[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Pchnęłam lekko i drzwi się otworzyły, w połowie drogi wydając metaliczne skrzypnięcie, równie znajome jak wszyst-ko dotąd.Wszystko było znajome, a jednak tak zupełnie, całkowicie nieprawdziwe.Trzy kroki przez hol.Był tu niebieski dywanik, który Da-nek przyniósł pewnej śnieżnej nocy jako niespodziankę.Na ścianie grafika Roberta Munforda przedstawiająca lwy, naktórą patrzyłam każdego dnia, bo tak bardzo ją lubiłam.To jedna z pierwszych rzeczy, jakie kupiłam po przeprowadzce do Nowego Jorku.Była tu stara, zniszczona parasolka Danka, która nigdy się dobrze nie zamykała, i mój zielony, podgumowany płaszcz przeciwdeszczowy - wisiały obok siebie na drewnianych kołkach.Na podłodze leżały jeden na drugim grube, czarne, zimowe kalosze mojego męża.Nie mogłam się powstrzymać, by nie dotknąć parasolki.Okazała się prawdziwa, należała do Danka.Byłam w domu.Na kanapie w pokoju dziennym - ubrany w szary garnitur, białą koszulę i szary krawat - siedział Jack Chili, tym razem w normalnych wymiarach.Cały w uśmiechach - Witamy w domu, pani James.- Tutaj ten piękny, miękki jak puch głos, który po raz pierwszy usłyszałam, gdy dobiegał z nieba, wydawał się zupełnie nieprzyzwoity.- Nie podoba się pani mój głos, Pani James? To może coś bardziej domowego: „To jest pieśń, Cul-len”.Zupełnie jak Danek, kiedy po raz pierwszy się kochaliśmy.- Nie? Czy ja też nie mogę być seksy? Czy to zabronione? W porządku, niech pomyślę: „Och, zapal sobie tym papierosa, Cullen”.Eliot!- Przestań! To nie twoje głosy! Możesz udawać, ale one nie należą do ciebie.- Wszystko należy do mnie, moja droga.- Nikły uśmiech.- W porządku, w porządku, już kończę.Pepsi, nie masz ochoty porządnie się tutaj rozejrzeć, zanim zaczniemy? Później możesz już nie mieć okazji.Nie chcesz zobaczyć, jak żyje twoja mama? Tam jest kołyska twojej siostry, to tam sypia.- Przestań!Nie zwracając na mnie uwagi, nadal mówił do Pepsi:- Spójrz na te małe baloniki na jej pościeli.Czy nie są wspaniałe? Co myślisz o tym szmacianym piesku? Nazywa się Odi i jest bohaterem filmów rysunkowych.A spójrz na to kapitalne łóżko! Kto chciałby dorosnąć, mogąc spać w takim łóżku? Cóż za wspaniałe miejsce na dzieciństwo! Idealny kącik dla malucha.Pepsi zaciskał obie dłone na górnej poprzeczce kołyski Mae i patrzył do środka smutnymi, pięknymi oczyma.- Czemu nie przygotujesz swojemu synkowi jakiejś przekąski, Cullen? Zrób mu kanapkęz masłem orzechowym i galaretkę, to lubi najbardziej.Nie widzisz, że chłopiec jest głodny?Pepsi chodził po pokoju, chłonąc wszystko dookoła.Wziął do ręki moje zdjęcie z Dankiem, przejechał palcem po gazecieEliota, uśmiechnął się do białego, gumowego smoka, którego Mae zostawiła na podłodze.Kiedy wyszedł do przedpokoju, nie poruszyłam się, by pójść za nim.Nie bałam się Jacka Chili.Cała reszta bolała zbyt mocno, by zostawało miejsce jeszcze i na to.Chili i ja siedzieliśmy - każde pogrążone w swym własnym milczeniu - i nasłuchiwaliśmy kroków Pepsi stąpającego powoli po dalszych częściach mojego mieszkania.- Nie zapomnij przyjrzeć się zdjęciom na ścianach sypialni.Jest tam jedno wyjątkowo dobre, przedstawiające Dan-ka, Mae i rodziców twojej mamy - twoich dziadków.- Dlaczego nie zostawisz go w spokoju? Co masz teraz zamiar zrobić?- Ja? Nic nie mam zamiaru robić, Cullen.Wszystko zależy od twojego syna.- Co to oznacza?- Nie martw się tym.Jak ci się podobało to, co tam zrobiłem ze snami dzieci? Wspaniałe, co? A co powiesz o ich szybkiej przemianie w Pepsi? Musisz przyznać, że to naprawdę robiło wrażenie - śmiertelnie cię przeraziło, co? Tak samo jak za twojej ostatniej bytności, pamiętasz?Podniósł obie dłonie w pradawnym geście poddania i nagle na podłodze pomiędzy nami znaleźli się moi rodzice.Widzieliście kiedyś paskudny wypadek samochodowy, w którym zginęli ludzie? Albo te niewyobrażalne fotografie katastrof lotniczych, masowych mordów, tego, co leży na dnie dołów w obozach koncentracyjnych? Cóż, tak właśnie wyglądali moi rodzice, kiedy leżeli przede mną na podłodze - ostatni prezent Jacka Chili.Ale było jasne, że żyją i odczuwają każde okropień-stwo, jakiemu poddano ich ciała.Wydawali jakieś dźwięki.próbowali się poruszać.Ten właśnie obraz zobaczyłam na zboczu wzgórza wiodącym do Cafe Deutschland, kiedy jako dziewczynka po raz pierwszy byłam na Rondui.To dlatego użyłam czwartej Kości Księżyca, chcąc uratować siebie i rodziców, tak przynajmniej sądziłam.Zamknęłam oczy.- To nie jest prawdziwe.- Nie, mylisz się.To jest prawdziwe.Za moimi plecami Pepsi wszedł do pokoju i zawołał coś, krótko i niezrozumiale.Rozległ się ostry trzask i zapadła całkowita cisza.Kiedy otworzyłam oczy, ciała zniknęły.Pepsi podszedł i położył mi ręce na ramionach.Pochyliłam głowę, by dotknąć jednej z nich policzkiem.- Dziękuję ci.- Ty mały dupku! Dobrze, dobrze, zaczynajmy.Rzecz jasna, ty masz Kości, Pepsi, bo inaczej nie mógłbyś tego dokonać.Pokaż mi je.I tak muszę je zobaczyć.Pepsi usiadł po drugiej stronie kanapy, na miejscu Danka, i zsunął sobie plecak na kolana.Sięgając do środka, wyjął Kości po kolei, powoli układając jedną po drugiej na poduszce, która przy nim leżała.Kiedy skończył, było ich pięć.Pięć? Nie mogłam w to uwierzyć.Piąta? Skąd się tu wzięła? Gdzie Pepsi zdobył ostatnią Kość Księżyca? Patrzyłam to na pięć Kości, to na Pepsi, to na Jacka Chili.- Zdziwiona, mamo Cullen? Powinnaś być zdziwiona, kochanie.Twój mały cię naciągnął.- Mamo, nie słuchaj go.Nie mogłem ci powiedzieć, nie było mi wolno.Znalazłem ją tego dnia, gdy byliśmy przy Gorących Butach
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|