[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Stwierdziłem, że będzie mi ogromnie pomocny, i wśród serdecznych podziękowań schowałem go do kieszeni.Obskurna restauracja, którą po drodzie widziałem, nie wydała mi się zachęcająca, wobec tego kupiłem sobie na obiad serowe krakersy i imbirowe wafle.Postanowiłem obejrzeć główne ulice, porozmawiać z ludźmi przybyłymi do tego miasta, jeżeli takich po drodze napotkam, i wrócić autobusem do Arkham o ósmej wieczorem.Całe miasto było naznaczone rozkładem i ruiną; nie miałem zainteresowań socjologicznych, postanowiłem wię skupić się na zagadnieniach z zakresu architektury.I tak rozpocząłem moją dokładną, ale jakże kłopotliwą wędrówkę po Innsmouth, wąskimi, dość mrocznymi uliczkami.Minąłem most i skręciłem w stronę szumiącego wodospadu w dolnym biegu rzeki, przeszedłem koło rafinerii Marsha, z której, dziwna rzecz, ale nie dochodziły odgłosy odbywającej się tam pracy.Stała na krawędzi stromego brzegu rzeki koło mostu, a skrzyżowanie ulic, będące dawniej centrum miasta, zostało po Rewolucji zastąpione placem miejskim istniejącym do dzisiaj.Minąwszy wąwóz przy moście na Main Street natknąłem się na dzielnicę tak wymarłą, że przeszył mnie dreszcz przerażenia.Skupisko zapadłych i rozsypujących się dachów twożyło fantasyczną, poszarpaną linię horyzontalną na tle nieba, a ponad nią wyrastała upiorna, ścięta u góry wiża starego kościoła.W kilku domach za Main Street ktoś chyba mieszkał, ale większość była szczelnie zabita deskami.Na bocznych, pozbawionych chodników ulicach ujrzałem czarne czeluście wybitych okien w pustych ruderach, z których wiele przechyliło się groźnie na osuniętych fundamentach.Okna te wyglądały tak upiornie, że trzeba było nie lada odwagi, aby iść dalej, w steonę parku.Strach, jaki budzą opustoszałe domy, potęguje się taczej w postępie geometrycznym niż arytmetycznym, jako, że domy mnożą się i tworzą opustoszałe miasto.Na widok nieskończenie długich ulic świecących pustką i śmiercią i na myśl o ciągnących się bezkreśnie, spowitych mrokiem mieszkaniach, które wypełniały tylko pajęczyny i wspomnienia i nad którymi zawładnęło teraz robactwo, ogarniał człowieka lęk i odraza, i chyba nawet najwytrzymalsza filozofia nie byłaby w stanie się im oprzeć.Fish Street była równie opustoszała jak Main Street, różniła się jednak tym, że zbudowane z cegły i kamienia magazyny zachowały się w doskonałym stanie.Water Street była podobna, z tą tylko różnicą, że w tych miejscach, gdzie znajdowały się kiedyś zabudowania portowe, teraz były puste dziury.Nigdzie nie spotkałem żywej duszy, tylko na kalekim falochronie siedziało paru rybaków, nie słyszałem też żadnych odgłosów życia poza chlupaniem fal w przystani i szumem wodospadu na rzece Manuxet.To miasto zaczynało mi coraz bardziej działać na nerwy, co chwila oglądałem się ukradkiem na most na Water Street.Most na Fish Street, zgodnie z naszkicowanym planem, był w ruinie.Na północ od rzeki znać było ślady nędznego życia - czynne pakowanie ryb na Water Street, tu i ówdzie dymiące kominy i połatane dachy, jakieś nieokreślone odgłosy, a gdzieniegdzie na ponurych niebrukowanych uliczkach powłóczący nogami ludzie.Mimo to wydało mi się tu jeszcze bardziej ponuro niż w południowej, wymarłej dzielnicy miasta.Może dlatego, że ludzie tutaj byli jeszcze bardziej tajemniczy i nienormalni niż w centrum miasta; parokrotnie doznałem jakiś zupełnie fantastycznych skojarzeń, których nie potrafiłem umiejscowić.Wydawało się, że ci ludzie mają większą domieszkę obcej krwi aniżeli mieszkańcy śródmieścia - chyba że wygląd "ludzi z Innsmouth" miał rzeczywiście podłoże chorobowe, a nie był tylko przejawem obcej krwi; w takim razie w tej dzielnicy choroba była bardziej zaawansowana niż gdzie indziej.Szczególnie zaniepokoiły mnie ledwo słyszalne odgłosy niewiadomego pochodzenia.Powinny dobywać się z zamieszkałych domów, a tymczasem najwyraźniej dochodziły z domów, których fasady były zabite deskami.Tam rozlegało się jakieś skrzypienie, bezłoadne przemykanie i chrobotanie; mimo woli pomyślałem o ukrytych tunelach, o których wspominał młody sprzedawca.Nagle zacząłem się zastanawiać, jakie brzmienie ma głos tutejszych mieszkańców.Do tej pory nie słyszałem jeszcze rozmowy tych ludzi, ale w końcu stwierdziłem, że nie mam na to najmniejszej ochoty.Zatrzymałem się trochę dłużej na Main Street i Church Street, żeby popatrzeć na dwa dość ładne, stare, zniszczone kościoły i szybko opóściłem tę dzielnicę nędznych slumsów nad brzegiem rzeki.Następne kroki powinienem był skierować na ulicę New Church Green, ale jakoś nie miałem ochoty się znaleść po raz drugi w pobliżu kościoła, w którego krypcie dostrzegłem tę przrażającą postać księdza czy też pastora z dziwnym diademem na głowie.Poza tym chłopiec ze spożywczego sklepu przestrzegał mnie, że w kościołach, a także w budynku Porządku Dagona, ludzie obcy nie są mile widziani.Wobec tego posuwałem się w kierunku północnym główną ulicą, po czym skręciłem w głąb lądu i znalazłem się w zniszczonej dzielnicy zamożnego mieszczaństwa północnej części ulicy Brood, Washington, Lafayette i Adams.Choć te wspaniałe stare aleje miały złą nawierzchnię i były zaniedbane, nie opuściło ich jeszcze ocienione wieżami dostojeństwo.Rezydencje jedna za drugą przyciągały mój wzrok, większość z nich, pośród pustych dziedzińców, była zniszczona i zabita deskami, ale na każdej z tych ulic, w jednej albo dwóch rezydencjach, widać było ślady życia.Na Washington Street stał rząd odremontowanych domów, ze starannie utrzymanymi trawnikami i ogrodami.Najbardziej okazały - z kwiatowymi tarasami schodzącymi w dół aż do Lafayette Street - przynależał zapewne do starego Marsha, chorego właściciela rafinerii.Wszystkie te ulice zupełnie pozbawione były życia, a już najbardziej zdumiewał mnie brak kotów i psów w Innsmouth.Z pewnym też zdumieniem i niepokojem zauważyłem, że nawet w najlepiej utrzymanych rezydencjch wszystkie okna na drugich piętrach i facjatach były szczelnie zamknięte.Ukradkowość i tajemniczość władały tym milczącym, wymarłym miastem, a jednocześnie przez cały czas nie mogłem się pozbyć uczucia, że przebiegłe i nigdy nie zamykające się oczy śledzą mnie zewsząd i czyhają.Dreszcz mną wstrząsnął, kiedy zegar na wieży po lewej stronie wybił godzinę trzecią.Zbyt dobrze pamiętałem ten przysadzisty kościół, z którego dobiegały te dźwięki.Posuwając się Washington Street w stronę rzeki znalazłem się w innej zupełnie części dawnej dzielnicy przemysłowo-handlowj; były tam ruiny fabryki, a także stacji kolejowej oraz kryty wiadukt kolejowy nad wąwozem znajdującym się po prawej stronie od miejsca, w którym stałem.Udałem się w tę stronę, jednak wiadukt okazał się niepewny, zaopatrzony w znak ostrzegawczy, ale podjąłem ryzyko i przeszedłem na południowy brzeg rzeki, gdzie znowy odnalazłem ślady życia.Tajemnicze, pwłóczące nogami istoty spoglądały ukradkiem w moją stronę, natomiast ludzie o twarzach normalnych patrzyli na mnie zimno i z ciekawością.Innsmouth stało się już nie do zniesienia, udałem się więc Palne Street w stronę placu w nadziei, że znajdę tam jekiś pojazd, którym wrócę do Arkham, i nie będę już czekał na ten złowieszczy autobus, gdyż jego pora odjazdu wydała mi się zbyt odległa
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|