[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Zaczęła od uśmiechu, resztę dałam jej ja.Dobrze opanowała te umiejętności.- A więc - odzywa się ktoś za moimi plecami - przyzwyczaja się powoli do tych zarwanych wieczorów.Odwracam się.Za mną stoi szpetna i zasuszona Lady Alison, która z nieprawdopodobną szybkością zdążyła przeciąć salę.- Przywykła do nich niemal tak samo, jak ty - mówi.Skłaniam głowę przytakując ostrożnie.- Albo ty sama - mówię.Ci, którzy pragną tańczyć w tych salach muszą się nauczyć obywania bez snu.- Mała drzemka w dzień.- Usta jej drgają.- Jestem ciotką Randolpha, pani.Dopóki pozostaje w tych murach, obowiązek opieki nad nim spoczywa na mnie, tak samo jak na tobie spoczywa obowiązek opieki nad tą dziewczyną.Nie cofnę się przed niczym, by go ustrzec.Wybucham gardłowym chichotem, który przeraża Gregory’ego, ale jest tak samo wystudiowany, jak zalotność Caitlin.- Przed tańczeniem z ładną, młodą kobietą?- Przed pozostaniem sam na sam z tymi, które go usidlą wykorzystując w tym celu jego własną ignorancję.O wiele za mało wie o świecie; pokłada więcej wiary w bajkach, niż w historii i ani ja, ani Kościół nie jesteśmy w stanie wyperswadować mu, by uwierzył w szatana.Zaklinam cię na naszego Pana w niebiesiech i jego świętych apostołów, opuść ten dom.- A więc to ty wydałaś rozkazy służbie przy bramie.- Jej pobożność przyprawia mnie o mdłości, co niewątpliwie leży w jej intencjach, i z pewnym wysiłkiem udaje mi się zapanować nad głosem.- Panem tego zamku jest Lord Gregory, Lady Alison, na którego zaproszenie tu jesteśmy i z którego gościnności nadal zamierzamy korzystać.Krzywi się.- Choć moja władza nie rozciąga się na dobieranie sobie gości, ja też mam tutaj coś do powiedzenia.Bacz dobrze na swoją podopieczną.- Nie ma potrzeby.Oni tylko tańczą.- Zerkam na Caitlin i Randolpha, którzy są tak pochłonięci sobą, jakby oprócz nich w sali nie było nikogo.Na twarzy Randolpha maluje się odurzenie i zachwyt; twarz Caitlin, kiedy ją wreszcie dostrzegam, jest rozkochana i pełna żaru.Marszczę czoło pod wpływem opanowującego mnie nagle uczucia niepokoju; to przychodzi zbyt szybko, jest o wiele za słabo kontrolowane i może świadczy o czymś więcej niż samej tylko grze.Lady Alison prycha.- Gwarantuję, że teraz obojgu sam taniec już nie wystarczy, chociaż każde z nich pragnąć będzie czego innego.Bacz na nią - bo jak nie, to ja cię wyręczę i na pewno w mniej układny sposób.Z tymi słowami odwraca się i znika w tłumie.Odwracam się plecami do młodej pary z myślą, że dzisiejszego wieczora faktycznie przydałaby się tu przyzwoitka; ale muzykanci zaczęli grać menueta i Caitlin z Randolphem stawiają z gracją kolejne kroki tańca tak pogmatwane i wymierzone, jak każda dworska intryga.Sam taniec zagwarantuje im na chwilę bezpieczeństwo.Ja przesuwam się teraz w kierunku Gregory’ego dryfując z wolna wokół ludzkich skupisk, jakbym tylko lustrowała tłum.Alison zajęła pozycję, z której dobrze widzi Caitlin i Randolpha pochylających się i wirujących w rytmie tańca; mam nadzieję, że nie zauważy, jak rozmawiam z jej mężem.- Jest bardzo piękna - mówi cicho Gregory, kiedy staję wreszcie u jego boku.- Ładniejsza nawet od ciebie, moja droga.Jakąż czarującą parę tworzą.Dużo bym dał, żeby na kilka taktów tego tańca znaleźć się w skórze Randolpha.Sądzi, że potrafi wzbudzić we mnie zazdrość.Gdyby był to jakiś inny bal, mogłabym udać, że dopiął swego, ale dziś wieczorem nie mamy czasu na gry.- Gregory, Alison usiłowała zatrzymać nas przy bramie.I wręcz mi groziła.Gregory uśmiecha się.- Postąpiła głupio.I na nic się to zdało.- Zgoda - mówię, chociaż podejrzewam, że Lady Alison ma jakieś sposoby, o których żadne z nas nie wie.Ma je większość żon szlachetnie urodzonych: zaufani słudzy, oddani kapłani, sieć szpiegów w kuchniach i na korytarzach.Gregory wyciąga rękę, by dotknąć mojego policzka; odsuwam się od niego zakłopotana.Każdy tu podejrzewa, że jestem jego kochanką, ale niewiele jest sensu w dawaniu tym podejrzeniom publicznego dowodu.Gregory śmieje się cicho.- Nie musisz się jej obawiać.Kocha tego chłopca i pragnie tylko trzymać go jak w klasztorze, w kaplicy z nosem w Piśmie Świętym.Tłumaczę jej, że nie jest to odpowiednie zajęcie dla młodego mężczyzny, a już z pewnością żadna szkoła życia dla utytułowanego lorda, który musi się uczyć, jak stawiać czoła zalotom o wiele bardziej doświadczonych kobiet.Niech się więc weselą z naszą małą Caitlin i uczą jedno od drugiego, a obojgu na dobre to wyjdzie.Popatrz, jak tańczą!Tańczą tak, jak uczyłam Caitlin tańczyć z książętami: stawiając niespiesznie kroki, dotykając się koniuszkami palców, rozchylając lekko wargi i patrząc na siebie promiennymi oczyma.Alison nie spuszcza z nich wzroku i jest wyraźnie zaniepokojona, a ja chcąc nie chcąc odczuwam to samo.Caitlin zbytnio rzuca się w oczy, zbytnio się zapomina; nie minęła jeszcze godzina, a ona znowu stała się niewinna.Przypominam sobie, co Alison powiedziała o historii i o bajkach; jeśli Caitlin i Randolph uwierzą oboje, że są z tej samej starej baśni, sprawy skomplikują się dla nas wszystkich.- Niech nacieszą się sobą - mówi cicho Gregory.- Potrzeba im obojgu odrobiny szczęścia - Randolphowi, którego ojciec na pewno umiera i którego oszołomią wkrótce zawiłości władzy, i Caitlin, która przekona się niebawem o swej prawdziwej naturze.Nie możesz dłużej taić tego przed nią, Juliano.Zbytnio się zmieniła.Niech przez tę jedną noc będą szczęśliwi; i niech ich opiekunowie chociaż raz zaniechają ostrożności i czerpią pożytek z ich przykładu.Sięga znowu po moją dłoń, przyciąga bliżej i nie chce puścić.Jego oczy błyszczą tak samo, jak oczy Randolpha; wypił chyba za dużo wina.- Pożytek z lekkomyślności? - pytam wyszarpując palce z uścisku jego dłoni.Alison odwróciła wzrok od bratanka i patrzy teraz beznamiętnie w naszą stronę.Słyszę wokół pomruki; młody dandys w purpurowych atłasach i zielonych pończochach unosi brew.- To mój zamek - mówi Gregory.- Moje sale i ziemia, moi muzykanci, moja służba i kler, i szlachta; to moja żona.Nikt nie może cię tu skrzywdzić, Juliano.- Nikt nie przyjdzie ci z pomocą, mój panie.Racz zachować rozsądek.- To moje zaproszenie.- W jego głosie niewiele teraz ogłady.- Podobnie jak już nie raz bywało, to moje zaproszenie umożliwiło ci wstęp; zapewniam ci splendor, wspaniałe wyżywienie i teren do szkolenia tej dziewczyny, i rad jestem z tego.Nie jestem niewolnikiem kapłanów Alison, Juliano; bardzo dobrze zdaję sobie sprawę, że nie jesteś szatanem
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|