[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Tecuhltli walczył z Xotalankiem, a Tolkemec to jednemu pomagał, to drugiemu, zdradzając stronnictwa, gdy tylko było mu to wygodne.W końcu Tecuhltli i jego lud cofnęli się do obszarów przy bramie zachodniej, tu, gdzie teraz siedzimy.Xuchotl ma kształt owalny; Tecuhltli, które wzięło miano od swego księcia, zajmuje całą zachodnią część owego owalu.Zablokowano wszystkie wrota łączące ów kwartał z resztą grodu, pozostawiając po jednych drzwiach tva każdym poziomie, najłatwiejszych do obrony.Potem zszedł lud Tecuhltliego do lochów pod miastem i murem oddzielił od reszty ich część zachodnią, gdzie spoczywają kości starożytnych Xuchotlan i tych Tlazitlan, którzy polegli w czasie sporu.I żył, jak w oblężonym zamczysku, czyniąc na wroga wycieczki.- I ludzie Xotalanka postąpili podobnie we wschodnich regionach miasta, i ludzie Tolkemeka w południowych.A centralną część grodu nagą pozostawiono i nie zamieszkaną.I stały się owe puste sale i komnaty polem bitwy i obszarem wiecznego zagrożenia.- Tolkemec z obydwoma klanami wiódł wojny.Demonem był w ludzkiej skórze, gorszym od Xotalanka.Wiele znał tajemnic miasta, o których nigdy przybyszom nie powiedział.Z krypt i katakumb skradł umarłym ich okropne sekrety - sekrety królów starożytnych i magów, o których nie pamiętali nawet ci zdegenerowani Xuchotlanie, których wysiekli nasi przodkowie.Ale cała ta magia nie pomogła mu owej nocy pamiętnej, gdyśmy zdobyli jego twierdzę i wyrżnęli w pień jego ludzi.On sam torturowany był przez wiele dni.Głos Olmeka stał się pieściwym szeptem i nieobecny wyraz zagościł w jego oczach, jakby oglądając ową scenę z lat dawno minionych, doznawał niewysłowionej rozkoszy.- Ach, podtrzymywaliśmy w nim życie, aż śmierci pragnął jak młodej żony.A potem jeszcze żywego zabraliśmy z izby tortur i cisnęliśmy do lochu, aby zaś szczury zeżarły jego ciało do gołej kości.Wszelako zdołał jakimś sposobem umknąć z owej ciemnicy i powlókł się do katakumb.Tam bez ochyby sczezł, jedyne bowiem wyjście z katakumb jest w Tecuhltli, a z wyjścia tego nigdy się nie wyłonił.Nie znaleziono po prawdzie jego kości i co przesądniejsi z naszego ludu prawią, że jego duch nawiedza krypty po dziś dzień, skowycząc śród szkieletów.Dwanaście lat temu wyrżnęliśmy lud Tolkemeka, ale trwa i sroży się wojna między klanem Tecuhltlów i Xotalanków, i srożyć się będzie, aż padnie ostatni mąż i ostatnia niewiasta.- Pół wieku temu skradł Tecuhltli żonę Xotalanka.Pół wieku trwa waśń.W czasie jej trwania ja przyszedłem na świat i wszyscy w tej komnacie obecni, z wyjątkiem Tasceli.I mniemam, że umrzemy, nim waśń się skończy.- I ginącym jesteśmy narodem, jak owi Xuchotlanie wybici przez naszych przodków.Gdy rozpoczynała się woj- na, setki nas były w każdym stronnictwie.A teraz wszystkich Tecuhltlów, prócz tych, co czterech bram strzegą, masz przed sobą - czterdziestu ludzi, oto i cały klan.Ilu jest Xotalanków, nie wiemy, atoli nie mogą być od nas o wiele liczniejsi.Przez lat piętnaście ani jedno nie urodziło się u nas dziecko i ani jednego nie widzieliśmy wśród Xotalanków.- Giniemy, ale nim sczeźniemy ostatecznie, wyrżniemy tylu Xotalanków, ilu bogowie pozwolą.I z blaskiem w szalonych oczach długo mówił Olmec o tej przerażającej wojnie, toczonej w cichych komnatach 1 mrocznych sieniach - w świetle zielonych klejnotów ognistych, na posadzkach żarzących się ogniem Piekieł i barwionych czasem głębszym szkarłatem: z rozciętych żył.Całe pokolenie zatraciło się w owych jatkach.Dawno nie żył Xotalanc, usieczony w ponurej bitwie na schodach z kości słoniowej.I nie żył Tecuhltli, obdarty żywcem ze skóry przez rozwścieczonych Xotalanków, którzy go pojmali.Bez wzruszenia opowiedział Olmec o bitwach okropnych w czarnych korytarzach, zasadzkach na kręconych schodach, straszliwych rzeziach.Czerwieńszy, bardziej jeszcze przepastny ogień jawił się w jego głębokich, ciemnych oczach, gdy mówił o mężach i niewiastach żywcem obdzieranych ze skóry, masakrowanych i rwanych na części, o jeńcach przeraźliwie wyjących w izbach tortur.Tak było to wszystko odrażające, że począł mruczeć nawet barbarzyński Cymmeryjczyk.Nic dziwnego, że drżał Techotl jak liść, lękając się pojmania! A przecie wyruszył, by zabijać, jeśli nadarzy się okazja, wiedziony nienawiścią silniejszą nawet niż strach.Zaś Olmec mówił dalej, o sprawach mrocznych i tajemniczych, o czarach i magii wykradzionych z czarnej otchłani katakumb, o bestiach niezwykłych wezwanych z ciemności po to, by straszliwych uczynić z nich sprzymierzeńców.Tu przewagę mieli Xotalankowie, we wschodnich bowiem katakumbach spoczywały kości najpotężniejszych czarnoksiężników starożytnego Xuchotl, a z nimi - nieśmiertelne sekrety.Słuchającą Valerię ogarnęła niezdrowa fascynacja.Waśń stała się przerażającą pierwotną siłą, co niepowstrzymanie pchała lud Xuchotl ku ostatecznej zagładzie.Wypełniała całe ich życie.Trwała, gdy się rodzili.Wierzyli, że trwać będzie po ich śmierci.Swą ufortyfikowaną sadybę opuszczali tylko po to, by skradać się ku Salom Milczenia, dzielącym przeciwne obozy, by zabijać i ginąć.Czasem wracali z wypraw, wiodąc oszalałych jeńców lub przynosząc ponure trofea ze zwycięskich walk.Czasem nie wracali wcale albo wracały tylko ich odcięte członki, które wraża dłoń ciskała przed zaryglowane wrota z brązu.Upiorny, nierzeczywisty i koszmarny żywot wiedli ci ludzie, odcięci od reszty świata, zamknięci we wspólnej klatce jak wściekłe szczury, co sobie wzajem skaczą do gardeł, skradający się od lat przez mroczne korytarze, by kaleczyć, torturować i zabijać.Gdy Olmec opowiadał, czuła na sobie Valeria uporczywe spojrzenie Tasceli.Zdawało się, że nie słyszy księżniczka, co mówi brodaty olbrzym.Wyraz jej twarzy, gdy wspomniał zwycięstwa i klęski, nie odbijał szatańskiej uciechy czy dzikiej wściekłości malujących się na obliczach pozostałych Tecuhltlów
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|