Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mnóstwo oszukanych ludzi!- I co? - spytał zachłannie Rafał.- Robiłeś ekspertyzy?- No właśnie, robiłem.Wielka sensacja dziś wybuchła.Mnie się wydaje, z tego co do tej pory wiem, że na razie w handlu ukazało się ich bardzo niewiele.Ukradziono i sfałszowano znacznie więcej.Po­dejrzewam, że próbują to sprzedawać cudzoziemcom i gdzieś mają schowane.To jest moje osobiste przekonanie, wynikające z doświad­czeń.- A milicja jest jakiego zdania? - spytał pan Roman.- Nie wiem, milicja się nie wypowiada.Oni lubią mieć dowody.A ja siedzę w znaczkach pięćdziesiąt sześć lat, od piątego roku życia.Mi­licja szuka drukarni, schowka, handlarzy, nie wiem czego tam jeszcze, a ja mam swój węch.Babcia prychnęła gniewnie, bo dziadek właśnie wyjął z kieszeni fajkę.- Węch.! Dziwię się, że ci ta fajka nie zabiła jeszcze wszelkiego węchu!- Babciu, nie szykanuj dziadka teraz! -zawołał niecierpliwie Ra­fał.- Mówi bardzo ważne rzeczy!- Dziękuję ci, dziecko - rzekł dziadek dość melancholijnie.- Kie­dy indziej to już może mnie szykanować, tak?- No, tatusiu! - zniecierpliwiła się ciotka Monika.- Co ci mówi ten twój węch?- Właśnie to, co powiedziałem.Że gdzieś mają, nazwijmy to, ma­gazyn.No i warsztat pracy.Gromadzą łupy na zapas i upłynniają sukcesywnie, jeśli widzą okazję zysku.Ale kto to robi, nie mam po­jęcia.Sensacyjne wydarzenia w Centrali Filatelistycznej usunęły chwilo­wo w cień problemy mieszkaniowe.W dodatku Rafał miał znaczek, który koniecznie chciał dziadkowi pokazać.Babcia gwałtownie zapro­testowała.- Mowy nie ma! Teraz nic tu sobie nie będziecie pokazywać! Macie skończyć kolację i wybierać się spać! Najwyższy czas!- Ależ babciu, jeszcze wcześnie!- Już ja was znam.Niby wcześnie i to ma być na chwilę, a skończy się za trzy godziny! Nie mrugajcie mi tu do siebie, ja już was przypilnu­ję!Spokojna o sekret, wiedząc dobrze, że babci już nikt nie oderwie od pilnowania dziadka i Rafała, Janeczka posłusznie udała się na spo­czynek.Pawełek usiłował wprawdzie wyżebrać jeszcze chociaż z pół godziny uczestnictwa w rozmowie dorosłych, bo afera dziadka wyda­wała mu się nad wyraz atrakcyjna, ale nic z tego nie wyszło.Bardzo stanowczo został odesłany do łóżka.- Co tam - pocieszyła go Janeczka.- Całej reszty dowiemy się od dziadka jutro.Najważniejsze, że udało się dzisiaj uciszyć babcię.Trze­ba jej bez przerwy pilnować.13- Ty, popatrz! - zawołał Pawe­łek, zatrzymując się nagle jak wrośnięty w chodnik.- Coś nowego!Właśnie wracali ze szkoły i znajdowali się już w pobliżu domu.Na okrzyk brata Janeczka zatrzymała się i spojrzała.Widok był istotnie elektryzujący.Po niewielkim odcinku ulicy, między ich furtką a skrzyżowaniem, przechadzała się zmora.Właśnie odwrócona była do nich tyłem.Zanim zdążyła odwrócić się przodem, Janeczka gwałtownie szarpnęła brata za rękę.- Schowajmy się! Niech nas nie widzi!Pośpiesznie wcisnęli się między gałęzie żywopłotu, zarastającego ogrodzenie posesji.Zmora przeszła kilka metrów za furtkę, zawróciła i znów udała się w kierunku skrzyżowania.Zatrzymała się tam na chwilę, rozejrzała i znów zawróciła.- Co jej się tak na spacery zebrało? - zdziwił się Pawełek.- Lata jak wynajęta.Znudziło jej się siedzieć w tym oknie?- Głupie pytanie! - odparła Janeczka niecierpliwie.- Nie wiesz, po co tu łazi? Czeka na listonosza! Musiała ją babcia nieźle przepło­szyć.Pawełek przyznał siostrze słuszność i wyraził głębokie uznanie dla babci.Zmora spacerowała wytrwale, wciąż po tym samym kawałku ulicy.Niekiedy zatrzymywała się, niecierpliwie spoglądając dookoła.Wyraźnie było widoczne, że na kogoś czeka.- To już trzeci dzień, jak nie może jej tej paczki oddać - zauważyła z satysfakcją Janeczka.- Myślisz, że to ciągle ta sama paczka?- No a jak? Po co by tu chodziła?Pawełek z powątpiewaniem pokręcił głową.- Nie wiem.Mógł jej oddać w nocy, w nocy przecież Chaber nie pilnował.A teraz czeka, żeby dostać następną.- Może być - zgodziła się Janeczka.- Ale wszystko jedno, ma okropne utrudnienia.Przy każdej paczce będzie musiała tak latać, nie wiem, co zrobi, jak będzie deszcz.Albo mróz.- Jedno z dwojga, albo się zaziębi, albo się wyprowadzi.Jeszcze przez chwilę przyglądali się spacerującej przeciwniczce z najgłębszą nieżyczliwością, na jaką umieli się zdobyć.W gałęziach ży­wopłotu było niezbyt wygodnie, zasłaniały słabo, na dobrą sprawę w każdej chwili mogła ich dostrzec.Należało znaleźć sobie jakieś lepsze miejsce.- Jak się odwróci tyłem, przelecimy kawałek - zaproponował Pa­wełek - i schowamy się za tym słupem.A potem, jak się znów odwróci, dolecimy do furtki.Janeczka kiwnęła głową.- Tylko cicho, nie wal tak tymi butami.Niech nas nie słyszy.Wykorzystując odpowiedni moment, wyskoczyli z gałęzi i na palcach przebiegli upatrzony kawałek.Potężny słup ogrodzenia zasłonił ich dokładnie.Odczekali chwilę, wyskoczyli i dopadli furtki, kiedy zmora zbliżała się właśnie do skrzyżowania.Cichutko zamknęli furtkę za sobą.- Cicho! Dobry piesek, kochany - powiedziała Janeczka do cieszą­cego się Chabra.- Chodź, pójdziesz z nami.- Co to za szczęście, że ten pies nie szczeka! - westchnął Pawełek.- Chodź, z szałasu zobaczymy lepiej.Bezwzględnie należało sprawdzić, czy zmora doczekała się listono­sza i dostanie od niego paczkę.W tej kwestii w ogóle nie musieli się po­rozumiewać, było to jasne jak słońce.Wygląd paczki, nawet z daleka, mógł ewentualnie rozstrzygnąć, czy jest to ta sama, czy inna.Z szałasu całe skrzyżowanie i część ulicy były doskonale widoczne.O zbliżaniu się listonosza pierwszy wiedział Chaber.Podniósł się, powęszył, pokręcił się niespokojnie, wystawił go i pytająco spojrzał na swoich państwa.Dzięki niemu wiadomo było, że ukaże się na skrzyżo­waniu, a nie ze strony przeciwnej.Zmora znajdowała się akurat w po­łowie drogi, kiedy się pojawił.Przyśpieszyła kroku i spotkała go przy samym szałasie, oddalona od ogrodzenia nie więcej niż dwa metry.Li­stonosz wyjął z torby i wręczył jej paczkę, dokładnie taką, jaką opisy­wała babcia.Mogła to być ta sama.Zamienili ze sobą kilka zdań tak ci­chym szeptem, że nic absolutnie nie dało się usłyszeć, listonosz odwró­cił się ku furtce.Dzieci siedziały skulone, usiłując nie oddychać.Janeczka poderwała się pierwsza, już w chwili, kiedy zmora wcho­dziła na schodki.- Prędzej! - syknęła.- Zajrzyjmy do niej przez okno! Ja muszę wiedzieć, co jest w tej paczce! To jest nieszczęście, że jednak jej oddał!- Mogliśmy go jeszcze poszczuć psem! - mruknął gniewnie Pawe­łek, podążając za siostrą.- Coś ty, jeszcze by mu zrobił coś złego!- No to co? Niechby go nawet ugryzł! On jest tak samo podejrzany jak ona!- Głupiś, ten łobuz psu by zrobił coś złego! Właź na to drzewo, prędzej!Do zmory należały trzy okna, jedno od kuchni i dwa od dwóch po­koi.Żadne z nich nie było zasłonięte.Pawełek błyskawicznie wdrapał się na drzewo, Janeczka zaś równie szybko wlazła na obmurowanie wjazdu do garażu, najmniejszego ruchu wewnątrz jednakże nie zdołali dostrzec.Najwyraźniej w świecie nigdzie w domu zmory nie było [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript