Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapewnewyobrażała sobie owego pięknego rycerza.Słuchając patrzyłem na ścianę pomiędzy oknami.Wisiała tam jakaś spłowiała nieco grafika.Wyobrażałem sobie dzikie leśne ostępy, przez które maszerowały oddziały krzyżackie i pruskie, ich wzajemne podchody.Nagle wstałem.W moich oczach grafika jakby ożyła, przyciągała mnie.Wcześniejnigdy nie przyglądałem się temu obrazkowi.Teraz podszedłem bliżej, nie bacząc nazdziwienie wszystkich związane z moim zachowaniem.Pod szkłem, na pożółkłym kartonie ujrzałem szaloną szarżę kawalerii na szeregbroniących się kozaków.W tle widniały resztki jakiejś budowli.Podpis pod rysunkiembrzmiał:  Atak niemieckiej kawalerii według relacji porucznika Thomasa Raubego.Tannenberg 1914.- A jednak - wyszeptałem.- To ten szturm, o którym opowiadał staruszek z Reszla? - spytał Maciek stając zamną.- Pewnie tak - odpowiedziałem.Zdjąłem ramki ze ściany, chciałem obejrzeć karton z drugiej strony.Nic tam nie byłooprócz pieczęci drukarni z Drezna.- Idziemy spać - rozkazałem patrząc na zegarek.Była już dwudziesta druga.Szybko uciekłem z obrazkiem do swojego pokoju.Dodziurki od klucza włożyłem kawałek papieru, aby nikt nie podglądał mnie.Na korytarzusłyszałem zwykłą wieczorną krzątaninę, kiedy kolejno dziewczyny, a potem chłopcy szli dołazienki myć się przed snem.Siedziałem i przez lupę oglądałem grafikę.Nieznany artysta wykonał ją w typowymdla tego okresu stylu.Zachował szczegóły uzbrojenia, jednocześnie dodał postaciomniezwykłego heroizmu.Dzieło współgrało jako całość tworząc jakby fotografię tegowydarzenia, jednocześnie w różnych zakątkach rozgrywały się drobne tragedie.Twarzeatakujących kawalerzystów były natchnione, zaś kozackie iście diabelskie.Szczególną uwagę zwróciłem na ruiny w tle.Wiedziałem, że artysta prawdopodobnieusłyszał gdzieś opowieść porucznika Raubego i mógł dowolnie dobrać tło, stworzyć je nieopierając się na opisie konkretnego miejsca.Widziałem resztki niewysokiej budowli, z całąpewnością nie okrągłej.Na dalszym planie dojrzałem przez szkło powiększające zabudowaniajakiejś wioski.- To już coś - westchnąłem z zadowoleniem.W duchu postanowiłem wziąć się nazajutrz ostro do szukania skarbu.Po kwadransieleżałem już w łóżku i nie wiem, kiedy zasnąłem.- Pawle! - przerażona Barbara potrząsała moim ramieniem.- Ktoś próbuje otworzyć drzwi na dole.Była jak zwykle ubrana w pidżamę i szlafrok.Natychmiast zerwałem się z łóżka izałożyłem spodnie.Barbara w tym czasie dyskretnie odwróciła się.- Długo nie mogłam zasnąć, więc przeglądałam książki w moim pokoju - opowiadała.- W domu było cicho.Tylko harcerze debatowali o czymś półgłosem.Minutę temuusłyszałam szum samochodów zajeżdżających przed nasze muzeum.Wyszłam na korytarz i.- Dobra - przerwałem jej.- Zobaczymy, co tam się dzieje.Schodziłem po schodach bardzo ostrożnie.Za mną szła Barbara.Wyraznie było słychać, że ktoś majstruje przy zamku, a potem rozległy sięprzekleństwa.%7łałowałem, że nie miałem żadnej broni, nawet kija, który mógłby odstraszyćintruzów.Stanąłem przy drzwiach.Nagle otworzyły się z łoskotem i poczułem solidne uderzeniepięścią w twarz.Potoczyłem się do tyłu i padłem na podłogę.Na chwilę zamroczyło mnie.Jakprzez mgłę słyszałem ryk Barbary.Jej płacz naprawdę przypominał syrenę strażacką.- Coś ty za facet?! - ktoś krzyczał.- Co tu robisz?!Ujrzałem nad sobą czterech krótko przystrzyżonych młodzieńców w dresach.Chłopcybyli niewiele starsi od harcerzy.Za nimi stały dwie młodziutkie dziewczyny, które mimomłodego wieku paliły papierosy.- Co ty, Kurzawa! - odezwała się jedna z nich.- Gdzieś nas przywiózł?Dziewczyna była szczuplutka i miała trochę tłuste, rude włosy.Jej twarz ozdabiałypiegi.Towarzystwo przezywało ją  Ruda.Jej koleżanka zaś prezentowała typ zimnejblondynki, jaką sobie wyobrażałem czytając  Lalkę Bolesława Prusa.- Trafiliśmy na jakąś parkę zakochanych - stwierdziła owa blond Lalka.- Nawetwysprzątali domek.Kurzawa i jego koledzy stali nade mną.Patrzyli spode łba.- No co jest, misiu? - Kurzawa trącił mnie czubkiem buta.- %7łyjesz momentami czy teżnie?- Momentami - mruknąłem potrząsając lekko zamroczoną głową.Koledzy Kurzawy ryknęli śmiechem.- Gość spalił ci dobry tekst - szydził kolega Kurzawy.- Zamknijcie tę babę! - rozkazał Kurzawa.Barbara sama zamilkła bez interwencji dresiarzy.W tym czasie próbowałem podnieśćsię na nogi.- Spoko, koło! - Kurzawa kopnął mnie w brzuch. Zwinąłem się w kłębek.Kopnięcie bolało straszliwie.- Co tu robicie? - Kurzawa zwrócił się do Barbary.- Muzeum - odpowiedziała.Towarzystwo znowu pokładało się ze śmiechu.- To widać po madame - Kurzawa żartował sobie z Barbary.- My tu przyjechaliśmy nawypoczynek, więc muzeum sobie poczeka.- Jakim prawem? - zapytała Barbara.- Co roku tu przyjeżdżamy, mamy nawet klucze od bramki i od drzwi - szef dresiarzypokazał pęk kluczy.- No to w tym roku musicie obejść się smakiem - Barbara próbowała być stanowcza.- Sorry, paniusiu, ale w takim razie musicie nam zapewnić nocleg, bo my zdziewczynami nie będziemy tłuc się po nocy po jakichś wertepach - Kurzawa drwił sobie zBarbary.- Sorry, wodzu - Jola majestatycznie zeszła ze schodów.- Musicie jednak zabraćswoje damy do towarzystwa i udać się do innego hoteliku.Tu chwilowo miejsc brak.Jeśli todo was nie dociera, to wezwiemy policję.Początkowo dresiarze nie zrozumieli treści słów Joli.Byli jak jeden zapatrzeni tam,gdzie w połowie długości ud Joli kończyła się jej koszulka nocna.- E, nie śpijcie - Ruda szturchnęła jednego z chłopców.Kurzawa nie mógł oderwać oczu od Joli.Wreszcie popatrzył na mnie.Powoli wstawałem opierając się o ścianę.Czułem się doskonale i szczerze przyznam,że miałem wielką ochotę na spranie Kurzawy.Wykorzystałem jego dyskusję z dziewczynamina to, aby zebrać się w sobie.Teraz udając jeszcze słabego patrzyłem, co z tego wszystkiegowyniknie.- Bierzemy laskę i jedziemy - zdecydował Kurzawa wyciągając ręce po Jolę.- Kurzawa! - krzyknęła Lalka.- Pożałujesz!- Tonik! - Kurzawa zwrócił się do rosłego blondyna o ponurym wyrazie twarzy.-Chciałeś, żeby Lalka chodziła z tobą.Stawiasz pół litra i jest twoja.Kurzawa chwycił Jolę za nadgarstki i przyciągnął do siebie.- Chodz, laska - mruczał zadowolony.- Zostaw tych muzealników, ze mną poczujeszsmak prawdziwego mężczyzny.Jola zaczęła się szarpać.W tym momencie kopnąłem Kurzawę od tyłu w kolano.Jegonoga automatycznie ugięła się.Pięścią uderzyłem go w okolice nerek.Wiedziałem, żeKurzawa wychowany zapewne na stadionowych bijatykach nie uznaje żadnych zasad uczciwej walki.Stosowałem więc jego metody.Kurzawa był jednak twardy jak stal.Odwróciłsię do mnie, puścił Jolę i z kieszeni wyszarpnął składany nóż, tak zwanego motylka.Jolazłapała Barbarę i pociągnęła ją w górę schodów.Kurzawa trzymał nóż w prawej dłoni ostrzem do góry.Jego kciuk spoczywał naszerokiej rękojeści.Po tym jak trzymał broń mogłem spodziewać się pchnięcia z dołu do góry.Mogło ono być bardzo grozne, gdyż oznaczało atak na jamę brzuszną i rozoranie skóry aż pożebra.Rozstawiłem szeroko ręce, aby Kurzawa myślał, że spodziewam się ciosu z boku.- Ciachaj go! - koledzy zagrzewali Kurzawę do walki.Zauważyłem, jak Kurzawa powoli przenosi ciężar ciała na lewą nogę, szykując prawądo kroku w przód.Oznaczało to szybkie nadejście ataku.Rzeczywiście, nagle pchnął nożem.Odskoczyłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript