[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Rozpłatało więzadła w pęcinie, rozcięło wyprawioną skórę siodła i masywne kolano jeźdźca.Conan zwiększył moc uderzenia, wykonując półobrót w siodle, gdy szerokie ostrze mknęło w górę.Cios trafił zdradzieckiego kapitana w podbrzusze, znacznie poniżej tarczy, rozpruł brzeg napierśnika i poszedł dalej.Rozległ się koszmarny, zduszony wrzask ginącego człowieka.Podwładni Braga ujrzeli ze zdumieniem, że ich dowódca został rozrąbany na pół, a części jego ciała spadają na ziemię oddzielnie po obu stronach wierzchowca.Niemal natychmiast Conan ruszył do ataku na kolejnego jeźdźca.Rząd najemników na koniach, przybywających śladem Cymmerianina z obozowiska, błyskawicznie uderzył na legionistów.Część zdemoralizowanej kompanii Braga rzuciła się do ucieczki, lecz pozostali wojownicy wytrwali przy swoich towarzyszach broni.Przez noc poniosło się echo ścierających się mieczy.XVIKAPITANOWIE- Dopadliśmy zbrodniarza!Conan z trudem powracał z mrocznej otchłani snu.Miał wrażenie, że jego głowę spowija brudny wojłok, serce łomotało mu w piersiach od nagłego przebudzenia.Mimo to odzyskał gotowość do walki szybciej, niż by podejrzewał: gdy tylko otworzył oczy, dostrzegł, że dzierży w zdrętwiałej dłoni wyciągnięty z pochwy miecz.Cymmerianin dźwignął się na kolana na posłaniu z pogniecionych futer między korzeniami strzelistego dębu.Przytrzymawszy się dłonią krzepkiego pnia, powiódł wzrokiem po otaczającym go kręgu gniewnych ludzi.- Zeno, zmiłuj się! - powiedział jeden z nich.- Cymmerianin spał jak zabity przez wiele godzin - chociaż nie mam pojęcia, jak mógł nie obudzić się do południa mimo całego tego zamieszania! - Mężczyzna rzucił odruchowo spojrzenie na skulonego pod drzewem barbarzyńcę, po czym popatrzył ponownie na zarumienionego, rudowłosego wojownika.- Powinieneś pozwolić mu dojść do siebie, nim zaczniesz rzucać oskarżenia.- Nie! Sprawiedliwości zbyt długo nie mogło stać się zadość! - Zeno odtrącił ramię pragnącego go powstrzymać najemnika.- Czy ten łotr dał Stengarowi czas na przygotowanie się do walki? A może pozwolił dojść do siebie Lallowi?! -Kędzierzawy najemnik był odziany w sięgający po szyję brudny skórzany strój.Nie przestając krzyczeć, dla dodania sobie otuchy poklepywał po rękojeści broni przy pasie.- Nie pozwolę, by dopuścił się kolejnej zdrady! Zdołał się pozbyć Hundolfa i rządzi się jego oddziałem, jak gdyby dostał go w spadku!- To potwarz! - warknął Conan.- Usiłowałem ratować Hundolfa - i ciebie również, bezwartościowe ścierwo!- Tak jest - poparł barbarzyńcę młodzieńczo wyglądający wojownik.- Byłem przy Hundolfie; Cymmerianin ostrzegał kapitana, gdy pochłonęła go ognista mgła.- Nie ufam jego dziwnie opatrznościowym ostrzeżeniom! - krzyknął Zeno.- Wiem jedno: Conan zniknął wieczorem z obozu, by wdać się w jakieś ciemne sprawki w pałacu.Jestem pewny, że dowiedział się w jakiś sposób o zdradzieckim planie Ivora.- W tonie Zenona pobrzmiewała oskarżycielska nuta.- Ten uzurpator zwalił się nam na głowy w środku nocy, a tuż potem rozpętała się czarnoksięska zagłada! Przeżyłem nie dzięki jego tak zwanej pomocy, ale mimo niej, za sprawą własnego sprytu i zręczności!- A co z Bragiem? - rozległ się jeszcze jeden głos.- Conan zabił go i przerwał pierścień okrążenia.Bez jego pomocy pewnie nie zdołalibyśmy się wyrwać.- Bzdury! Szukał czczej chwały! Sam zdołałem przedrzeć się z grupą towarzyszy przez linię najemników Braga po południowej stronie obozu.- Słowa Zenona spotkały się z przytaknięciami otaczających go wojowników.-Pytanie brzmi, jak długo jeszcze pozwolimy temu barbarzyńcy wpychać się między lepszych od siebie, co do tej pory z taką łatwością czynił?W zebranym wokół dębu tłumie wybuchły gwałtowne kłótnie.Raz jeszcze, podobnie jak podczas konfrontacji w oberży, zarysowały się dwa obozy: część najemników zaczęła przesuwać się w pobliże Conana, inni podchodzili do Zenona.Nachmurzony Cymmerianin dostrzegł, że spór, aczkolwiek zażarty, miał ograniczony zasięg.Nad głowami skłóconych najemników dojrzał, że ich towarzysze spokojnie rozpalali ogniska, rozbijali namioty i wiązali bezładnie konie na stoku przeciwległego wzgórza.- Mówię wam, przede wszystkim musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, kto po śmierci Hundolfa będzie dowodzić jego oddziałem.- stwierdził donośnym głosem stary najemnik o pobrużdżonej twarzy i siwym zaroście.Rozejrzał się po polanie, ściągnąwszy w uśmiechu przypominające rzemienie usta.- Mamy dwóch chętnych do tej roli byczków.Powiadam, że zamiast się o to kłócić, powinniśmy załatwić to w tradycyjny sposób.Niech się biją o to stanowisko!Propozycja najemnika spotkała się z głośnymi okrzykami poparcia.Tłum natychmiast zaczął się rozstępować, zostawiając szeroką przestrzeń Conanowi i jego rywalowi.Zeno wszedł na jej środek, gładko wyciągając miecz z pochwy.- Stawaj do walki, Cymmerianinie, jeśli się odważysz! Spróbuj tym razem złamać mój miecz!Milczący, przepełniony gniewem Conan ruszył do przodu.Jego broń zatoczyła łuk i uderzyła potężnie w miecz Zenona.tylko raz, bowiem siła ciosu zmiotła ostrze młodzieńca w dół i na bok.Zamiast wznieść broń do kolejnego ataku, Conan naparł ciałem na swojego przeciwnika, uniemożliwiając mu wyprowadzenie ciosu.Miecz Cymmerianina upadł upuszczony na ziemię, gdy barbarzyńca zacisnął ręce wokół tułowia Koryntiańczyka.- Aaach! Zachciewa ci się zapasów, co?! - zdołał wykrztusić z siebie spazmatycznie Zeno, niezdolny do zaczerpnięcia tchu.Najemnik starał się kopnąć Conana, równocześnie szorując mu po plecach ostrzem długiego miecza.Skórzany kaftan Cymmerianina skazał jednak na niepowodzenie obydwie te metody obrony.Barbarzyńca spychał swojego przeciwnika w tył i kręcił nim wokół siebie, równocześnie zacieśniając coraz bardziej chwyt.Po paru chwilach Cymmerianin zdołał dźwignąć bezskutecznie wierzgającego nogami Zenona nad ziemię.Chociaż Koryntiańczyk nie był ułomkiem, w ramionach Conana przypominał antylopę pochwyconą przez lwa.Zeno nie zamierzał się jednak poddawać.Wciąż zaciskając miecz w dłoni, drugą ręką starał się bez powodzenia dosięgnąć ukrytego w wysokim bucie sztyletu.Conan po chwili przerzucił ramię nad barkiem przeciwnika i zacisnął wielką pięść na siedzeniu skórzanych spodni Zenona.Dźwignął swoją ofiarę poziomo nad głowę i ze sieknięciem cisnął ją przed siebie.Zeno wypuścił miecz z dłoni, by się na niego nie nadziać, i wylądował z łoskotem na węźlastym korzeniu dębu.Po upadku nie zdołał wstać; stękając z bólu, niemrawo wiercił się z twarzą przyciśniętą do murawy
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|