Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miejsca podobnego do tego, przypomniałsobie Jim, w jakim ocknął się będąc w ciele Gorbasha.Takie miejsca lubiły smoki, by zwinąć sięw kłębek i spać.- Nikogo nie ma w pobliżu - zauważył Secoh, nastawiając ucha w kierunku wyjścia zjaskini.- Muszą być na dole, w głównej grocie.Pamiętasz drogę?- Nie wiem - zawahał się Jim.- Nie sądzę.- Nieważne, znajdę ją - powiedział smok.Poprowadził ich z jaskini, w której wylądowali,tunelem w skale, który wił się w dół, do wnętrza urwiska.Szli w dół i krążyli przez jakiś czas, dłużej niż, jak to Jim pamiętał, schodziło się dogłównej komnaty smoków wtedy, gdy obudził się w ciele Gorbasha.Ale Secoh robił wrażenie, żejest pewny drogi, jaką podążali, i kierunków rozgałęziających się tuneli, które wybierał.Sugerowało to, że albo był już tam wcześniej, albo podążał za swoim nosem w sposób niecałkiem dla Jima zrozumiały.On także miał teraz smoczy zmysł węchu, ale dla niego wszystkietunele pachniały smokiem.Musiał jednak przyznać, że w miarę jak szli, zapach stawał sięintensywniejszy, a po chwili dotarło do jego uszu dudnienie głosów.Im bliżej byli miejsca, którenajwyrazniej było ich celem, dudnienie miarowo rosło na sile, aż dla Jima stało się jasne, żemiała tam miejsce bardzo głośna kłótnia.Słychać w niej było bardzo wiele głosów mówiących,jak to u smoków, wszystkie naraz.Jim i Secoh dotarli wreszcie na miejsce i wyłonili się z tunelu wysoko na obrzeżuamfiteatru w kształcie misy, który stanowił podstawę jaskini, rzeczywiście ogromnej.Zcianymiała z jakiejś odmiany ciemnego granitu, całe ozdobione wzorem misternej koronki strumyków czegoś, co wyglądało jak płynne srebro.Były one nie grubsze niż ołówek, lecz gęsto pokrywałyściany.Wszystkie te strumyki promieniowały światłem i rozjaśniały całą jaskinię aż po ciemne,tworzące naturalne łuki sklepienie.Było tam prawie tak jasno jak w dzień.W tej chwili w jaskinikłębił się tłum smoków, z których każdy wydawał się toczyć spór z innym, ale, jak Jim wiedział,one po prostu gawędziły.Panował ogłuszający hałas - a raczej taki, który powinien być ogłuszający.Jak Jimodkrył, smoczy słuch był dużo lepszy od ludzkiego, ale także, co dość dziwne, mógł znieśćwiększe natężenie dzwięków.Człowiek byłby teraz w tej wielkiej jaskini ogłuszony, ale Jim czuł,że dla jego smoczego ciała odgłos tego ryku był zaledwie nieco ekscytujący.On i Secoh stanęli w miejscu i czekali.Stopniowo, jeden po drugim, smoki poniżejuświadomiły sobie ich obecność.Te, które ich zauważyły, trącały smoka obok i wskazywały nanowo przybyłych.W końcu niezwykła cisza zapadła w całej olbrzymiej komnacie.Wszystkiesmoki gapiły się na Jima, zupełnie ignorując Secoha.Ich oczy utkwione w Jimie wyrażałyzaskoczenie i to, że go nie poznają.Jim myślał właśnie o przedstawieniu się, kiedy jeden z obecnych smoków przemówiłpełnym głosem.- Jim! - ryknął smok siedzący w połowie wysokości na przeciwległej ścianie amfiteatru,tak duży jak sam Jim. Rozdział 10Był to smok imieniem Gorbash.Jim przypomniał sobie, że największymi smokami w tejgromadzie byli zawsze Gorbash, którego ciało kiedyś zamieszkiwał, Smrgol, jego stryjecznydziadek, oraz Bryagh, smok, który stał się renegatem i porwał Angie.Słysząc, jak Gorbash wywołuje jego imię, Jim niezwykle wyraznie ujrzał dni, które z nimdzielił.Gorbash był jedynym w tym średniowiecznym świecie, który zawsze nazywał gozdrobnieniem używanym przez przyjaciół i znajomych kiedyś tam, w świecie, z którego on iAngie pochodzili.Czemu Gorbash wolał  Jima od  Jamesa , tego już Jim nigdy nie odkrył.Zpewnością były po temu dostateczne powody.On i Gorbash dzielili to samo ciało i umysł - ciałonależące do Gorbasha - i trudno byłoby bardziej zbliżyć się do siebie.Tak więc było czymśnaturalnym, że Gorbash zaczął w końcu myśleć o nim jak o Jimie i nie inaczej.Teraz wszystkie smoki przeniosły swoje zdumione spojrzenia z Jima na Gorbasha.- Co się dzieje z wami wszystkimi?! - ryknął smok.- To ten Mag-jerzy, z którymdzieliłem swoje ciało wtedy, kiedy pokonaliśmy Bryagha i Ciemne Moce pod Twierdzą! Był tamze mną przez cały czas, gdy odniosłem - odnieśliśmy - zwycięstwo! Przecież wiele razy wam toopowiadałem!Wszystkie smoki w amfiteatrze jak jeden wyciągnęły szyje, by jeszcze raz popatrzeć naJima.- Jak dobrze znów cię ujrzeć, Jimie! - zagrzmiał Gorbash.- Witamy cię z powrotemwśród smoków z Cliffside! No, nie stójże tak, chodz tu na dół!Jim poczuł, że Secoh pcha go łokciem naprzód i w dół.Zorientował się, że zaproszono godo zajęcia centralnego miejsca, to jest, żeby zszedł i stanął w samym środku amfiteatru, gdziewszyscy mogliby łatwo mu się przyglądać.Utorował sobie drogę na dół wśród smoków.Secoh skromnie podążał za nim -jeśli możnaw ogóle powiedzieć o smoku, że robi coś w sposób skromny - i obaj szli, aż znalezli się wnajniższym punkcie na środku pieczary.Jim zatrzymał się i rozejrzał dokoła.Podejrzewał, żeoczekują od niego wygłoszenia paru słów.- Ja także się cieszę, że znów cię widzę, Gorbashu! - ryknął w odpowiedzi.- Dobrze jestznowu znalezć się między wami! - Tak - zagrzmiał Gorbash - i wielki to zaszczyt dla wszystkich smoków z Cliffside miećw swoim gronie smoka, nie tylko o odwadze równej mojej, ale także takiego, który jest Magiemwśród Jerzych i jednym z ich szanowanych wodzów.Wszystkim nam daje to szczególną pozycjęi znaczenie w oczach wszystkich Jerzych całego świata.Sporo tu się zmieniło, pomyślał Jim.Tak jak Secoh to przewidział, po walce podTwierdzą i po tym, jak Jim ostatecznie opuścił ciało Gorbasha, ten wielki smok zrobił dobryużytek ze swej porcji sławy, którą przyniósł mu udział jego ciała w owej walce [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript