[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Kiedy dokładnie? - szybko zapytał Jason, czując, że w tym kryje się coś ważnego.- Był taki moment.- jakoś dziwnie skonfundował się doktor Solvitz.- Podleciałem zbyt blisko do pewnej gwiazdy.- Do jakiej? - Jason niespodziewanie przejął inicjatywę i prowadził teraz prawdziwe przesłuchanie.- O Boże! Nie pamiętam w tej chwili.Wystraszyłem się wtedy, ponieważ z roztopionego lodu wysunęła się bardzo czarna.ni to szarfa, ni to plama.coś czarnego w każdym razie.Czegoś takiego nie widziałem nigdy przedtem.To coś nie słuchało mnie zupełnie.Nic mnie z tym nie łączyło, a to coś ożyło i umknęło w kosmos.Przez trzysta lat po tym incydencie nie zbliżałem się do żadnej gwiazdy.Naprawdę się bałem.Ja, który zapomniałem, co to strach, bałem się znowu.Nie chciałem więcej budzić potworów wyhodowanych w głębi własnej duszy, ale w pewnej chwili zrozumiałem, że są już rozbudzone.Dokładnie mówić, poczułem ich promieniowanie.Powierzchnia mojej asteroidy zaczęła emitować promieniowanie.Najpierw bardzo słabo, ale proces był nieodwracalny i nie poddawał się kontroli.Musiałem wezwać pomoc z zewnątrz.- Dlaczego nie poprosił pan o nią zwyczajnie, sygnałem radiowym?- Wysyłałem zwykłe sygnały - odparł załamany Solvitz.Ale to na górze zmieniało je w swoje diabelskie promieniowanie.A potem, kiedy wykazaliście się inicjatywą, udało mi się wysłać zaszyfrowaną wiadomość.Może ktoś nawet ją zrozumiał.Prosiłem o pomoc właśnie pana, Jasonie.- I co dalej? - Jason zaczął rozumieć sens wyznań Solvitza, ale na razie jeszcze nie chciał uwierzyć.- Pan jest więźniem własnych odchodów i, nie mając sił ich pokonać, proponuje, żebym to ja zapoznał się z problemem.A na razie nie może pan nawet odesłać nas z powrotem.Czy mam rację?- Mniej więcej - westchnął Solvitz.- Nie mógł się pan od razu przyznać? Wstydził się pan czy co?- Nie, po prostu nie zrozumielibyście mnie.- Nie wierzę - nieoczekiwanie wtrąciła się Meta.- Znowu mu nie wierzę.Solvitz podskoczył jakoś dziwnie zasmucony i jednocześnie rozzłoszczony.Jeszcze sekunda i ponownie doszłoby do strzelaniny, ale nagle Troy chwycił się za serce i wywróciwszy oczami, zaczął osuwać się na podłogę.- O Boże! - krzyknął Solvitz.- Muszę mu zrobić zastrzyk!- O co chodzi?! - ryknął Jason.Naprawdę miał już wszystkiego dość, a Meta, ma się rozumieć, trzymała w ręku pistolet.Jason nagle sobie przypomniał, że ani razu jeszcze nie wypróbowali tej broni.I jeśli w tym miejscu, z definicji, nie można nikomu wyrządzić krzywdy.- O co chodzi, o co chodzi! - przedrzeźniał go Solvitz.Krzątał się przy Troyu, w dziwny sposób przykładając apteczkę do różnych miejsc na ciele pacjenta.- Jeszcze nie do końca się wyleczył, o to chodzi.Nie trzeba było walić mu w łeb eksplodującymi pociskami ! Też mi przyjaciele!- No wie pan! Pan swoich przyjaciół załatwił wszystkich co do sztuki, i to własnoręcznie, o ile dobrze zrozumiałem - odparował Jason.- A teraz jeszcze nas wpakował pan w tę idiotyczną historię.Nie ma pan prawa zarzucać mnie i Mecie czegokolwiek! Lepiej proszę powiedzieć, kiedy stan Troya na tyle się polepszy, że będziemy mogli go stąd zabrać.- Polepszy się wkrótce - powiedział doktor Solvitz, a po chwili dodał: - Ale zabrać go stąd raczej nie da rady.Wszystkie stworzone przeze mnie homunkulusy mogą istnieć tylko w granicach tego świata, w granicach mojej powłoki energetycznej.- Masz ci los! - zakrzyknął zdumiony Jason.- A ja i Meta nie jesteśmy przypadkiem homunkulusami?- Nie, skądże! - Solvitz chyba się rozzłościł.- Po prostu uczyniłem was nieśmiertelnymi.- A niby po co?!- O Panie! Przecież tajemnicę nieśmiertelności można powierzyć tylko nieśmiertelnym.Zaczynają mnie męczyć nie tylko kobiece emocje Mety, ale i pańskie dziecinne pytania.Gdy tylko Troy poczuje trochę się lepiej, pójdziemy do biblioteki.Chcę, żebyście się zorientowali w sprawie ostatecznie.Okres przygotowawczy uważam za zakończonyI w tym momencie, jak na zamówienie, Troy ocknął się, otworzył oczy i ochrypłym głosem, ale wyraźnie powiedział:- Poproszę wody!To, co Solvitz nazywał biblioteką, przypominało raczej sterownię niewielkiego międzygwiezdnego statku, a jeszcze bardziej - Jason nie od razu przypomniał sobie, gdzie widział coś podobnego - studio radiowe.Ciasna klitka z dźwiękoszczelnymi ścianami, dwa fotele, przed każdym na stoliku mikrofon i słuchawki z długimi cienkimi przewodami (żeby móc z nimi chodzić?), na ukośnym panelu niewielki zestaw lampek i kilka przełączników; przed oczyma, za grubą szybą jeszcze jedno pomieszczenie z wielką mapce schematem nie wiadomo czego na całą ścianę, na podłodze miękka, włochata wykładzina, a sufit porowaty niczym gąbka.Wszystko w stylu retro.Jason już zasiadł w zaproponowanym mu fotelu, obok ulokowała się Meta.Nagle przypomniał sobie: bardzo podobna była kabina łączności na Scoglio - dzikiej, zimnej planecie, słynnej na całą Galaktykę ze swej szkoły nautycznej.Całe półtora roku studiował w niej Jason dinAlt.Nie było przypominającej o tym fakcie tablicy pamiątkowej, ale kiedyś na pewno będzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|