyła już częściowo wsiąknąć w podłogę z heblowanych desek.Zamknąłem i zaryglowałem drzwi, schowałem Pazur do skórzanego woreczka na szyi, następnie zaś przesunąłem stół pod otwór w suficie, wskoczyłem na niego i bez trudności wspiąłem się na strych.Casdoe, starzec oraz mały Severian, skąpani w blasku bijącym od lampy za­wieszonej na belce, siedzieli w najdalszym kącie pomieszczenia.Sądząc po wyrazie oczu chłopca, wspomnienia o wydarzeniach tej nocy miały towarzyszyć mu przez najbliższe dwadzieścia lat.- Przeżyłem, jak widzicie - powiedziałem.- Słyszeliście, co mówiliśmy na dole?Kobieta skinęła głową.- Nie uczyniłbym tego, gdybyście przynieśli mi światło, tak jak prosiłem.Ponieważ tego nie zrobiliście, nie czułem się do niczego zobowiązany.Na waszym miejscu opuściłbym ten dom z samego rana i ruszył w kierunku nizin, ale postąpicie, jak będziecie chcieli.- Baliśmy się.- wymamrotała Casdoe.- Ja też.Gdzie Agia?Ku memu zdziwieniu starzec wyciągnął rękę i wskazał miejsce, w którym rozsunięto grubą warstwę słomy tworzącej strzechę.Otwór był dość wąski, ale szczupłe ciało Agii przecisnęło się tamtędy bez najmniejszego trudu.Noc przespałem przy palenisku, ostrzegłszy uprzednio Casdoe, że zabiję każdego, kto spróbuje zejść ze strychu.Rankiem obszedłem dom; tak jak się spodziewałem, nóż Agii zniknął z okiennicy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript