Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.  Proszę mi wybaczyć. Gaba nie kryje rozbawienia. Zaczęłam tracić nadzieję, że siępan odważy, a mamy mało czasu.Mężczyzna ucieka wzrokiem gdzieś na bok. Może sobie pani darować sarkazm.To jest mój program  rzuca z naciskiem.Gaba wzrusza ramionami. Widzi pan, wolałabym oczywiście przemilczeć ten temat, ale nie jestem już dzieckiemi zdawałam sobie sprawę, że nazwisko mojego ojca na pewno padnie w kontekście książki.Chyba dla nikogo w tym kraju nie jest tajemnicą, czyją jestem córką, a skojarzenie międzybohaterem powieści a moim ojcem nasuwa się samo przez się.W Raczyńskim coś pęka: Pani depcze świętości! Książka literacko jest dobra, ale główny wątek& W pewnychgremiach powieść na pewno zostanie odebrana jako atak polityczny, a na jesieni mamywybory.To haniebne.I żeby własna córka& Ponadto nie ma dowodów.Profesor nigdy nawetnie był w kręgu podejrzeń. I nadal nie będzie.Mężczyzna patrzy na nią, jakby nie do końca zrozumiał, co powiedziała. Jak to nie będzie?! Przecież napisała pani, że pani ojciec był tajnymwspółpracownikiem.On, człowiek o nieposzlakowanej opinii.Patriota, który zostałinternowany w stanie wojennym, a pózniej przy Okrągłym Stole odegrał rolę nie doprzecenienia.Prawdziwy Polak! Katolik! Pani depcze pamięć o ojcu.Co panią skłoniło, bypisać takie rzeczy?!  Dziennikarz powoli przestaje nad sobą panować.Prawie krzyczy.Profesor sam swego czasu wnioskował o lustrację i niczego na niego nie znaleziono.Dodzisiaj był postacią kryształową.Własna córka burzy jego pomnik.Taki paszkwil napisać! Dlasławy, dla wysokiej sprzedaży& To się na pani odbije! Komuś takiemu jak pani, z reputacjąskandalistki, i tak nikt nie uwierzy.Spreparowała pani kolejny humbug, ale posunęła się paniza daleko! Ta książka przypieczętuje koniec pani kariery literackiej. Pan zbyt mocno tę książkę filtruje przez pryzmat własnych poglądów.Ona nie jestmanifestem politycznym, tak jak ja nie jestem politykiem.Jestem pisarką. Gaba nie tracizimnej krwi. Zresztą ojciec też pozostał z boku, nawet wtedy, gdy proponowano mu rządowątekę. Ale był głęboko w politykę zaangażowany. I cóż z tego? Dla mnie był przede wszystkim ojcem.Człowiekiem, a nie pomnikiem.Mającym masę zalet, ale także wad.Mam wrażenie, że oceniając tę książkę wyłącznie przezpryzmat własnych mniej lub bardziej celnych domysłów, nie zrozumiał pan przesłania. Pani mi zarzuca brak obiektywizmu? Zarzucam panu zbyt emocjonalny stosunek do opisanej przeze mnie historii.Przecieżmówiłam panu, że moje książki stanowią fikcję.Fikcję! Choćby nawet miała ona zródłow prawdzie.Rozumie pan? A ponieważ są fikcją, zatem będę się trzymać tezy, że mojemuświętej pamięci ojcu w żaden sposób nie zaszkodzę.Temat niezdrowo podnieci kilku głodnychsensacji dziennikarzy i szybko zastanie zapomniany.Nadchodzi sezon ogórkowy i trzebaznalezć temat zastępczy.Po wakacjach już nikt nie będzie pamiętał insynuacji zawartychw jakimś tam powieścidle zbuntowanej córki wielkiego profesora Pileckiego. Chce pani powiedzieć, że tę historię wyssała z palca? Powieść powstała ot tak, bo poczuła pani imperatyw opisania czegoś innego niż zwyrodniałe układy damsko-męskie, któredotąd stanowiły główny temat pani książek? Może tak.A może nie. To cynizm! I czytelnicy panią właściwie ocenią. Dla zwykłego czytelnika moja książka będzie przede wszystkim psychologicznymportretem zagubionego i oszukanego przez system człowieka.Pan natomiast zupełnie niedostrzega clou.Ja nie feruję w Profesorze wyroków, opisuję jedynie proces dochodzenia doprawdy i godzenia się z nią.Piszę o wybaczeniu!Dziennikarz patrzy wprost na Gabę.Zaciska usta w niesmaku, żyła na skroni mu pulsuje.Tłumaczenia go nie przekonały.Oboje wiedzą, że każde pozostanie przy swoim zdaniu.Powejściu z powrotem na antenę pewnie także nie powstrzymają emocji.Ze słuchawki dochodzą słowa dzwiękowca: Arek, załóżcie słuchawki.Wchodzicie za dziesięć sekund.Dziesięć, dziewięć, osiem&***Pozostawienie samochodu na słońcu nie było dobrym pomysłem.Latem do parkowaniaw mieście należy podchodzić strategicznie.Trzeba analizować wędrówkę słońca i zostawiaćauto wyłącznie w miejscu, gdzie któryś z okolicznych budynków rzuca lub będzie rzucałzbawienny cień.Tyle że Gaba jest z natury mało przewidująca i nigdy nie zastanawia się nadrównie przyziemnymi sprawami.Dlatego gdy wsiada do środka, w pierwszej chwili jej ciałoomiata piekielny powiew.W kolejnej lepki niczym smoła żar skórzanego fotela wgryza sięw plecy i pośladki.Klimatyzacja nie daje rady.Włączona, zionie ogniem.Dopiero kiedy Gabarusza, całkowicie opuszczając przy tym wszystkie szyby, w środku robi się znośniej.Dochodzi osiemnasta.Popołudniowe godziny szczytu.Aleja Niepodległości wygląda jakzahibernowana.Gdzie okiem sięgnąć, wszędzie w ślimaczym tempie suną rzędy samochodów.Przez ostatnie trzy lata jedyną trasę, jaką Gaba przemierzała, stanowił kilometrowy odcinekpolnej drogi łączący jej dom z wsią i sklepem spożywczo-przemysłowym.W najbliższejokolicy nie było mowy o korkach, więc stara terenówka tylko podskakiwała, kiedy rozwijałana klepisku zawrotną prędkość osiemdziesięciu kilometrów na godzinę.Do dobrego łatwo sięprzyzwyczaić&Adrenalina wyniesiona ze studia w połączeniu ze zniecierpliwieniem implikujenatychmiastową decyzję o ucieczce z głównej arterii  Gaba skręca w boczną uliczkę,w następną i kolejną.Krąży w zaułkach starego Mokotowa, między domami jednorodzinnymioraz niskimi kamienicami z lat sześćdziesiątych.Jedzie na azymut, bo dawno tu nie była, aledo centrum, do mieszkania przy Kredytowej, gdzie spędziła pół życia, trafi nawetz zamkniętymi oczami.Jedzie więc.Szaleńcza przejażdżka, niezgodna z przepisami, oczyszczaumysł.Przeciąg przynosi ze sobą znajome zapachy.Duszący smród spalin, podkładówtramwajowych i zakurzonego bruku.Lato w mieście jest piekłem w czystej postaci, chociaż co osobliwe  ostra woń Warszawy zazwyczaj ma metafizyczną moc uspokajania i wyciszaniaGaby.Ale nie dzisiaj.Przypominając sobie twarz Raczyńskiego, znowu czuje, jak zalewa ją fala gniewu.Wciskagaz, przyspiesza, by już po dwustu metrach z piskiem wyhamować na światłach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript