Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co najmniej trzech nabiło się plecami na widelce, zapewne w przy­pływie żalu za przedwcześnie zmarłym królem.W końcu w Minas Troney nie został nikt, kto miałby prawo lub ochotę nosić prze­klętą koronę i tron Twodoru czekał na chętnego.Kuchcik Parafin dzielnie przyjął ten zaszczyt; do czasu aż spadkobierca Karotena powróci, aby zażądać swego dziedzictwa, pokonać nieprzyjaciół Twodoru i zreorganizować usługi pocztowe.W tym momencie w drzwiach pojawił się otwór, a w nim świdrujące oko.- Cz - czego chcecie? - spytał głos.- Jesteśmy wędrowcami przybywającymi dopomóc szczę­ściu Minas Troney.Jam jest Goodgulf Szarozęby.Czarodziej wyjął z portfela pognieciony świstek papieru i wsu­nął go w otwór.- C - coto?- Moja wizytówka - odparł Goodgulf.Natychmiast wróci­ła do niego w tuzinie kawałków.- Stewarda nie ma.Na wakacjach.Żadnych ak - akwizyto - rów!Otwór zamknięto z trzaskiem.Jednak Goodgulfa niełatwo było wystrychnąć na dudka i choch­liki widziały, że rozzłościła go taka bezczelność.Jego oczy powoli zaczęły wychodzić z orbit, przybierając wygląd dwóch mandary­nek.Zadzwonił ponownie, długo i głośno.Oko znów zamrugało przez otwór napłynęła woń czosnku.- T - to znowu ty? Mówiłem, b - bierze prysznic.I dziurkę znów zamknięto.Goodgulf nic nie powiedział.Sięgnął za pazuchę swojej ma­rynarki w stylu Mao i wyjął czarną kulę, którą Pepsi w pierwszej chwili wziął za mallomar ze sznurowadłem.Czarodziej podpalił cygarem koniec sznurówki i wrzucił kulę do otworu na listy.Potem uciekł za róg, a chochliki rzuciły się w jego ślady.Rozległo się donośne bum! i kiedy chochliki wyjrzały zza muru, drzwi znikły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.Wszyscy trzej dumnie przemaszerowali przez dymiący portal.Zaraz napotkali niechlujnego, starego gwardzistę, który ocierał sadzę z załzawionych oczu.- Możesz powiedzieć, że Goodgulf Czarodziej oczekuje na audiencję.Trzęsący się ze starości wojownik skłonił się z szacunkiem i poprowadził ich przez duszne korytarze.- S - Stewardowi to się n - nie spodoba - wychrypiał strażnik.- już od lat n - nie wychodził z pałacu.- Czy lud się nie burzy? - spytał Pepsi.- Cz - czasami - zapluł się stary.Poprowadził ich przez salę herbową, której kartonowe arkady i łuki gipsowych sklepień wznosiły się dobrą stopę nad ich głowa­mi.Szczodrze powielane arrasy opisywały legendarne czyny kró­la.Pepsi szczególnie spodobał się ten z dawno zmarłym królem i kozicą, czego nie omieszkał powiedzieć.Goodgulf dał mu kla­psa.Ściany lśniły od wmurowanych butelek po piwie i sztucznych kamieni, a zbroje z polerowanego aluminium rzucały jasne błyski na ręcznie kładzione linoleum pod nogami idących.W końcu dotarli do sali tronowej ze słynnymi mozaikami z pluskiewek.Sądząc po jej wyglądzie, Królewska Sala Tronowa służyła jednocześnie jako Królewski Natrysk.Gwardzista zniknął i zastąpił go równie stary paź w brudnooliwkowej liberii.Uderzył w mosiężny gong i wychrypiał:- Pokłońcie się i dygnijcie przed Beneluksem, Wielkim Stewardem Twodoru, prawdziwym regentem Zaginionego Króla, który pewnego dnia powróci - a przynajmniej tak powiadają.Siwowłosy paź umknął za kotarę i jedna z zasłon załopotała.Wytoczył się zza niej wychudły starzec na rozklekotanym wózku ciągniętym przez zaprzęg ciężko dyszących szopów.Beneluks nosił frakowe spodnie, krótki czerwony kubraczek oraz muszkę na gumce.Na łysiejącej głowie miał szoferską czapkę z herbem Stewardów, dość ostentacyjną ozdobą wyobrażającą skrzydlatego jednorożca niosącego tacę śniadaniową.Moxie wyczuł wyraźny zapach czosnku.Goodgulf głośno odchrząknął, bo Steward najwyraźniej był pogrążony we śnie.- Najlepsze życzenia i przyjemnych wakacji - zaczął.- Jestem Goodgulf, Nadworny Czarodziej Koronowanych Głów Śródziemia Dolnego, Cudotwórca i Dyplomowany Chiromanta.Stary Steward otworzył jedno ślepawe oko i z obrzydzeniem spojrzał na chochliki.- C - co to za jedni? Na drzwiach jest napisane “żadnych zwierząt".- To chochliki, mój panie, twoi mali, lecz godni zaufania sprzymierzeńcy z północy.- K - każę straży rozłożyć kilka gazet - mruknął Steward i pomarszczona głowa ciężko opadła mu na piersi.Goodgulf ehmknął i mówił dalej.- Obawiam się, że przynoszę smutne i ponure wieści.Nie­godziwe norki Sorheda zabiły twego ukochanego syna Bromosela, a teraz Pan Ciemności z jakichś, sobie tylko znanych powodów, chce odebrać ci życie i królestwo.- Bromosel? - powtórzył Steward, podnosząc się na jed­nym łokciu.- Twój ukochany syn - zachęcał go Goodgulf.W zmęczonych starych oczach pojawił się błysk zrozumienia.- Ach, on.Pisze tylko wtedy, kiedy potrzebuje p - pieniędzy.T - tak samo jak ten drugi.T - to s - smutne.- Tak więc przybyliśmy wraz z armią jadącą kilka dni drogi za nami, aby zemścić się na Fordorze - wyjaśnił Goodgulf.Steward ze złością machnął drżącą ręką.- Fordor? N - nigdy o nim nie słyszałem.Ani o - o tym cz - cza - rodzieju.Audiencja skończona - rzekł Steward.- Nie obrażaj Białego Czarodzieja - ostrzegł Goodgulf, wyciągając coś z kieszeni.- Albowiem wielka jest moja moc.Masz, wybierz jedną kartę.Jakąkolwiek.Beneluks wyciągnął jedną z pięćdziesięciu dwóch siódemek kier i podarł ją na konfetti.- : Audiencja skończona - powtórzył stanowczo.- Głupi stary piernik - warknął Goodgulf nieco później, w ich pokoju w gospodzie.Już od godziny miotał się i złorzeczył.- Co możemy zrobić, jeśli nam nie pomoże? - spytał Moxie.- Ten gość jest stuknięty jak łepek gwoździa.Goodgulf pstryknął palcami, wpadając na chytry pomysł.- Otóż to! - zachichotał.- Wszyscy wiedzą, że stary ma hysia.- Tak samo jak jego kumple - trafnie zauważył Pepsi.- Jest psychiczny - głośno rozmyślał Czarodziej.- Założę się, że ma manię samobójczą.Psychoza maniakalno - depresyjna.Kliniczny przypadek.- Manię samobójczą? - powtórzył ze zdziwieniem Pepsi.- Skąd wiesz?- Mam takie przeczucie - odparł w zadumie Goodgulf.- Po prostu przeczucie.Wieczorem w mieście rozeszła się wieść o samobójstwie starego Stewarda [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript