Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Naprawdę masz tyle czasu, żeby się targować? -Zadarł głowę do góry i wpatrywał się we mnie nieludzkimi,bezdusznymi oczami.- Moim zdaniem twój czas się skończył.Mogę ten proces zatrzymać.Powiedz, że się zgadzasz.- Na co?Jego uśmiech stał się brutalny.- Na wszystko, co tylko zechcę, oczywiście.- Jego ton zdradzał wszelkie możliwe lubieżne aluzje, ale oczy.zerkały wstronę promieniującego mocą zwoju.Bezpośredni kontakt z Wyroczniami.A może z samą Ziemią.Niezmierzona potęga,zwłaszcza w posiadaniu dżinna.Obiecałam Imarze, że nigdy nie wypuszczę zwoju z rąk.Westchnęłam ciężko i zadrżałam.- Nie - powiedziałam.Nie miałam ochoty podejmować tego konkretnego ryzyka.Nawet za cenę mojego życia.Rashidbył dziki i nieobliczalny Lista w jego rękach mogła równie dobrze przynieść niezmierzone zło, jak i ogromne dobro.Poczułam, jak bariera, którą zbudowałam, aby odgrodzić moją zatrutą rękę, pęka niczym tama pod naporem czarnegoprzypływu.Coraz większa ciemność rozlewała się po mojej ręce i zaczynała się rozszerzać.- Tak - zawołał Luis.- Do cholery, zrób to, Rashid! Zrób to! Ratuj ją!Rashid uniósł pytająco brwi i nie odrywał ode mnie wzroku.- Ona musi to powiedzieć - stwierdził.- Nikt inny nie może jej w tym zastąpić.No i jak, Cassiel? Umowa stoi?Oblizałam wargi.Czułam, jak ciemność zaczyna się burzyć pod moją skórą, bulgocząc jak jakiś lepki kwas.Nie bolało,jeszcze nie, ale tylko dlatego, że trucizna po drodze zniszczyła już nerwy.Kiedy jednak w końcu dotrze do ośrodków mocy,czeka mnie męka nie do opisania.Wtedy mnie pożre i całkowicie zniszczy moją duszę, usuwając mnie ze świata.Gdzieś, w głębi mnie, poruszyła się tamta Cassiel.Lodowato zimny rdzeń mnie - moja nieludzka istota, któraprzyglądała się płonącym gwiazdom, widziała śmierć miliardów, była świadkiem okrucieństwa i cudów z tym samymcałkowitym brakiem zainteresowania.Tamta Cassiel wiedziała, co zrobić, gdy zwykły człowiek zawiódł.Poczułam jej chłód w moim sercu, zaczęłammyśleć tak jasno jak ona.Miałam wybór.Ale moje ludzkie ja nie potrafiło go dokonać.Tylko dżinn mógł to zrobić.- Nie - powtórzyłam, bardzo dobitnie.- Nie przyjmuję twojej propozycji, Rashidzie.Nie, nie za taką cenę.Podeszłam kilka kroków do małego stolika, na którym stała rzezba z brązu przedstawiająca dwie złożone do modlitwydłonie.Należała do Angeli, była to pamiątka droga dla niej przez całe życie.Wzięłam rzezbę do ręki i usłyszałam szeptmodlitw Angeli i jej próśb, które spłynęły w ten metal.Jej historię.Pomóż mi, dodaj mi sił, wyszeptała ludzka część mojej osoby.Pomóż mi postąpić właściwie.Pomóż mi pokonać strach.Dżinn we mnie w ogóle nie odczuwał strachu, tylko zimną, pozbawioną uczuć konieczność działania.Zwiększyłam ładunek mocy i przeobraziłam metal.Stopił się w mojej prawej dłoni w lśniącą kałużę, która po chwili sięwydłużyła i stwardniała.Uformowała w topór o długim ostrzu.Zanim Luis lub Ben Turner mogli mnie powstrzymać, położyłam dłoń na drewnianym blacie stołu, uniosłam topór dogóry i uderzyłam z całej siły w przegub ręki.Musiałam to zrobić za pierwszym razem.Dla umysłu dżinna było to czysto akademickie ćwiczenie - obliczanie wszystkich kątów i niezbędnej siły.Ludzka część mojej natury zniknęła.Tak było najlepiej.Usłyszałam krzyk Luisa, ale już było za pózno.Teraz.Ostrze uderzyło prosto w niezakażone ciało, o dwa centymetry powyżej miejsca, w którym zatrzymała się trucizna.Przecięło skórę, mięśnie i grubą kość.Zatopiło brzeg w drewnianym blacie.18544 Po wykonaniu prucy ukryty we mnie dżinn wycofał sie w czujne milczenie, usatysfakcjonowany precyzją i siląswoich dokonań.Ludzka część mojej natury obudziła się ze zgrozą.Krzyknęłam.Ból był prawie nie do zniesienia, gorący, czerwonypodmuch, który groził, że przewróci mnie nieprzytomną na ziemię.Musiałam skupić wszystkie swoje siły, aby zachowaćświadomość.Natychmiast doznałam wstrząsu.Krew z kikuta przestała nagle płynąć strumieniem, zmieniła się w cienkiestrużki.Odrąbana dłoń wyglądała dziwnie obco, jakby nigdy przedtem do mnie nie należała, jakby tylko mi się śniło, że cośpodobnego może być przymocowane do mojego ciała.Rashid przed chwilą obojętnie stwierdził, ile strasznych rzeczy może się wydarzyć w ciągu kilku sekund.Miał rację.- Nie! - krzyczał Luis.Chwycił mnie, wytrącił mi topór z ręki i rzucił na podłogę.Narzędzie poleciało z poślizgiem,rozpryskując krople krwi.-Dios, nie!Wysyczał coś jeszcze, czego zupełnie nie rozumiałam otulona mgłą, która zasnuła mi oczy.Ujął mocno kikut ręki.Może zamierzał spróbować przyłączyć dłoń.Strażnicy Ziemi słynęli z podobnych cudów.Dłoń miała jednak inne zamiary.Odrąbana ręka konwulsyjnie się rozkurczyła, a po chwili zaczęła się ruszać jak osobna, żywa istota.Początkowoniepewnie i sztywno poruszyła poczerniałymi palcami, nagle wbiła paznokcie w drewno i się zwinęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript