[ Pobierz całość w formacie PDF ] .— Ani ja — odparł Grant.— Wiadomo tylko tyle, że na pewno nie lubią słońca.Dlaczego dinozaury tak nagle opuściły gniazdo? Co sprawiło, że cała kolonia, jak na komendę, przeniosła się na plażę? Gennaro podniósł tarczę zegarka i spojrzał na kompas.— Północny wschód — południowy zachód.Tak samo jak przedtem.Z tyłu, od strony dżungli, dobiegało ledwo słyszalne bzyczenie prądu płynącego przez metalowe ogrodzenie.— Teraz przynajmniej wiemy, w jaki sposób wydostają się na zewnątrz — zauważyła Ellie.Nagle do ich uszu dotarło dudnienie okrętowych silników i ze snującej się nad oceanem mgły wyłonił się spory statek, płynący z południa na północ.— A więc dlatego tutaj przybiegły? — mruknął ze zdziwieniem Gennaro.Grant skinął głową.— Prawdopodobnie już od jakieś czasu słyszały jego silniki.Zwierzęta w milczeniu przyglądały się przepływającemu w pobliżu brzegu frachtowcowi.Granta najbardziej zdumiała koordynacja ich poczynań oraz umiejętność grupowego działania, choć może nie było w tym nic aż tak dziwnego.Obserwując stojące nieruchomo zwierzęta, starał się odtworzyć w pamięci przebieg wydarzeń, jakie rozegrały się w sztucznej jaskini.Najpierw podniecenie wkradło się w szeregi młodych osobników, potem zareagowały dorosłe, a wreszcie wszystkie zwierzęta popędziły na plażę.Sugerowałoby to, że maluchy, jako obdarzone lepszym słuchem, pierwsze zareagowały na zbliżający się statek, dorosłe zaś poprowadziły całą ekspedycję nad ocean.Nie ulegało żadnej wątpliwości, że teraz one właśnie sprawują przywództwo, kierując gromadą welociraptorów jak oddziałem wojska.Zajęły miejsca w mniej więcej dziesięciometrowych odstępach, a wokół każdego z nich skupiły się najmłodsze zwierzęta.Młodzież zajmowała miejsce między tymi grupkami, nieco bardziej z przodu.Po dłuższej obserwacji Grant doszedł do wniosku, że wśród dorosłych także obowiązuje pewna hierarchia.Dokładnie pośrodku obozowiska raptorów urzędowała duża samica z charakterystyczną pręgą na głowie.O ile sobie przypominał, ta sama samica zajmowała także centralne miejsce w jaskini.Należało przypuszczać, iż — podobnie jak u wielu gatunków małp — raptory skupiały się wokół przewodniczki stada, którą była właśnie ta z pręgą na głowie.Samce pełniły funkcje obronne, przebywając blisko zewnętrznych granic kolonii.W przeciwieństwie do małp, które zazwyczaj bałaganiły i przemieszczały się bez ładu i składu, welociraptory przestrzegały ścisłej dyscypliny.Grantowi ponownie nasunęło się porównanie z oddziałem wojska.Nie mógł tego pojąć, choć, z drugiej strony, wcale nie był zanadto zdumiony.Paleontolodzy już od tak dawna wygrzebywali z ziemi skamieniałe kości, że zapomnieli, jak niewiele informacji można uzyskać na podstawie najlepiej nawet zachowanego szkieletu.Kości wiele mówią o wyglądzie zwierzęcia, o jego wadze i wzroście, o sposobie, w jaki były do nich przyczepione mięśnie, o chorobach, na jakie zwierzę cierpiało, ale prawie nic o zachowaniach stworzenia.Jednak ponieważ paleontolodzy dysponowali jedynie szkieletami, w swoich badaniach opierali się właśnie na nich.Podobnie jak jego koledzy, Grant stał się prawdziwym ekspertem od czytania z kości, i stopniowo zaczął zapominać o tym wszystkim, czego nie mógł wydedukować na podstawie wykopalisk: że dinozaury w gruncie rzeczy mogły być zupełnie innymi zwierzętami, niż się powszechnie przypuszcza, że mogły mieć życie zorganizowane w całkowicie odmienny sposób, trudny do wyobrażenia dla istot żyjących wiele milionów lat później, i zupełnie nie pasujący do wyobrażeń o tym, jak powinno wyglądać życie gadów.Zresztą, jeżeli przyjąć założenie, że dinozaury były bardziej ptakami niż gadami.— O Boże.— szepnął Grant.Wpatrywał się w ustawione w zwarte formacje raptory, odprowadzające spojrzeniami przepływający statek, i nagle zrozumiał, czego jest świadkiem.— One chyba strasznie chcą stąd uciec — zauważył Gennaro.— Nieprawda — odparł Grant — Wcale nie chcą stąd uciekać.— Nie?— Nie.One chcą stąd migrować.Zbliża się ciemność— Migrować! — wykrzyknęła Ellie.— To fantastyczne!— Zgadzam się — powiedział Grant z uśmiechem.— A dokąd, twoim zdaniem?— Nie mam pojęcia.Nagle rozległ się łoskot wirników i zza zasłony mgły wypadły ciężkie bojowe śmigłowce.Raptory rozbiegły się w panice, kiedy jedna z maszyn przeleciała nisko nad linią brzegową, a następnie wylądowała na piasku.Otworzyły się metalowe drzwi, z wnętrza wyskoczyli żołnierze w oliwkowych mundurach i pobiegli w kierunku trojga ludzi.Grant zauważył, że w śmigłowcu są już Muldoon i dzieci.Żołnierze krzyczeli coś po hiszpańsku.— Proszę z nami — powiedział jeden z nich po angielsku.— Bardzo proszę, nie ma czasu.Grant rozejrzał się po plaży, ale raptory już zniknęły, jakby nigdy ich nie było.Żołnierze popychali go w stronę maszyny, więc pozwolił zaprowadzić się do wnętrza śmigłowca.— Chcą nas stąd jak najszybciej zabrać! — wykrzyknął mu do ucha Muldoon.— Zaraz biorą się do roboty!Żołnierze pomogli Grantowi, Ellie i Gennaro zająć miejsca w fotelach, po czym pokazali im, jak należy zapiąć pasy.Tim i Lex pomachali Grantowi.Nagle uświadomił sobie, jak bardzo są młodzi, i jak ogromnie zmęczeni.Dziewczynka ziewnęła szeroko, po czym oparła głowę na ramieniu brata.— Seńor, czy pan tu dowodzi? — zapytał Granta jakiś oficer.— Nie — odparł paleontolog.— Ja tu nie dowodzę.— Więc kto?— Nie wiem.Oficer zadał to samo pytanie Gennaro, ale uzyskał identyczną odpowiedź.Oficer spojrzał następnie na Ellie, nic jednak nie powiedział, tylko dał znak pilotowi i maszyna wzbiła się w górę z otwartymi drzwiami.Grant wytężył wzrok w nadziei, że zobaczy jeszcze jakiegoś raptora, ale śmigłowiec błyskawicznie znalazł się ponad drzewami i skręcił na północ.— Co z innymi? — wykrzyczał pytanie w kierunku Muldoona.— Zabrali już Hardinga i paru robotników — odparł myśliwy, starając się przekrzyczeć łoskot silnika.— Hammond miał wypadek.Znaleźli go na zboczu pagórka przed jego bungalowem.Prawdopodobnie potknął się i upadł.— Ale wszystko w porządku?— Nie bardzo.Wcześniej znalazły go procompy.— A Malcolm?Muldoon tylko pokręcił głową.Grant był zanadto zmęczony, aby odczuwać żal lub smutek.Odwrócił się i ponownie spojrzał w dół przez otwarte drzwi.Zapadał już zmierzch, ale udało mu się jeszcze dostrzec małego rexa pożerającego na brzegu laguny martwego hadrozaura.Drapieżnik podniósł zakrwawiony pysk i ryknął w kierunku przelatującego śmigłowca.Gdzieś z daleka dobiegł huk eksplozji, a w chwilę potem ujrzeli inny śmigłowiec, krążący nad centrum obsługi turystów.Nagle budynek zniknął w pomarańczowej kuli ognia.Lex wybuchnęła płaczem, a Ellie objęła dziewczynkę i zasłoniła jej oczy.Grant zauważył w dole stadko hypsilofodontów, skaczących wdzięcznie jak gazele, a potem nastąpił kolejny wybuch, maszyna zaś zwiększyła wysokość i skierowała się na wschód, nad ocean.Paleontolog opadł na fotel.Myślał o dinozaurach gromadzących się na plaży i zastanawiał się, dokąd by się skierowały, gdyby mogły opuścić wyspę.Nagle uświadomił sobie, że już nigdy się tego nie dowie, i poczuł wielki smutek, ale zarazem ulgę.Z kabiny pilotów wyszedł oficer i ponownie pochylił się nad nim.— Czy pan tu dowodzi?— Nie — odparł Grant.— Proszę, seńor, kto tutaj dowodzi?— Nikt.Śmigłowiec zwiększył szybkość, kierując się w stronę stałego lądu.Robiło się coraz zimniej, więc żołnierze zamknęli drzwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|