Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dobrze pamiętam wszystko, co mitłumaczyłeś.Pocałował ją jeszcze raz, w drugi policzek.- Masz świetną pamięć, Dominique, jak agentwywiadu.- Jeśli chodzi o ścisłość, odziedziczyłam ją po matce.- Pamiętaj, że nic ci nie grozi, ani ze strony megoprzyjaciela, ani jakichkolwiek władz.Nie zrobiłaś nic złego.To miły człowiek.Mam nadzieję, że przypadnie ci do gustujego towarzystwo.%7łyczę miłej podróży.Zobaczymy się po twoimpowrocie.Pocałował ją w czoło i delikatnie pchnął w stronękawiarni, jakby była papierowym okrętem puszczanym po stawie.Przeszła kilka kroków, lecz zatrzymała się iodwróciła, żeby po raz ostatni spojrzeć na niego.Ale zniknąłjuż w tłumie.Był to niewielki barek w poczekalni terminalu zparoma kawiarnianymi stolikami rozstawionymi w sali,przywodzącymi na myśl paryską kawiarenkę.Jacquelineusiadła i zamówiła u kelnera kawę ze śmietanką.Uświadomiła sobie nagle, że chyba nie wygląda najlepiej,podczas gdy powinna sprawiać dobre wrażenie.Miała nasobie czarne dżinsy i popielaty kaszmirowy sweter.W ogólenie była umalowana, nie zdążyła nawet ułożyć włosów,uczesała je tylko i zebrała z tyłu głowy.Kiedy kelnerprzyniósł jej kawę, podniosła błyszczącą łyżeczkę ipróbowała w zniekształconym odbiciu ocenić wygląd swoichoczu.Były podkrążone i zaczerwienione.Wrzuciła cukier do filiżanki i mieszając kawę,rozejrzała się dookoła.Przy sąsiednim stoliku za nią młodeamerykańskie małżeństwo kłóciło się półgłosem, padałygorzkie słowa.Jeszcze dalej dwóch niemieckich biznesmenówwpatrywało się w kolumny jakichś liczb wyświetlonych naekranie laptopa.Przypomniała sobie nagle, że powinna rozłożyćgazetę.Wyjęła  Timesa , którego zostawił jej Jusef, irozpostarła go przed sobą.Ze środka wypadła złożonapapierowa serwetka z nadrukiem British Airways.Podniosła ją i obróciła.Na drugiej stronie widniało paręsłów skreślonych odręcznym niedbałym pismem al-Tawfikiego: Będę tęsknił.Na pamiątkę z wyrazamioddania.Jusef.Zgniotła serwetkę i położyła obok filiżanki.To brzmijak ostatnie pożegnanie, pomyślała.Uniosła gazetę i bezzainteresowania przebiegła wzrokiem tytuły na pierwszejkolumnie.Jej uwagę przyciągnęła wiadomość z Bliskiego Wschodu: prezydent Stanów Zjednoczonych z radościąwitał porozumienie między Izraelem a Palestyńczykami.Ceremonia jego podpisania miała się odbyć wprzyszłym tygodniu w siedzibie ONZ.W zamyśleniupośliniła palec i odwróciła kartkę.Z głośników popłynęła ogłuszająca zapowiedzkolejnego odlotu.Jacqueline zaczynała boleć głowa.Sięgnęła do torebki, wyjęła aspirynę, połknęła dwie tabletkii popiła je kawą Rozejrzała się za Gabrielem.Bez rezultatu.Do cholery, gdzie się podziewasz? Chyba nie zostawiłeśmnie tu samej?.Odstawiła filiżankę na podstawkę ischowała aspirynę do torebki.Miała już wrócić do przeglądania gazety, kiedyniespodziewanie przy jej stoliku zatrzymała się uderzającopiękna kobieta o połyskliwych kruczoczarnych włosach idużych piwnych oczach.- Pozwoli pani, że się przysiądę? - zapytała pofrancusku.- Niestety, czekam na kogoś.- Na Luciena Daveau.Jestem jego przyjaciółką.-Odsunęła krzesło i usiadła.- Lucien prosił mnie, bym paniąodebrała z kawiarni i odprowadziła do samolotu.- Powiedziano mi, że on sam tu przyjdzie.- Rozumiem, ale trzeba było dokonać pewnej korektyplanu.- Uśmiechnęła się.Miała urzekający, promiennyuśmiech.- Nie ma się czego bać.Lucien prosił, bym siępanią zaopiekowała.Jacqueline nie wiedziała, co zrobić.Było tozasadnicze naruszenie warunków umowy.Miała pełne prawo wstać, wyjść z poczekalni iskończyć z tym raz na zawsze.Tylko co potem?Tarik znów by się wymknął.Kontynuowałby swojąkampanię terroru.Zginęliby następni niewinni %7łydzi.Proces pokojowy zostałby zagrożony.A Gabriel do końcażycia winiłby się za to, co spotkało jego żonę i synka w Wiedniu.- Nie podoba mi się to, ale niech tak będzie.- To dobrze, bo właśnie zapowiedziano nasz samolot.Jacqueline wstała, podniosła swoją walizkę i ruszyłaza nieznajomą.- Nasz samolot? - zapytała.- Owszem.Pierwszy etap podróży odbędziemyrazem.Lucien dołączy do nas pózniej.- Dokąd lecimy?- Za chwilę sama się pani przekona.- Skoro już mamy podróżować razem, to chybamogłybyśmy mówić sobie po imieniu, prawda?Kobieta znów uśmiechnęła się szeroko.- Jeśli już musisz mnie jakoś nazywać, mów do mnieLeila.***Gabriel stał w sklepie wolnocłowym sto metrów daleji udawał, że ogląda szwajcarskie zegarki, ale obserwowałJacqueline siedzącą w kawiarni.Szamron czekał napokładzie prywatnego odrzutowca Benjamina Stone a.Brakowało jedynie Tarika.Uświadomił sobie nagle, że podnieca go myśl obliskim spotkaniu z al-Houranim.Zdjęcia z akt Biura okazały się nieprzydatne, za starei niewyrazne, w dodatku nie było pewności, czy mężczyznauchwycony na trzech z nich to rzeczywiście Tarik.Wgruncie rzeczy nikt w Biurze nie wiedział dobrze, jak onwygląda.Gabriel pierwszy od wielu lat zyskiwał okazję, żebymu się przyjrzeć.Tym bardziej ciekawiło go, jaki Tarik jest -niski czy wysoki, przystojny czy brzydki.Nie ulegałowątpliwości, że na pierwszy rzut oka nie sprawia wrażeniabezwzględnego zabójcy.Musiał mieć wygląd człowieka wsposób naturalny wtapiającego się w otoczenie.Powinien być podobny do mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript