[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Twierdzi, że się zmieniłem, ale moim zdaniem nie ma racji.Jestem impotentem, odkąd pamiętam.Beszta mnie też za to, co robię w Schloss Hartheimie.Po wsi krążą pogłoski, plotki - latrynowa gadka.Wszystko się Hercie pomieszało, lecz pokpiwam z niej mniej wyniośle, niżbym miał prawo.W kawiarni siedzimy naprzeciw siebie, trzymając się za ręce oparte o blat.Rozstajemy się.Potem o zmierzchu podniecam żar cnotliwej cygaretki, wracając pieszo na wzgórze, do Schloss Hartheimu.Ponad jego łukami i szczytami wieczorne niebo wypełniają nasze pomyłki, które lepiej przemilczeć, chmury z wodogłowiem, nieprawidłowo sklepione podniebienie zachodu, węgle z naszych ognisk.Widzę, jak śnieżnobiały pukiel ludzkich włosów szybuje wzwyż i wtapia się w bardziej eliptyczny, elementarny rytm średnich warstw powietrza.Dziś wieczór w podziemiach zamku odbędzie się zabawa z okazji przybycia pięciotysięcznego pacjenta (choć jestem pewien, że mieliśmy ich już dużo, dużo więcej), a Manfred zagra na akordeonie: będą pieśni, toasty, różowe kapelusze karnawałowe.Christian Wirth, nasz objazdowy dyrektor, też się zjawi: jego brzuch, barwny język, rozsadzona twarz bibosza.Pięciotysięcznik także będzie wśród nas, w papierowej czapce (i koszuli), urzeczowiony w pół drogi między ogniem a gazem, w oczekiwaniu na swoją turę pokraczności, halucynacji i nieustannego świądu.On idzie dalej, sam jeden, Odilo Unverdorben.Całkiem sam.Ja, który nie mam imienia ni ciała, wymknąłem się spod niego i rozproszyłem w górze jak płatki popielatych ludzkich włosów.Dłużej już nie wytrzymam z tym zdruzgotanym bogiem, zdradzonym i pokonanym przez własne czary.Przywołując moce, których lepiej nie wzywać, rozbierał ludzi na części - i scalał z powrotem.Nawet mu to jakoś szło - do czasu (było w tym pewne zadośćuczynienie); a póki mu szło, on i ja byliśmy jednym - nad rzeką Weichsel.Nas też z powrotem scalił.Lecz z ludźmi oczywiście nie wolno robić takich rzeczy.Już po zabawie.Leży w sypialni na poddaszu, w obłażącej z farby piramidzie, na pryczy wklęsłej jak rynsztok.W zaciśniętych pięściach wilgotna różowa poduszka.Ja zawsze tu będę.Lecz on jest odtąd sam.7Kocha, nie kochaŚwiat znowu stracił sens, Odilo znowu wszystko zapomina (może to zresztą i lepiej), wojna się skończyła (wydaje się dość oczywiste, żeśmy ją przegrali), życie jeszcze przez chwilę się toczy.Odilo jest niewinny.Sny ma niewinne, odczynione z groźby i wszystkiego, co chore.Ależ tak, drży na oślizgłych słupach sięgających księżyca, pędzi nago tunelami przy dźwiękach budzików itd.- lecz nie budzi to żadnych niepokojących ech.Syci się natomiast przez sen wieloma wulgarnymi triumfami dzięki kufrom pełnym skarbów, puklom włosów i śpiącym królewnom.Oraz muszlom klozetowym.Duchem opiekuńczym tych snów nie jest już mężczyzna w białym kitlu i czarnych butach z cholewami, lecz kobieta, kształtami i rozmiarami zbliżona do żagla galeonu, kobieta, która wszystko Odilowi wybaczy.Czuję, że to jego matka, i nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie się pojawi.Odilo jest niewinny.Odilo jest, jak się okazuje, niewinny, uczuciowy, powszechnie lubiany i głupi.I w pełni sił męskich.Władzy, rzecz jasna, nie ma żadnej, a służbę w Rezerwowym Korpusie Medycznym pełni jak jagnię, nienagannie.Lecz potencja - bez zarzutu.Spytaj Hertę, niech potulnie zaświadczy.Ta mała już ledwo chodzi.Narodowy socjalizm to po prostu biologia stosowana.Odilo jest lekarzem: żołnierzem biologii.Czyli ta dwuletnia orgia, którą właśnie odstawiamy, to widocznie etap jego prywatnej kampanii.Odilo pełni służbę czynną; wącha proch; daje z siebie wszystko - dla dziecka.Tak, nadal chcą je mieć, chociaż Eva sprawiła im taki zawód.Kiedy Odilo rozkłada Hertę na łóżku, rozkraczoną i zgiętą wpół, z kostkami nóg po bokach wezgłowia, wygląda to raczej, jakby próbował zniszczyć życie, niż je stworzyć.Lecz wszyscy już wiemy, że przemoc stwarza - przynajmniej tu, na Ziemi.Nigdy jeszcze potencja tak nam nie dopisywała, nawet w Nowym Jorku, kiedy nie mogliśmy się opędzić od pielęgniarek.Herta robi czasem minę, jakby marzyło jej się krótkie interludium impotencji.A tu żadnych interludiów.Skąd ta zmiana, ciekaw jestem? Po służbie w Schloss Hartheimie - która wlokła się jak wieczność - wszyscy troje wyprowadziliśmy się z domu teściów i mieszkamy teraz w Monachium, owiewani alpejskim powietrzem.Z dala od dziecinnego pokoju Herty, z dala od obrazków z aniołami, które dawniej nad nami czuwały.W nowym mieszkaniu czuwa nad nami szkielet z białego drewna oraz rysunki anatomiczne, krzyczące imbirowym mięsem.Niemieckie dziewczę to dziecko natury.Jest, jakie jest.Bez makijażu, z owłosionymi nogami.Odilowi to nie przeszkadza.Na odwrót: zabrania używać kosmetyków, nawet mydła; a co do włosów i meszku, iskrzącego puchu pach, loków na górze i wiechy na dole, to podejrzewam, że Herta mogłaby być kosmata jak himalajski jak, a Odilowi i tak by smakowało.Nazywa ją swoją Schimpanse: szympansicą.Przyznam, że ja też za nią szaleję.Ciało Herty szemrze młodością.Jej uszy to ciasteczka, zęby - istne cukierki.Skóra jędrna niby miąższ oliwki.Z początku nie była taka skora, ciągle narzekała, że jest zmęczona albo że ją piecze, wciąż miała jakieś opory; lecz ostatnio (Odilo raz po raz o tym mówi wszystkim kolegom, a komplement ten wydaje mi się należycie wzniosły) łomocze się jak drzwi sracza w czasie burzy.Jest taka mała, że pewną surowość wobec niej uważam za coś całkiem naturalnego.Skończyła osiemnaście lat.I ciągle maleje.Nie wolno ulegać pesymizmowi, a zresztą nie ma sensu zbytnio wybiegać w przyszłość, ale za dwa lata prokurator położy na niej łapę.Bardzo to wszystko urocze.Im bliżej wesela, tym wyraźniej Odilo delikatnieje.Nie miewa już napadów furii.Nie każe już swojej szympansicy krzątać się po domu nago, a w dodatku na czworakach.Herta odwdzięcza mu się bezgraniczną tkliwością, jak nigdy dotąd.Erotyczny zachłyst okazuje się stanem poniekąd gadzim.Umysł wyższy, dusza, książęta jaźni schodzą ze sceny.Podobnie - a nawet jeszcze bardziej - umysł gadzi.Niech no pomyślę.Ilekroć umysły ludzkie dogadują się z gadzimi, chcą z bezpiecznego dystansu wyrządzać zło.Lecz gdy na placu zostają tylko ich ciała, najwidoczniej pragną czynić dobro, i to w zwarciu, ryzykując własnym ja.Sam nie wiem.Jeszcze z nimi jestem, w łóżku, i dobrze mi; lecz prawdziwie lepka ekstaza jest udziałem Odila, lśniącego jaszczura, i Herty, lśniącej jaszczurki, mieszkańców soczystego szlamu, w którym słowa są zbędne, bo tylko się chrząka i mruczy.Ich życie erotyczne stopniowo oczyszcza się z wszelkich nieprawidłowości.Dawniej na przykład odgrywali te scenki (średnio dwa razy na tydzień, albo i częściej, jeśli Odilo twardo stawiał sprawę), podczas których Herta musiała leżeć, nie dając znaku życia, od początku do końca.Darzył też zdrowym zainteresowaniem jej wypróżnienia, jak to w małżeństwie.Ale ma już ten etap za sobą.Kiedy żona płacze i dąsa się, Odilo osusza łzy pocałunkami, a nie ciosem pięści w pierś.Teraz zresztą już prawie nie zdarza jej się płakać: do wesela raptem parę tygodni
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|