Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Krótki, elektroniczny pisk przeciął powietrze.Coś wpadło między postacie siedzących, zdążyli tylko poczuć zimny powiew i zapach pomarańczy.Transportowiec zatrzymał się.- Wychodzić - warknął komandos, który wcześniej patrzył bez końca w padający śnieg.- Dalej nie jedziemy.Idziecie tam sami.Gdyby coś było nie tak, dajcie natychmiast sygnał.Albo światłem, albo dźwiękiem.Jeśli nie dacie znaku życia do trzeciej, wchodzimy.Trzymajcie się za głowy i skulcie na ziemi.Mamy zsynchronizowane zegarki.Zielone cyfry pokazują właściwy czas.Powodzenia waszej misji, panowie.Dwóch innych gwałtownie otworzyło drzwi włazu.Nonze ostrożnie wychylił głowę na zewnątrz i natychmiast skierował czarnoskóre oblicze w stronę Fritkena.- Nie uwierzy pan.Ravaughan wyskoczył na zewnątrz.Za nim wypełznął krótkonogi detox, a potem szepczący pod nosem Nonze i stary Speedofritz.Fritken przeżegnał się.Miał wrażenie, że każdy ruch jego prawej dłoni odbija się w kontaktach komandosów z AXeP.Nie wyrażały żadnych uczuć.Czekali tylko, aż i on opuści pokład transportowca.Hacząc swoim sprzętem o ich wyprężone ciała, przygarbiony pod ciężarem projektora, skierował się rozkołysanym krokiem ku plamie światła.Ślad fantosa na razie nie wracał.Przecisnął się przez stalowe kleszcze włazu i zaciskając powieki zeskoczył na ziemię.Nie poślizgnął się, jak oczekiwał.Nie było ślisko.Nie mogło być, bo stał na jasnożółtym, drobnym piasku skrzącym się w ostrym słońcu.Gdzieś przed nim szumiało morze, tuż obok równe, romboidalne trawniki emanowały soczystą zielenią.Na wprost widniała brama.Ozdobna, mosiężna chyba tablica obwieszczała mistrzowsko wypracowanym napisem:NOWY ŚWIAT.WEJDŹ, PROSZĘ.Z oddali dochodziły pokrzykiwania mew.Palmy rzucały rozkołysane cienie na spokojnym, przesyconym wilgocią wietrze.-Tak, bracia.Wszystko niby inne; powiedziałbym: ździebko popierdzielone - zabrzmiał śpiewny głos Nonze.Delikatnie kopał górki piasku swoim ciężkim, klamrowanym butem.- Ale Pan dał mi wiarę i przygotował na rozmaite niespodzianki.Chodźmy tam.Za bramą rozpakujemy sobie holosprzęt, zapalimy papieroski.Krótkonogi detox rozglądał się niespokojnie, schizofrenik Speedo mamrotał wiązanki neologizmów, a Ravaughan skinął głową i zakołysał długimi włosami, na których wciąż skrzyły się resztki śniegu:- Brzmi to nieźle jak na początek.Zaczynajmy.Fritken podciągnął oklejony pomarańczową taśmą akumulator holoprojektora.W dłoni kurczowo ściskał tabletki.Dwa szybko wchłaniające się lity i jeden atypowy neuroleptyk nie oznaczonej jeszcze generacji.Daszek czapki przesłonił słońce, kiedy spojrzał na zegarek.Była jedenasta siedem.Sucha z napięcia krtań z trudem wykrztusiła słowo.- Chodźmy.Szelest przesypywanego piachu w rytmie ich kroków był jedynąodpowiedzią.Powoli, jeden za drugim, weszli w bramę nowego świata na sta-rej Ziemi.Z dziennika Bernarda AlienrynikaOstatnia notatkaSkończyłem najdłuższy ze wszystkich rytuałów, które dotąd odbytem.Trwał równe dwieście godzin.Przez cały ten czas wypiłem tylko cztery litry wody i zjadłem dwa liofilizowane bochenki razowego chleba.Kręci mi się w głowie.To znak, że porządnie wykonałem swoją pracę.Bytem silniejszy niż zazwyczaj.Nie podjadałem ukradkiem.Zaznaczałem kropkami każde kapnięcie wody z kranu.Kiedy woda przestawała kapać (najdłużej na dwie godziny i jedenaście minut), przeciągałem kreski od kropki do kropki, aż każda zyskała połączenie z innymi.Wielki pomysł.To moja kara i nagroda zarazem.Cykl pięćdziesięciu rytuałów.Każdy następny ma być dłuższy od poprzedniego o dwadzieścia godzin.Wyliczyłem, że nie zdołam tego przeżyć.Liczba bochenków i litrów wypitej wody nie wystarczą, żeby utrzymać mnie przy życiu.Udowodnię więc tym samym dwie rzeczy.Po pierwsze, że jestem całkowicie odpowiedzialny za swoje ciało.Mogę je hodować wedle własnego uznania, ale mogę je także zniszczyć.I po drugie: pokonam Anioły tak, jak sobie zaplanowałem.Długo i cierpliwie budowali drogi w moim mózgu.Przyjemnie będzie zburzyć im tę zawitą konstrukcję.Tak.Kiedy odstawiłem alienrynę, było źle.Wymiotowałem, rysując moje kropki, chwilami traciłem świadomość.Miałem chyba napad padaczki, ale jeśli nawet tak się stało, mam pewność, że trwał nie dłużej niż osiem uderzeń wody o zlew.Rytuałem pokonałem objawy abstynencyjne.Nie jestem już w ciągu alienrynowym.Nie wpuszczam do domu dealera i nie chcę nawetotwierać listów, które wsuwa mi pod drzwi.Nie oddam mu swoich narządów.Nigdy.Tak.Jeszcze dzisiaj zaczynam kolejny, drugi cykl.O dwadzieścia godzin dłuższy od pierwszego.Jeśli oni znowu przeze mnie przejdą, poczują, że ich bóg słabnie.Poczują właściwy kaliber mojej anankastycznej mocy.Los Raąues.Nie żałuję, że nie przejdę się już jego ulicami.Zostawiam to tym mniejszym.Dokładnie tak, jak zostawiłem im kiedyś kolejne artykuły na temat mitsubishi GDI.Nie rozumieli moich natręctw, a ja nie rozumiem ich usiłowań spróbowania jeszcze lepszego gatunku syntetycznego piwa.To ostatnia notatka.Ravaughan pomyślał, że stało się dokładnie, jak zapowiedział ten czarny holotechnik, Nonze.Czterdzieści metrów za bramą zatrzymali się, rozpakowali sprzęt i zapalili papierosy.Śmiech łaskotał go w gardle, bo widok pięciu ciężko ubranych, obładowanych facetów, stojących wśród piasku, trawy i słońca musiał być komiczny.Znaleźli się w fantosie.Trudno było złapać właściwy kierunek.Gdziekolwiek spojrzał, obraz falował i Ravaughan postrzegał zupełnie nowe, chaotycznie dobrane elementy.Wiedział, że fantos to lubi.Lubił eksportować na co tylko miał ochotę.Wysyłał obrazy z mózgów tamtych ludzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript