[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Ryk tłumu wybił się ponad ogłuszający tętent kopyt.W starych kronikachprzestrzegano, aby nigdy nie zamykać oczu w chwili starcia.Należało je mieć dokońca otwarte, jeśli chciało się trafić przeciwnika.Dwadzieścia metrów.Marek miał oczy szeroko rozwarte.Dziesięć.Ten łajdak jeszcze podniósł kopię!Mierzy prosto w twarz!Trzask!Huk pękającego drzewca przypominał wystrzał z pistoletu.Marek poczułgwałtowny ból w lewym ramieniu, promieniujący na całą górną połowę ciała.Dojechał do końca pola, rzucił na ziemię strzaskaną kopię i wyciągnął rękę podrugą.Nie dostał jej jednak.Pachołki z rozdziawionymi ustami patrzyli na środekplacu.Obejrzał się przez ramię.Sir Charles leżał bez ruchu na trawie.Sir Guy zaś krążył wokół nieprzytomnego Chrisa i szarpał wodzami rumaka.A więc tak chciał zakończyć walkę stratować przeciwnika.Marek zawrócił, dobył miecza i uniósł go wysoko nad głowę.214Z dzikim okrzykiem skierował konia na środek pola.Nasilił się ryk tłumu, pięści zadudniły o belki ogrodzenia.Sir Guy obejrzał sięna galopującego przeciwnika.Potem spojrzał na Hughesa, spiął konia i szarpnąłwodzami w bok, chcąc go zmusić do tratowania leżącego człowieka. Aotr! Aotr! ryknęła gawiedz.Nawet zdumiony lord Oliver poderwał się z miejsca.Marek dopadł rycerza.Nie mógł gwałtownie zatrzymać konia, więc tylko obrócił miecz w dłoni i wy-mierzył silny cios płazem w jego hełm. Kretyn! wrzasnął.Wiedział, że w ten sposób nie pokona rywala, chciał go jednak znieważyći odciągnąć od przyjaciela.Osiągnął zamierzony skutek.Sir Guy natychmiast skierował konia w jego stronę, dobył miecza i z takimimpetem machnął nim nad głową, że ostrze ze świstem rozcięło powietrze.Mie-cze zderzyły się z głośnym brzękiem.Ledwie opanowując silne wibracje żelaza,Marek błyskawicznie ciął w lewo, ale i ten cios został sparowany.Konie zaczęłykrążyć wokół siebie.Rytmiczny brzęk mieczy rozniósł się nad polem turniejo-wym.Już po pierwszych uderzeniach Andre zrozumiał sobie, że to walka na śmierći życie.Kate przyglądała się pojedynkowi ze skraju placu.Marek walczył dzielnie,ale widać było, że nie dorównuje Malegantowi w bojowym doświadczeniu.Cię-cia wyprowadzał zbyt szeroko, a w siodle trzymał się niepewnie.Musiał zdawaćsobie z tego sprawę, podobnie jak sir Guy, który zachowywał stały dystans, jakbyspecjalnie robiąc miejsce do zamachów.Marek bezskutecznie napierał to z jednej,to z drugiej strony niczym bokser usiłujący klinczować przeciwnika.Było jasne, że nie wytrzyma tego długo; wcześniej czy pózniej Guy wykorzy-sta jego zmęczenie i znalazłszy dogodną chwilę, wyprowadzi to jedno potężne,zabójcze cięcie.Marka zalewał pot, grube krople ściekały mu z brwi na oczy.Energicznie po-trząsnął głową, chcąc oczyścić sobie pole widzenia, lecz niewiele to pomogło.Wkrótce zabrakło mu też oddechu.Przez wizurę obserwował uważnie sir Guya,który sprawiał wrażenie spokojnego i rozluznionego.Ani na chwilę nic przerywałataku, wyprowadzał cięcia rytmicznie, bez większego wysiłku, jak na ćwicze-niach.Andre pomyślał, że musi szybko zmienić taktykę, bo niedługo pokona gowłasne zmęczenie.Trzeba było zakłócić rytm natarć przeciwnika.Mięśnie jego prawej ręki, w której trzymał miecz, odzywały się już dotkliwymbólem.Lewą miał prawie tak samo silną.Czemu więc tego nie wykorzystać?Warto spróbować.Spiął konia i po raz kolejny zbliżył się do przeciwnika.Zaczekał na cios, spa-rował go i grzmotnął lewą pięścią w przednią część hełmu Maleganta.Temu gło-wa odskoczyła do tyłu, rozległo się ciche plaśnięcie.Najwyrazniej sir Guy uderzył215czołem o żelazną płytę osłony.Marek natychmiast poderwał miecz nad głowę i wymierzył drugi cios w hełmciężką gałką rękojeści.Huk był o wiele głośniejszy, sir Guy wyraznie zachwiałsię w siodle, bezradnie opuściwszy ręce.Andre bez zastanowienia jeszcze razgrzmotnął gałką w przednią część hełmu
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|