Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie raczył jednak wspo­mnieć, skąd o tym wie.Jakiś pracownik Agencji Ochrony Środowiska zna­lazł coś w komputerze, ale nerwowa rozmowa przez komórkę, a w szcze­gólności pompatyczny ton Frankela przyćmiły połowę szczegółów, niezbędnych aby Irene mogła w pełni zrozumieć stan rzeczy.Nie przejmo­wała się jednak.Jej ludzie w Charleston poskładają wszystkie fragmenty w sensowną całość.Na ironię zakrawał fakt, że Irene otrzymała wiadomość od Frankela w chwili, gdy jej ekipa znalazła białą furgonetkę Donovanów, porzuconą w wa­lącej się, starej stodole.Donovanowie wykazali się niezwykłym opanowa­niem i stalowymi nerwami, pozostając w centrum zakrojonych na pełną skalę poszukiwań.Fakt faktem, że postąpili właściwie.Gdyby próbowali uciekać, niewątpliwie zostaliby złapani.Oni zawsze postępują właściwie - pomyślała Irene - To naprawdę za­czyna mnie wyprowadzać z równowagi.Sądząc po sprzęcie i zapasach, jakie pozostawili w furgonetce, nie spo­dziewali się, by schwytano ich w Wirginii Zachodniej.To akurat, jak stwier­dziła, było pozytywnym aspektem.Im bardziej pokrzyżuje im plany, tym większe prawdopodobieństwo, że popełnią błąd.Domyśliła się, że zaplanowali sobie długi tramping.Furgonetka pełna była śpiworów, latarek, nafty do lamp oraz puszek z jedzeniem - mieli tam wszystko, co potrzebne, aby na wiele tygodni ukryć się przed cywilizacją, pomimo nadchodzącej zimy.Co ciekawsze, porzucili cały arsenał broni: trzy strzelby, rewolwer i dostatecznie dużo amunicji, aby najechać Meksyk.Szczerze mówiąc, ta broń nieco ją zdezorientowała.Czy powinna odczu­wać ulgę, że nie zabrali tego wszystkiego ze sobą? A może raczej się przej­mować, czy aby nie są w posiadaniu bardziej śmiercionośnej broni?Zawsze lepiej przyjąć tę gorszą alternatywę.Dlatego też listy gończe zawierały informację: "uzbrojeni i bardzo niebezpieczni".Przez kilka minut - przed telefonem Frankela - Irene była przekona­na, że przejrzała ich strategię.Najwyraźniej Donovanowie nauczyli się sztuki przetrwania w naturalnych warunkach.Podejrzenie to uzasadniały czasopisma i literatura znaleziona w przyczepie w Phoenix.Mogła się założyć, że ruszą w stylu von Trappa po górskich szczytach.Zaczęła już nawet mobilizować ekipę poszukiwawczą w kooperacji z szeryfem fede­ralnym oraz ze strażą leśną, kiedy rozmowa z szefem sprowadziła ją na ziemię.Jak, do diabła, dostali się do Arkansas? Odpowiedź: dzięki czyjejś po­mocy.Paul z trudem zdołał opanować wzburzenie.To on pierwszy podej­rzewał Donovanów o kontakty z Harrym Sinclairem - tym tajemniczym człowiekiem - i niewątpliwie wyglądało na to, że miał rację.Irene zamknęła oczy, wsłuchując się w warkot helikoptera.Oparła gło­wę o przegrodę i próbowała ustalić, czy zrobiła wszystko, co należało.Dla­czego nie potrafiła posunąć tej sprawy naprzód? Zazwyczaj śledztwo przy­bierało określony rytm i kiedy już się w niego wpadło, opracowywało się plan schwytania przestępcy.W tym przypadku Irene zawsze pojawiała się za późno, i to tylko po to, aby się po raz kolejny przekonać, że Donovano­wie znów okazali się sprytniejsi.Cała ta sprawa zaczęła nabierać charakte­ru przygody.Zakładając, że Frankel nie mylił się - to znaczy, że Donovano­wie istotnie wrócili do Newark - mogła jedynie przypuszczać, że zrobią swoje i uciekną szybciej, niż ktokolwiek zdąży się zorientować.Ale co mogli zyskać, powracając do tego miejsca?Przekartkowała raporty dotyczące tej sprawy, odhaczając kolejne punk­ty, ale wciąż nie wiedziała, co mogła pominąć.Biuro w Little Rock wysłało agentów do Newark, a ona poinformowała tamtejszego szefa policji - face­ta o nazwisku Lundsford - żeby miał na oku to miejsce.Jeżeli dokonała właściwych obliczeń, to federalni dotrą na miejsce zbrodni za półtorej, może za dwie godziny, co uzależniało ją całkowicie od umiejętności miejscowych gliniarzy.Na wspomnienie Sherwooda i jego drużyny w Phoenix wszelki optymizm ulotnił się z niej jak dym z komina.Według oficjalnych danych, dawna fabryka w Newark rozciągała się na powierzchni około hektara.Faktycznie teren ten obejmował siedemset pięć­dziesiąt hektarów.Niektórzy przedsiębiorcy po prostu nie chcieli zamiesz­czać nazwy korporacji na własnych wizytówkach.Jake odniósł wrażenie, że ponownie wkracza w koszmar.Prawie nic tutaj się nie zmieniło.Tereny, które zostały tak skrzętnie wypielęgnowane w okresie rozkwitu fabryki, w większości padły ofiarą agresywnej roślinno­ści Arkansas.Wysokie trawy pochłonęły całe budynki, a drogi popękały pod naporem przebijających się korzeni.Duży cadillac sprawiał komiczne wrażenie.Zupełnie nie pasował do otoczenia, podskakując na wybojach i wyrzucając na boki żużel, gdy jecha­li ku środkowej części sektora południowo-zachodniego.Stroje ochronne były ważniejsze niż komfort jazdy i zmuszały teraz wszystkich z wyjątkiem kierowcy - Nicka - do siedzenia w niewiarygodnych wprost pozycjach i trzy­mania się wszelkich możliwych wystających części, aby nie wylecieć przez dach albo nie zostać zmiażdżonym przez spadające pudło.- Jesteś pewien, że wiesz, gdzie jedziesz? - zapytała z wahaniem Carolyn.- W stu procentach! - Nick zawołał głośno, żeby go słyszano pośród chro­botu i skrzypienia przesuwającego się sprzętu.- Czekając na was, bardzo do­kładnie przestudiowałem mapy.Na razie wszystko wygląda tak jak powinno.- Ile jeszcze? - zapytał Travis.Z jego głosu można było wywniosko­wać, że nie jest mu łatwo przyzwyczaić się do butli z tlenem.Nick wzruszył ramionami.- Może dwie minuty? Może dziesięć? Trudno powiedzieć.Okazało się, że cztery.Droga dojazdowa kończyła się na ogrodzeniu niknącym w dali po lewej i prawej stronie.Co kilka metrów, na wysokości ramion, wisiały na łańcuchu czerwono-białe znaki z napisem:NIEBEZPIECZEŃSTWOSTREFA SKAŻENIAWEJŚCIE GROZI ŚMIERCIĄNIEBEZPIECZEŃSTWO- Jesteśmy na miejscu - zakomunikował Nick.Wykonał zamaszysty ruch ręką odzianą w lateksową rękawicę.Nie chciał popełnić przynajmniej tego jednego głupiego błędu i zostawić odcisków palców.Nie odpowiedzieli, w milczeniu wpatrując się w znak ostrzegawczy.Carolyn ścisnęła rękę syna.- Czułbym się o wiele pewniej, gdyby był tu ten facet, Thorne - mruk­nął Travis.Niepewność w jego głosie ściągnęła spojrzenie ojca, więc dodał szybko: - Bez obrazy.Jake nie zareagował.- I co robimy? - spytała Carolyn.- Nie możemy wlec tego sprzętu przez las kolejny kilometr.- Tutaj w ogrodzeniu jest jakaś brama - zauważył Travis.Nick pokręcił głową.- Nic z tego, po otwarciu włączy się alarm.Musimy sforsować ogrodzenie.Jake się skrzywił.- Mają alarm na głupiej furtce, ale nic się nie dzieje, jak przetniesz siatkę?- Jake, kto zdrowy na umyśle chciałby się tu włamywać? - Nick roze­śmiał się.- Nic tu przecież nie można ukraść.Ten alarm blokuje tylko bramę.Pośród sterty sprzętu przesłanego przez znajomych Harry'ego Sinclaira z New Jersey znajdowały się dwie pary przecinaków do drutu o długich uchwytach, co bardzo ułatwiło wykonanie tego, czego ludzie zdrowi na umyśle nigdy nie odważyliby się zrobić.Wycięli dziurę na tyle dużą, by przejechał przez nią samochód.Jake skrzywił się boleśnie, słysząc, jak metalowe druty zdzierają lakier z wozu.Gdy znaleźli się po drugiej stronie, Nick skierował samochód z powro­tem na drogę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript