[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Zwierkowska bardzo się obawiała, że taka sprawa zle wpłyniena renomę szkoły.Plotki szybko się rozchodzą.Już wczorajsłyszała w sklepie, że coś jest nie tak z tą szkołą, przecieżzamordowany Amadeusz też był ich uczniem.Nie będzieprzecież wszystkim tłumaczyć, że był, ale niespełna jedensemestr.Zresztą po co? Wolałaby, żeby żadnej kryminalnejsprawy nie łączono z jej placówką.Całe szczęście mieli jużzamkniętą listę uczniów na przyszły rok.Rozległo się pukanie.Ktoś, nie czekając na odpowiedz,nacisnął klamkę.W drzwiach stanął wysoki brunet.Wyglądałna zmęczonego, a czarny strój pogłębiał to wrażenie.- Hubert Meyer.Byliśmy umówieni - przedstawił się.- Zwierkowska.- Kobieta nie podniosła się zza biurka,wskazując mu krzesło po drugiej stronie.- Napije się pan czegoś? - starała się być miła, ale Hubertwyczuł, że wolałaby, żeby odmówił.Tak też uczynił.Wykrzywiła usta w grymasie, który miał być uśmiechem, itrwała w oczekiwaniu.Nie spieszył się.Rozejrzał się po jej gabinecie.Zciany zdobiłytableau kolejnych roczników, ryciny nutowe, reprodukcje iobrazy mistrzów.W kąciku poświęconym Mozartowi było wieleeksponatów, w większości duplikatów oryginałów, czymszczyciła się szkoła.- Czym mogę panu służyć? - zapytała wreszcie dyrektorka.- Chciałbym pomówić o Zosi Sochackiej.- Już o tym rozmawiałam z policją.Poza tym, że współczujęrodzicom, raczej niewiele mogę pomóc.Meyer zastanawiał się, jak można być kimś tak bez serca ijednocześnie zajmować się sztuką.W myślach zgadywał, najakim instrumencie grała ta kobieta.Ale jeszcze nie był czas natak intymne pytania.Kobieta zachowywała się, jakby byłazamknięta w wieży.- Czy pani zna ją osobiście?- Wszyscy ją tutaj znaliśmy.Przepraszam, znamy.To naszauczennica.Muszę przyznać, że ostatnio zrobiła duże postępy.Czy będę przesłuchiwana jeszcze raz?- Może się tak zdarzyć - przyznał Meyer.- Ale nie w tej chwili.Zostanie pani oficjalnie wezwana.Ja nie jestem policjantem.Pomagam policji.Przygotowuję ekspertyzę psychologiczną.Kobieta czekała na dalsze wyjaśnienia.Teraz już nawet niewiedziała, z kim rozmawia, ale wyraznie się rozluzniła.- Nie wiem, co mogłabym dodać - powiedziała.- Proszępytać.Meyer mierzył ją wzrokiem.- Jaka jest Zosia?Dyrektorka nabrała powietrza w płuca i wypuściła je.Wreszcie wyrzuciła z siebie na jednym oddechu:- Grzeczna, cicha, nierzucająca się w oczy.Prawdę mówiąc,jakby jej nie było.Nie zauważyłam tego, że od kilku dni nie majej w szkole.Nie sprawia żadnych kłopotów.Raczej nie jest zbytlubiana - dodała.- Dlaczego? - Meyer nie spodziewał się aż takiej szczerości.- Nie ujawnia emocji.Jest trochę inna, dziwna.- Dziwna? - zainteresował się Meyer.- Taka wsobna.Jakby nie do końca była tu i teraz.Niby miła,odpowiada na pytania, ale kontakt jak przez szybę.Wie pan, oczym mówię?- Doskonale - uśmiechnął się Meyer.Zwierkowska wyjęła z szuflady srebrną papierośnicę,poczęstowała Meyera cienkim papierosem, po czym podeszłado okna i już tam została.Meyer chciał podać jej ogień, aleodmówiła.Wskazała mu jedynie kryształową popielniczkę,która stała w szafce.Sam musiał sobie ją przynieść.Dyrektorkawydmuchiwała dym przez mały lufcik, tam też strzepywałapopiół.- Ale może też dlatego grała z taką pasją - wznowiła wątek.-Nie była wybitnie utalentowana, robiła wiele błędów, ale kiedyzmieniła instrument, jej interpretacje naprawdę chwytały zaserce.Mam nagranie z próby generalnej ostatniego koncertu.Dam panu, sam pan oceni.Podeszła do dużej szafy i błyskawicznie znalazła właściwąpłytę DVD, po czym podała ją Meyerowi.Pomyślał, że była nato przygotowana.- Tylko do zwrotu, nie mam kopii.- Oczywiście.- Schował płytę do aktówki i wnikliwie przyjrzałsię dyrektorce, która aż się zarumieniła.- Dlaczego zmieniła instrument? - zapytał Hubert.Zaczynałogo denerwować, że musi ciągnąć dyrektorkę za język.- Zaczynała od fortepianu.Szło jej słabo.Chcieliśmy jąusunąć, ale rodzinie tak zależało, więc maestra się zlitowała iwzięła ją do siebie, do klasy harfy.To był strzał w dziesiątkę,przepraszam za słownictwo - odparła.- Ależ nie ma za co - mruknął Meyer.- Kiedy nastąpiła tazmiana?- W poprzednim semestrze.Zosia przyszła do nas pózno,musiała powtarzać klasę.Ale nadrobiła cały materiał.Rzadkosię trafia tak zdeterminowany uczeń.Odkąd zaczęła chodzić doklasy harfy, wstawała o piątej rano i przyjeżdżała, by ćwiczyć doósmej.Codziennie, pan sobie wyobraża? Postępy byłypiorunujące.Zosia nie miała swojego instrumentu, a materiałujest dużo.Wkrótce grała lepiej niż niektórzy zdolniejsi od niej
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|