Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedna z nich miała bardziej starte brzegi, jakby ktoś często jąodsuwał.Kiedy ją podważyłem, dała się unieść zupełnie ła-two, choć nie należała do lekkich.Pod nią zobaczyłem stopnie.Gdy wsuwałem się w otwór, dobiegł mnie tupot nóg.Odruchowo spojrzałem ku drzwiom.W obramowaniu ostregoświatła zobaczyłem potężną męską sylwetkę, której nie udałomi się rozpoznać.Oślepiony zamknąłem oczy, a kiedy jeotworzyłem, już jej nie było, choć przysiągłbym, że jejzniknięciu nie towarzyszył żaden dźwięk.Schodząc w dół, zacząłem liczyć stopnie, by się uspokoić.Liczby, skończone, klarowne, doskonale jednoznaczne twory.Stopni było dziesięć.Wróciłem na górę i policzyłem jeszczeraz.Dziesięć, ani mniej, ani więcej.Zdumiony usiadłem nasamym dole i próbowałem zebrać myśli.Wokół mnie pano-wały absolutne ciemności.Jeśli chciałem się dowiedzieć, cobyło w dalszej części korytarza, powinienem zaopatrzyć się wświecę lub lampę.Po głowie uporczywie tłukło mi się jednopytanie: jaki cień, skąd cień w tym opuszczonym, pozbawio-nym światła miejscu? Spojrzałem do góry.Promienie słońcawpadające przez okna i dziurę w dachu kościoła docierałyzaledwie do trzeciego, może czwartego schodka.Poczułem siętak, jakby ktoś zakpił z mojej łatwowierności.Wycofałem się istarannie zasunąłem pokrywą wejście.Na spotkanie z Marią szedłem pełen niepokoju i tajonejradości.Po co kazała mi przyjść? Czy ją kochałem, czy tylkoulegałem jej urokowi, bo była młoda, piękna i w zieleni sadu znaczyniem w ręce wydawała mi się bardziej literacką niżrzeczywistą postacią? Wieczór był parny, zbierało się na bu-rzę.Wiatr, który zerwał się nagle, pędził po niebie siwe,ciężkie chmury.Świat czekał na deszcz w ciszy, jak się czekana nieuniknione.A ja stałem przy krzewie obwieszonymczarnymi kiściami porzeczek i czekałem na Marię.Przezgłowę przelatywały mi fantastyczne marzenia.Znałem różnekobiety, ale żadna nie miała w sobie takiej świeżości, wporównaniu z Marią wszystkie wydawały mi sięnieprawdziwe i nieszczere.Przyszła wreszcie, między gałęziami zamajaczył z daleka jejjasny strój.Serce biło mi niespokojnie, gdy stanęła bliskomnie i nasze spojrzenia się spotkały.Włosy przewiązaławstążką, którą jej podarowałem.Przepraszam, że pan musiałczekać, ale mama zatrzymała mnie w domu.Uśmiechnęła siędo mnie nieśmiało samymi oczami, podczas gdy usta pozo-stały poważne, i zamilkła na dłuższą chwilę.Pani chciała micoś powiedzieć, zagadnąłem ją, bo nagła cisza między namizaczynała mi ciążyć.Spojrzała na mnie znowu, przenikliwie,jakby chciała zajrzeć w moje myśli, uwięziła mnie w swymspojrzeniu i nie mogłem, nie śmiałem oderwać od niej oczu.Apan, Otto, powiedziała bardzo cicho, nie chciał mi niczegopowiedzieć?Uczucia zawsze są szybsze niż myśl, chwila nieuwagi i wy-dostają się na zewnątrz, bez udziału naszej woli i świadomo-ści.To, czego odmówiła mi kilka dni temu, chciała mi dać te-raz, czekała tylko na jedno moje słowo jak na zaklęcie.I słowoto uwolniło się i zabrzmiało, choć przysiągłbym, że nie otwo-rzyłem ust, by je wypowiedzieć, i zawisło w powietrzu jakptak wypuszczony z klatki, odwykły od swobody, który niewie, co ze sobą począć.Mario, kocham panią.Dotknęła dłoniąmojej twarzy.Usta miała w kolorze dojrzewających wiśni ipachniała słońcem, którego przecież nie było na niebie, boznikło za chmurami, a także wiszącym nad nami deszczem ijeszcze czymś, czego nie umiałem nazwać.Tak mało wiem opanu, o tobie, poprawiła się i odsunęła ode ranie.W głowiemi szumiało.Mamy przed sobą dużo czasu, odparłem, pytaj,odpowiem na każde twoje pytanie.Potrząsnęła złotymwarkoczem.Nie dzisiaj, szepnęła, jestem taka szczęśliwa.Tobędzie nasza tajemnica, dobrze? Patrzyła na mnie ufnie, zoddaniem, więc obiecałem milczeć.Dlaczego? - spytałemtylko.Jeszcze za wcześnie mówić o tym mamie i ojcu.Powiemci kiedy.Zgodziłem się, zrobiłbym dla niej wszystko.Kiedyprzytuliłem ją do siebie, poczułem że szuka mojej dłoni iwsuwa do niej niewielki chłodny przedmiot.Żebyś zawsze omnie pamiętał.Możesz ją nosić na tym, zdjęła z szyi cienkiłańcuszek i podała mi go.Otworzyłem dłoń i zobaczyłemmałą srebrną obrączkę, próbowałem ją włożyć, alezatrzymała się w połowie małego palca lewej dłoni.Zawiesiłem ją na łańcuszku, który zapiąłem na szyi i ukryłempod koszulą.11 lipca 1884 roku.Nie pisałem przez dwa dni.Dlaczego? Otym za chwilę.Chronologia, oto co ma dla historyka naj-większe znaczenie.Wczoraj przed południem, zaopatrzony w lampę naftową,wyruszyłem do klasztoru z zamiarem obejrzenia krypty i pro-wadzących do niej dziesięciu stopni.Odsunąłem płytę i zajrzałem w głąb czeluści [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript