Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rysunek przedstawiał sztuczną śledzionę.W światłach policyjnych reflektorów Chuck zobaczył informację wytłoczoną na kartonowym pudełku.Symulakrony od razu, na miejscu rozpoczęły operację.Jeden zaaplikował rannemu zastrzyk znieczulający, podczas gdy drugi, przy użyciu skomplikowanej protezy chirurgicznej, zaczął ciąć powłokę jamy brzusznej.- Możemy już iść - odezwała się Joan, budząc Chucka z zamyślenia.- Moja robota skończona.Z rękami w kieszeniach, mała i szczupła, ruszyła z powrotem do taksówki.Wyglądała na zmęczoną.- Pierwszy raz widziałem medyczne symulakrony w akcji - odezwał się Chuck, gdy odjeżdżali z miejsca wypadku.Widok ten wywarł na nim ogromne wrażenie, przekonując o niesamowitych zdolnościach sztucznych ludzi, skonstruowanych i rozpowszechnionych przez General Dynamics.Oczywiście wielokrotnie widywał symulakrony CIA, ale to było coś diametralnie różnego.Tutaj ich przeciwnikiem nie była grupa ludzi o odmiennych przekonaniach politycznych.Tu wrogiem była śmierć.Jeśli chodzi o symulakrona Daniela Magebooma, będzie odwrotnie.Będzie niósł śmierć, zamiast z nią walczyć.Oczywiście, po tym, czego był świadkiem, nie mógł powiedzieć Joan Trieste o swoich planach.I czy w tym wypadku względy praktyczne nie nakazywały zerwania z nią stosunków?Wydawało się niemal zgubne dla inżyniera wplątywać się w morderstwo, jednocześnie dotrzymując towarzystwa przedstawicielce policji.Czy chciał być złapany? Czy był to inny przejaw impulsu samobójczego?- Pół skina za twoje myśli - powiedziała Joan.- Słucham?- Nie jestem Lordem Runningiem Clamem i nie potrafię czytać twoich myśli, ale wyglądasz tak poważnie, że wydaje mi się, że dręczą cię problemy małżeńskie.Chciałabym móc jakoś cię rozweselić.- Zamyśliła się.- Kiedy dojedziemy do mnie, wejdziesz do środka.- Zarumieniła się, najwyraźniej przypominając sobie słowa galaretniaka.- Tylko mały drink - dodała stanowczo.- Chętnie - odparł, również pamiętając o przepowiedni Lorda.- Słuchaj - powiedziała Joan.- To, że ci wścibscy Ganimedejczycy pakują te swoje niby-nosy, czy co oni tam mają, w nasze sprawy, nie znaczy.- przerwała rozdrażniona.Jej oczy błyszczały z ożywienia.- Do diabła z nim.Wiesz, on potencjalnie może być bardzo niebezpieczny.Ganimedejczycy są tacy ambitni.Pamiętasz, w jakich warunkach przyłączyli się do wojny alfańsko-terrańskiej? A przecież wszyscy są tacy jak on.Trzymają milion srok za ogon, wszędzie węsząc możliwości.- Zmarszczyła czoło.- Może powinieneś wyprowadzić się z tego budynku, Chuck.Uciec od niego.„Trochę już na to za późno” - pomyślał trzeźwo.Dojechali do domu Joan.Była to nowoczesna, przyjemna budowla, bardzo prosta w konstrukcji i, jak wszystkie nowe budynki, w większej części podziemna.- Mieszkam na szesnastym piętrze - powiedziała Joan, gdy zjeżdżali windą.- To trochę jak życie w kopalni.Szczególnie kiepsko, gdy cierpi się na klaustrofobię.Chwilę później Już pod drzwiami mieszkadła, gdy znalazła klucz i wsunęła go w zamek, dodała filozoficznie:- Ale w razie ponownego ataku Alfańczyków jest to bezpieczne miejsce.Między nami a bombą wodorową jest piętnaście pięter.Otworzyła drzwi.Gwałtownie błysnęła jasna smuga światła, a potem zgasła.Zamrugał i zobaczył stojącego na środku pokoju mężczyznę z kamerą, mężczyznę, którego rozpoznał.Rozpoznał i znienawidził.- Cześć, Chuck - rzekł Bob Alfson.- Kto to jest?! - krzyknęła Joan.- I dlaczego nas filmuje?!- Spokojnie, panno Trieste - odparł Alfson.- Jestem adwokatem żony pani kochanka.Potrzebujemy dowodów do rozprawy sądowej, która, nawiasem mówiąc - spojrzał na Chucka - jest na wokandzie w następny poniedziałek o dziesiątej rano, w sali rozpraw sędziego Brizzolara.Przesunęliśmy termin; pańska żona chce mieć to za sobą jak najszybciej.- Wynoś się - powiedział Chuck.- Z przyjemnością - odparł Alfson, idąc w kierunku drzwi.- Ten film, którego używam.Na pewno spotkałeś się z nim w CIA.Jest drogi, ale skuteczny.Użyłem poczasowego filmu Agfom - wyjaśnił Chuckowi i Joan.- Nagranie nie będzie przedstawiało tego, co działo się tu dotychczas, lecz co będziecie robić w ciągu następnej pół godziny.Myślę, że to bardziej zainteresuje sędziego Brizzolara.- Nie oczekuj, że stanie się tu coś ciekawego - rzekł Chuck.- Idę stąd.- Wyszedł na korytarz.Powinien był opuścić to miejsce możliwie jak najszybciej.- Myślę, że się mylisz - powiedział Alfson.- Sądzę, że na tym filmie znajdzie się parę wartościowych rzeczy.W każdym razie, co ci zależy? To czysto techniczna sztuczka, dzięki której Mary uzyska korzystny wyrok.Musi odbyć się formalna prezentacja dowodów.I nie odmówię sobie przyjemności zobaczenia wówczas twojej miny.Chuck, zmieszany, odwrócił się.- To naruszenie prywatności.- Wiesz, że w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat nikt nie miał odrobiny prywatności - parsknął Alfson.- Pracujesz dla agencji wywiadowczej, nie bądź więc śmieszny, Rittersdorf.- Wyszedł na korytarz, minął Chucka i nie spiesząc się, poszedł w kierunku windy.- Gdybyś chciał kopię filmu.- Nie - przerwał Chuck.Patrzył za adwokatem, dopóki ten nie zniknął mu z oczu.- Może jednak wejdziesz.W końcu i tak jest to zarejestrowane na filmie.- Przytrzymała drzwi mieszkadła i Chuck wszedł z ociąganiem.- To, co on robi, oczywiście jest nielegalne, ale wydaje mi się, że w sądzie zawsze to wykorzystują.- Poszła do kuchni i zaczęła przygotowywać drinki.Dobiegł go brzęk szklanek.- Czy masz ochotę na Mercurian Slumps? Mam pełną butelkę.- Wszystko mi jedno - odparł szorstko Chuck.Joan przyniosła drinka.Przyjął go zamyślony.„Odegram się na niej za to - powiedział do siebie.- Teraz to już przesądzone.Walczę o życie”.- Wyglądasz strasznie - powiedziała Joan.- Bardzo cię zdenerwował ten facet z kamerą poczasową, prawda? Wciskanie nosa w nasze życie.Najpierw Lord Running Clam, a teraz, kiedy.- Ciągle jeszcze można zrobić coś w tajemnicy - odrzekł Chuck.- Tak, żeby nikt o tym nie wiedział.- Na przykład?Nie odpowiedział.Sączył swojego drinka.6Z wysokich półek zeskoczyły na ziemię trzy koty; trzy stare rude kocury, cętkowany kot bezogonowy, następnie kilka półsyjamskich kociaków z puszystymi wąskimi pyszczkami, zwinny młody czarny kocur i ciężarna kocica.Wszystkie wraz z małym pieskiem zgromadziły się u stóp Ignatza Ledebura, uniemożliwiając mu wyjście z chaty.Przed nim leżały szczątki martwego szczura.Pies, terier, złapał go, a koty ponadgryzały.Ignatz słyszał o świcie ich miauczenie.Było mu żal szczura, który prawdopodobnie łaził po śmieciach leżących przy drzwiach chaty.W końcu on też miał prawo do życia jak ludzie.Pies oczywiście nie wziął tego pod uwagę, instynkt zabijania owładnął całą jego słabą istotą.Nie było mowy o żadnej winie moralnej, bowiem szczury przerażały go.W przeciwieństwie do swoich pobratymców z Terry miały łapy na tyle zręczne, aby konstruować prymitywną broń.Były kute na cztery nogi.Przed Ignatzem stała zardzewiała pozostałość traktora, długo nie poddawanego przeglądom.Porzucono go tutaj z nadzieją, że może kiedyś zostanie zreperowany.Od tego czasu bawiło się na nim piętnaścioro (a może szesnaścioro?) dzieci Ignatza, pobudzając do działania szczątki jego obwodów.Nie znalazł tego, czego szukał - pustego plastykowego kartonu po mleku, potrzebnego do rozpalenia porannego ognia.Musiał więc zamiast tego połamać deskę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript