Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Bardzo słusznie  zgodził się major. Mnie dręczy pan Dominik.Nie powie-działa pani o nim wszystkiego, prawda? No pewnie, że nie.I ciągle jeszcze mnie stopuje, bo nie mogę uwierzyć w jegośmiertelne zejście.Powinnam może zobaczyć zwłoki? Dałoby się to załatwić, ale on wciąż leży w Mławie.Trochę nam szkoda czasu. Przysięgną panowie obaj, że on naprawdę nie żyje? Na co pani tylko sobie życzy  zapewnił mnie solennie major, po czym znienac-ka dodał:  Michalina Kołek też nie żyje.Tą ostatnią informacją wprowadził mnie w osłupienie doszczętne.W samochodziepaliło się światło, wpatrywałam się w ich twarze, próbując dostrzec ślad kretyńskiej żar-tobliwości.Dominik, Michalina.Wstrząsające!94  Z rozpaczy popełniła samobójstwo.?  spytałam w oszołomieniu, bo takapierwsza możliwość przyszła mi do głowy. Sądzi pani, że byłaby do tego zdolna?  podchwycił żywo major.Musiałam pozbierać myśli, więc milczałam przez chwilę. Pojęcia nie mam.Nie wykluczam.Wszystko jest możliwe, ale gdyby się okazało, żetak, do końca życia nie przestałabym być zdumiona.Nie wyglądała na typ samobójczy.No nie, niech pan przestanie mnie ogłuszać, o co tu chodzi? O to, proszę pani, że jedno z dwojga.Albo pani jest sprawczynią i wówczas bę-dzie się pani wykręcać i zasłaniać niepamięcią i niewiedzą, albo nie ma pani z tym nicwspólnego i wówczas pani nam pomoże.Zdołała pani we właściwym czasie znalezć sięna miejscu zbrodni, więc sama pani rozumie.Nakaz prokuratorski dostałbym w jednejchwili. A pewnie  przyświadczyłam z goryczą. Skoro jestem niewinna.U nas podochroną są wyłącznie prawdziwi przestępcy. Zatem pomoże pani czy nie? Jasne, że tak, chociaż wątpię, czy się panu na co przydam.Ale niech pan pyta, pro-szę bardzo.Major odsapnął, chrząknął i westchnął. Ja sam, proszę pani, nie bardzo wiem, o co pytać.Zakładając, że to nie pani, ktośmusiał mieć jakiś racjonalny powód, ewentualnie żywić niechęć do nieboszczyka bezracjonalnego powodu.Co pani o tym myśli?Zastanowiłam się bardzo głęboko.Jeśli nie powiem mu całej prawdy, on nic nie zro-zumie, a ja się stanę jeszcze bardziej podejrzana.Jeśli powiem, wyjdę na idiotkę wszechczasów.Ponadto kobieta by mi uwierzyła, mężczyzna zapewne nie zdoła.Mam mu udo-wadniać własną głupotę? Chętnie przedstawiłabym panu fakty, gdyby nie to, że cała moja wiedza o Do-miniku pochodzi z wniosków, podejrzeń i odczuć  wyznałam z zakłopotaniem. Wnioski mogą być błędne, podejrzenia niesłuszne, a odczucia kretyńsko histeryczne.Faktów w tym tyle co kot napłakał. Nic nie szkodzi  pocieszył mnie major natychmiast. Wspólnie to sobie roz-ważymy, my nie jesteśmy takimi debilami, jak się ogólnie mniema.Chodziliśmy doszkoły i czasem udaje nam się coś myśleć. No dobrze.Fakt pierwszy.zaraz, to nie będzie w porządku chronologicznym, tyl-ko tak, jak mi się przypomni. Też nie szkodzi.Bóg raczy wiedzieć który fakt był pierwszy, w każdym razie pamiętałam doskonale,jak mnie Dominik zaskoczył, kiedy w lesie natknęliśmy się na dzięcioła, który kuł drze-wo tak zapamiętale, że świata wokół siebie nie widział.Słońce na niego świeciło, była95 zima, wszystko wokół ośnieżone i czerwień ptaka błyskała na tym tle jak płomień.I jato dostrzegłam, a nie Dominik, utalentowany fotografik przyrody.Pokazałam mu, za-czął się przymierzać do strzału, bo aparat zawsze miał przy sobie, i przymierzał się takdługo, że dzięcioł zdążył odlecieć.Zganił mnie potem, Dominik, nie dzięcioł, że to prze-ze mnie, chociaż zastygłam na kamień i prawie przestałam oddychać.Może temat munie pasował i nie miał natchnienia, a ja zle widok wybrałam, tak to jakoś wyszło, dość,że tknęła mnie wyłącznie skrucha i żadne podejrzenia jeszcze mi nie zaświtały.Potem chodziło o prztykany zameczek do kasetki na drobiazgi, zepsuł się, Dominikz własnej inicjatywy zaofiarował się to naprawić i nawet zaczął, ale okazało się, że nieposiadam w domu odpowiednich narzędzi.yle mu szło, rozzłościł się, zabrał kasetkę zesobą i przyniósł mi po tygodniu, naprawioną, wielce dumny z dzieła.Też niby nic, alejednak.Ani razu nie zrobił niczego w moich oczach i w mojej obecności, pokazywałgotowe i chwalił się usprawnieniami, jakich udało mu się dokonać.Kiedyś, jeden raz, natknęłam się u niego na faceta, który już wychodził z jakimśdziwnym wyrazem twarzy.Wydawał się równocześnie ponury i rozpromieniony, złyjak diabli i pełen satysfakcji, pokorny i zbuntowany, mieszanina uczuć w nim była takpotężna, że rzucała się w oczy.Coś zostawił, jakąś paczkę, wskazywał na to rzut oka,gest, paczka wprawdzie błyskawicznie znikła z pola widzenia, ale pewność, że to on jąprzed chwilą przyniósł, pozostała we mnie na mur.Dominik był wściekły na to spotka-nie moje z chłopakiem niemal w drzwiach, wściekłość próbował ukryć z wielkim wy-siłkiem i przez to chyba wyrwało mu się, że ów chłopak dwudziestoparoletni jest jegopodopiecznym, o którym wszak słyszałam.Jakiś Mariusz Wywłoka czy coś w tym ro-dzaju.Może Mariusz Włóczykij.? W każdym razie nazwisko od wleczenia, Dominikuratował go w podbramkowej sytuacji kiedyś tam, przed dziesięciu łaty, po czym chło-pak wyszedł na ludzi dzięki jego opiece.Tyle mi wtedy przypomniał i uciął temat.Raz byłam świadkiem czegoś dziwnego.Jedliśmy kolację w eleganckiej knajpie,wszedł gość w średnim wieku, kelnerzy mu się kłaniali, szef sali wskazywał stolik, gośćrozejrzał się wkoło, zahaczył wzrokiem o Dominika i na moment zamarł.Z miejsca za-wrócił i wyszedł ku wyraznej konsternacji personelu.Dominik okiem nie mrugnął, alepo chwili wstał od stolika i udał się tak jakby do toalety, ale toalety znajdowały się przydrzwiach wejściowych i wedle mojego rozeznania nie z urządzeń korzystał, tylko wyj-rzał na ulicę.Wrócił po pięciu minutach pełen skrywanej starannie, mściwej satysfakcji,którą zdołałam wywęszyć, ponieważ już go znałam.No i moje korekty tekstów naukowych.Dopiero za drugim razem mnie tknęło,pochwalił się wiedzą, wynalazkiem, usprawnieniem, o których tuż przedtem czyta-łam, sprawdzając gramatykę i wyłapując literówki.Treść utworów tego rodzaju nie ob-chodziła mnie wcale, coś tam jednakże majaczyło mi w pamięci i jakoś dziwnie się po-czułam.Autor zerżnął z Dominika? Czy Dominik z autora.? A skąd to wziął, jeśli niez mojego biurka.?96 Na myśl o tym, jak wyglądam, zrobiło mi się zimno i gula w gardle omal mnie nie za-dławiła.Korektor, który udostępnia osobom postronnym tekst nigdzie jeszcze nie pu-blikowany, zawodząc zaufanie autora i wydawcy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript