[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Zycie było dla niej czymś bardzonieskomplikowanym i pociągającym - a przede wszystkim czymś pięknym.Zatonęła wmarzeniach, z których wyrwał ją ostry głos, dobiegający od drzwi:- Panie Lombard? Czy to pan?Oczywiście, Jolanta! Zawsze pojawiała się wtedy, kiedy chciałoby się pobyć samemu.Kat odwróciła się spokojnie.- Nie, to ja.Co się stało?Jest telegram dla pani ojca.Chciałabym wiedzieć, gdzie on może być - Jolantarozejrzała się podejrzliwie, ale wbrew swoim oczekiwaniom nigdzie nie dostrzegła nawetśladu Filipa.Z ponurą miną popatrzyła na Kat, której twarz pełna była jakiejś cichej,wewnętrznej radości.- Muszę powiedzieć, że.- zaczęła i przerwała niemal natychmiast, usłyszawszydobiegający z daleka jakiś hałas.- Znowu ktoś idzie! Przecież już prawie północ! Czy my prowadzimy dom otwarty dlawszystkich?! Idę, idę! A Fanny i wszystkie dziewczyny gdzieś się pochowały! Pewnie siedząna sali balowej i robią piękne oczy do żołnierzy!Jolanta pośpieszyła do wnętrza domu, narzekając głośno.Zawsze była pełna złychprzeczuć i podejrzeń.Jej zdaniem Kat wyglądała tak, jak gdyby spotkała Ducha Zwiętego -Jolanta mogłaby się założyć, że dziewczyna nie siedziała w oranżerii przez cały czas zupełniesama.Sara spędziła cały wieczór przy boku młodego żołnierza, który siedział na wózkuinwalidzkim i miał na nim siedzieć już do końca swego życia - francuski granat rozerwał muna strzępy obie nogi.%7łołnierz miał zmęczoną, pełną melancholii twarz i patrzył na wesołązabawę z wyrazem takiej rezygnacji, która Sarze wydawała się bardziej bolesna niż gniew irozgoryczenie.Około północy żołnierz wyczerpany zasnął i siostra, która go przywiozła,wyprowadziła wózek z sali.Sara wstała i podeszła do Felicji, która właśnie odmówiłajakiemuś nudnemu tancerzowi pod pretekstem przypudrowania nosa i przyłączyła się doLindy, siedzącej wśród starszych matron w kącie sali.- Felicja! Linda! - zawołała Sara.Była ożywiona, jej oczy błyszczały, a blade zwyklepoliczki były zarumienione.- Czy mam wam powiedzieć, co mi przyszło do głowy?- Co takiego?- Jest miejsce, gdzie będziemy bardziej potrzebne niż tutaj przy.robieniu skarpet nadrutach i zwijaniu bandaży - Sara spojrzała z obawą na Augustę - powinnyśmy pójść na front- jako sanitariuszki!- Och, dobry Boże! - Felicja była przerażona.Cały wieczór miała wrażenie, że twarzSary siedzącej przy rannym żołnierzu miała taki wyraz, jak gdyby ona sama zamieniała się wanioła.- Ja nie mogę - powiedziała szybko Linda - wiesz, dziecko.Ale Felicja może.I Kat.To rzeczywiście dobry pomysł - przyznała Clara Carvelli - Felicjo, sądzę, że powinnaśsię zgodzić.- Ale.- zaczęła Felicja i nie dokończyła.Tego tylko brakowało.Znowu przypomniałjej się szpitalny pociąg, niekończąca się podróż z Konigsberga do Berlina i z przerażeniempomyślała: Nie! Nigdy więcej.Nie chcę mieć z tą wojną nic wspólnego.Nie chciałam jej i niemam zamiaru ponosić związanych z nią konsekwencji.Jak one chcą - mogą spokojniemaszerować na front, ale ja nie!- No? - zagadnęła pytająco Augusta tonem, w którym brzmiała ukrywana agresja.Wszystkie spojrzenia skierowały się na Felicję, która poczuła się jak złapana w pułapkę.Wposzukiwaniu jakiejś niespodziewanej pomocy rozejrzała się dookoła i wtedy właśnie dopokoju wkroczyła Fanny zwracając się wprost do niej:- Jakiś pan do łaskawej pani.Jest w kuchni na dole i chce koniecznie z panią mówić.Felicja, wdzięczna za nieoczekiwane wybawienie, była gotowa rzucić się pokojówcena szyję, a Augusta zasypała Fanny pytaniami:- W kuchni? Dlaczego nie wejdzie tutaj? Co to za pan?Ale Felicja z krótkimi przeprosinami odwróciła się i z ulgą opuściła szybko salę.- Jolanta mówiła, że nie podał nazwiska - paplała idąca tuż za nią Farmy - ale toprawdziwy pan, nie można powiedzieć, a pewnie zrobiłybyśmy coś złego, gdybyśmy goprzepędziły, czy tak?- Dobrze, Fanny, w porządku - Felicja szybko zeszła po schodach w dół do piwnicy,gdzie znajdowała się kuchnia.Jolanta stała w drzwiach na straży jak smok i niespokojnie wypatrywała Felicji.Obokniej stał jakiś mężczyzna i patrzył obojętnie na martwego karpia, leżącego na kuchennymstole.Tym mężczyzną był Maksym.Felicja instynktownie powstrzymała się w ostatniej chwili - miała zamiar zawołać gopo imieniu, ton jej głosu mógłby ją zdradzić.Nie panowała jednak nad wyrazem swojejtwarzy i czuła, że krew odpłynęła jej z policzków, a oczy rozszerzają się coraz bardziej.Naszczęście Jolanta patrzyła tylko na Maksyma, a Fanny stała za nią i nie mogła widzieć jejtwarzy.Maksym wyglądał na wyczerpanego, nie miał na sobie munduru, jeden z rękawówjego ubrania zwisał luzno w dół.- Dobry wieczór, Felicjo.Mam rzeczywiście szczęście, że jeszcze nie śpisz - odezwałsię.Jolanta w zdumieniu uniosła w górę brwi.- To jest.Maksym Marakow - wyjaśniła szybko Felicja - przyjaciel jeszcze zInsterburga.Znamy się od dziecka.Zagryzła wargi.Jej same takie długie tłumaczenia wydałysię dziwne.- Możemy porozmawiać sami? - spytał Maksym bez żadnych wstępów, a Felicjadopiero teraz zauważyła, jak bardzo był zdenerwowany.Wskazała mu drogę i przeszła do małego salonu, gdzie zwykle przyjmowano gości.Maksym szedł za nią bez słowa.Z sali balowej aż tutaj do biegała muzyka.Felicja zapaliłaświatło, zamknęła drzwi i oparła się o nie, jak gdyby chciała w ten sposób odgrodzić się odcałego świata.- Maksym - zaczęła - ja.Przerwał jej gwałtownie.- Moja taksówka stoi przed drzwiami.Ja.czy mogłabyś zapłacić za nią?Gdyby to nie był on, natychmiast skwitowałaby taką prośbę jakąś kąśliwą uwagą,teraz jednak poczuła tylko lekkie zmieszanie.- Oczywiście.Tylko.- rozejrzała się.Nie miała przy sobie pieniędzy, ale na szczęściezobaczyła stojącą na stole glinianą miskę, do której kobiety z kółka robótek na drutachwrzucały monety płacone jako kara za używanie francuskich słów.Felicja wydobyła z niejdwie garście monet i podała Maksymowi.- Masz.Powinno wystarczyć.Maksym osłupiał.- Drobniejszych monet już nie miałaś?Wziął jednak wszystko i ruszył w stronę w stronę drzwi, mówiąc:- Zaraz wrócę.Poczekaj na mnie.Po chwili zjawił się z powrotem i starannie zamknął za sobą drzwi.Znów nie traciłczasu na długie wyjaśnienia i oświadczył:- To, niestety, nie wszystko.Felicjo, potrzebuję pieniędzy.- Pieniędzy? - o czym on mówi? Od kiedy Maksym potrzebuje pieniędzy?- Tak, pieniędzy - odparł niecierpliwie - sto złotych marek.Czy możesz mi jepożyczyć?Nie rozumiem.Maksym przerwał jej niecierpliwie:- Moje konto jest w tej chwili niedostępne - z pewnych powodów zostało zablokowaneprzez.czynniki rządowe.Musi ci to teraz wystarczyć jako wyjaśnienie.A więc, czy dostanęte pieniądze od ciebie?Gdyby mógł, wytrząsnąłby ze mnie każdą sumę, pomyślała Felicja.Jego słowadocierały do niej jak przez ścianę z waty i mimo najlepszych chęci nie mogła się na nichskoncentrować ani na nie odpowiedzieć.Patrzyła tylko na niego, śledziła tak dobrze jej znanerysy jego twarzy z takim napięciem i uwagą, jak gdyby widziała go ostatni raz w życiu
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|