Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poza tymi zwaliskami wznosił się staryzamek, którego wieża bez dachów i walące się mury świadczyły o ubogiej wielkościowych chwil, gdy szczęk broni i donośne śpiewy rozlegały się pod wspaniałymi arkadami.Po obu stronach, jak daleko wzrok sięgał, widać było brzegi rzek, pokryte łąkami i polami,spośród których tu i ówdzie wznosiły się młyny i kościoły; bogaty i urozmaicony to krajo-braz, któremu jeszcze dodawały wdzięku lekkie obłoczki pływające w świetle porannegosłońca.Rzeka Medway, odbijając lazur niebieski, płynęła w milczeniu, połyskując podwiosłami rybaków posuwających się z jej nurtem w ciężkich, ale malowniczych łódkach.Widok tego uśmiechniętego krajobrazu pogrążył pana Pickwicka w słodkim marzeniu.Wywarło go zeń głębokie westchnienie, które usłyszał tuż koło siebie, i lekkie dotknięcieramienia.Odwrócił się i poznał Jakuba Ponurego. Przypatruje się pan krajobrazowi?  zapytał ten poważnym głosem. Tak jest  odparł pan Pickwick. I jest pan rad, żeś wstał tak rano?Pan Pickwick przytaknął temu skinieniem głowy. O! to prawda! Trzeba wcześnie wstać, by oglądać słońce w całym jego przepychu, bojasność jego rzadko trwa cały dzień.Początek dnia i początek życia są, niestety, aż nadtopodobne do siebie. Ma pan słuszność. Często mówią  ciągnął dalej Jakub Ponury  często mówią: ranek zbyt piękny, to niepotrwa długo.Jakże trafnie można zastosować tę uwagę do naszego istnienia! Czegóż bymnie dał, by mi wróciły dni mojej młodości albo bym o nich zapomniał na zawsze! Miał pan wiele smutnych przejść?  zapytał pan Pickwick ze współczuciem. Miałem  odrzekł Jakub Ponury drżącym głosem  więcej, niżby można przypusz-czać, patrząc na mnie.Zatrzymał się przez chwilę, a potem zapytał nagle: Czy nigdy w taki piękny poranek nie przychodziła panu myśl, że byłoby rzeczą bar-dzo miłą i błogą  utopić się? Nie! Niech mię Bóg uchowa!  zawołał pan Pickwick, cofając się nieco z obawy, bynieznajomemu nie przyszła chętka zepchnąć go na próbę do wody.38  Ja często o tym myślałem  mówił dalej Ponury, który, zdawało się, nie dostrzegł tegoruchu. Ta woda, zimna i spokojna, szmerem swym zdaje się wzywać mię, bym w niejszukał pokoju i zapomnienia.Jeden skok!.Buch!.Szamotanie przez chwilę.Falawznosi się nad głową.odmęt.Woda się wygładza.i koniec wszystkich cierpień!Zapadłe oczy błyszczały mu ponuro, gdy to mówił.Ale to chwilowe uniesienie wkrótceminęło.Jakub odwrócił się i rzekł najspokojniej: Dajmy temu pokój! Chcę pomówić z panem o czymś innym.Wczoraj wieczorem we-zwał mię pan, bym mu odczytał powieść. Tak jest  odrzekł pan Pickwick  i sądzę. Obędę się bez pańskich sądów  przerwał Ponury  niepotrzebne mi one.Pan podró-żuje dla rozrywki i kształcenia się.Rękopis nienadzwyczajny, ale zajmujący jako kartka zrzeczywistego życia.Czy odda go pan klubowi, o którym mówi pan tak często? Oczywiście, zamieścimy go w pamiętnikach klubu, jeżeli pan sobie tego życzy. Więc będzie go pan miał.Adres pański?Pan Pickwick objaśnił, dokąd mniej więcej zamierza się udać.Jakub Ponury zanotowałwszystko starannie w grubym pugilaresie, odprowadził uczonego gentlemana do oberży iwymówiwszy się od śniadania, odszedł powolnym krokiem.Trzej towarzysze pana Pickwicka czekali właśnie na niego, by zasiąść do przekąskiustawionej na stole w sposób bardzo ponętny.Zasiedli wreszcie, a szynka, jajka, kawa,herbata i tym podobne przysmaki zaczęły znikać z szybkością dającą wymowne świadec-two tak o jakości jadła, jak i o apetycie podróżnych. Teraz  rzekł pan Pickwick  trzeba obmyślić, jak dostaniemy się do Manor Farm. Najlepiej zapytać garsona  zauważył pan Tupman i zdrowa ta rada została przyjęta,jak na to zasługiwała.Wezwano garsona. Dingley Dell, panie? Piętnaście mil, panie, droga boczna, zła.Może bryczkę pocz-tową? W bryczce mogą się pomieścić tylko dwie osoby  odparł pan Pickwick. To prawda, przepraszam, ale mamy bardzo piękną czterokołową bryczkę podwójną zsiedzeniem dla gentlemana powożącego.Ale przepraszam, i w tej mogą się pomieścićtylko trzy osoby. Cóż więc poczniemy?  zapytał pan Snodgrass. Może który z panów zechce odbyć drogę konno  rzekł garson, spoglądając na panaWinkle a. Mamy doskonałego wierzchowca.Ludzie pana Wardle a, idąc do Rochester,mogliby go nam odprowadzić. Bardzo dobrze!  zawołał pan Pickwick. Winkle, chcesz jechać konno?W najgłębszych tajnikach swej duszy pan Winkle żywił wielką wątpliwość co do swejumiejętności konnej jazdy; ale ponieważ za nic w świecie nie chciał, by ktokolwiek go o topodejrzewał, więc natychmiast odpowiedział zuchowato: I owszem, bardzo mnie to cieszy!  Sam rzucił rękawicę swemu losowi i niepodobnabyło się cofnąć. Sprowadz konia i bryczkę na jedenastą  rzekł pan Pickwick do garsona. Dobrze, panie.Po śniadaniu podróżni rozeszli się do swoich pokoi, by spakować rzeczy, które mielizabrać ze sobą.Pan Pickwick, ukończywszy te przygotowania, stał przed oknem w kawiarni i spoglądałna ulicę, gdy wszedł garson z wiadomością, że wszystko gotowe, co rzeczywiście potwier-dziło ukazanie się bryczki przed domem.Było to małe, zielone pudło, ustawione na czterech kołach, na przedzie znajdowało sięwysokie siedzenie dla woznicy, w tyle wąska ławka dla dwóch pasażerów.Interesujący tenmechanizm wprowadzony był w ruch za pomocą ogromnego karego konia, na którym z39 zupełną łatwością można było studiować osteologię.Chłopak stajenny trzymał dla panaWinkle a drugiego ogromnego konia, prawdopodobnie bliskiego krewnego zwierzęcia za-przęgniętego do powozu. Niech nas Bóg ma w swojej opiece!  zawołał pan Pickwick, podczas gdy układanorzeczy w bryczce. Niech nas Bóg ma w swojej opiece.A kto będzie powoził? Nie pomy-ślałem o tym. Naturalnie, że pan  odrzekł pan Tupman. Naturalnie  dodał pan Snodgrass. Ja?!  zawołał pan Pickwick. Nie ma najmniejszego niebezpieczeństwa, panie  odezwał się chłopiec stajenny.Zaręczam panu, że koń jest spokojny, dziecko mogłoby nim kierować. A czy nie jest lękliwy? Lękliwy? Nie drgnie, choćby widział przejeżdżający cały wóz małp z ognistymi ogo-nami.Ostatnia pochwała była niezaprzeczalna.Pan Snodgrass i pan Tupman wlezli do pudła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript