[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Jeszcze jeden pupilek! Ominął Jurę i szybko poszedł korytarzem, co chwila podlatując pod sufit i mamrocząc: Niech was tartary pochłoną!.Niech was wszystkich tartary pochłoną.Jura rzucił chłodno:- Co, przytłukliście sobie palec? Jasnowłosy nie odwrócił się.No, no, pomyślał Jura.Wcale tu nie tak nudno.Odwrócił się do luku i zobaczył, że przed nim stoi jeszcze jeden człowiek, pewnie ten, który mówił przepraszającym tonem.Przysadzisty, barczysty i ubrany nie bez elegancji.Miał ładną fryzurę i rumianą smutną twarz.- Wy z „Tachmasiba”? - zagadnął cicho i serdecznie skinął głową.- Tak.- Z Władimirem Siergiejewiczem Jurkowskim? Dzień dobry.-Człowiek wyciągnął rękę.- Nazywam się Krawiec, Anatolij.Będziecie u nas pracować?- Nie - powiedział Jura.- Jestem tu przejazdem.- Ach, przejazdem? - spytał Krawiec, wciąż trzymając dłoń Jury.Jego ręka była sucha i chłodna.- Jurij Borodin - przedstawił się Jura.- Bardzo mi przyjemnie - rzekł Krawiec i puścił rękę Jury.-Więc przejazdem.Powiedzcie mi, Jura, czy Władimir Siergiejewicz rzeczywiście przyjechał do nas na inspekcję?- Nie wiem - powiedział Jura.Rumiana twarz Anatolija Krawca posmutniała.- No, oczywiście, skąd mielibyście wiedzieć.Rozumiecie, u nas zaczęła krążyć ta dziwna pogłoska.Dawno znacie Władimira Siergiejewicza?- Miesięc - odparł niechętnie Jura.Krawiec mu się nie podobał.Może dlatego, że rozmawiał z jasnowłosym takim przepraszającym tonem.Albo dlatego, że przez cały czas zadawał pytania.- A ja znam go dłużej - powiedział Krawiec.- Uczyłem się u niego.- Nagle się spostrzegł.- Ale dlaczego my tu stoimy? Wejdźcie!Jura wszedł do luku.To było widocznie laboratorium obliczeniowe.Wzdłuż ścian ciągnęły się przezroczyste stelaże elektronicznej maszyny.Pośrodku stał matowobiały pulpit i wielki stół zawalony papierami i schematami.Stało na nim kilka niewielkich maszyn elektronicznych do ręcznych obliczeń.- To nasz mózg - wyjaśnił Krawiec.- Siadajcie.Jura stał.Milczenie przeciągało się.- Na „Tachmasibie” też jest taka maszyna - oznajmił Jura.- Teraz wszyscy prowadzą obserwacje - rzekł Krawiec.- Dlatego nikogo nie ma.Prowadzimy wiele obserwacji, bardzo dużo pracujemy.Czas mknie jak strzała.Czasem z powodu pracy dochodzi do sporów i zadrażnień.- machnął ręką ze śmiechem.-Nasi astrofizycy zupełnie się pokłócili.Każdy z nich ma swoją ideę i każdy uważa tego drugiego za idiotę.Rozmawiają przeze mnie i obrywam od obydwu.Krawiec zamilkł i popatrzył wyczekująco na Jurę.- Cóż - stwierdził Jura, patrząc w bok.- Zdarza się.Pewnie, pomyślał, nikt nie ma ochoty wyrzucać śmieci.- Mało nas tutaj - rzucił Krawiec.- I wszyscy jesteśmy bardzo zajęci.Nasz dyrektor, Władysław Kimowicz, to bardzo dobry człowiek, ale też zajęty.Więc na pierwszy rzut oka może się wydać, że tu u nas nudno.A tak naprawdę przez okrągłą dobę każdy siedzi nad swoją pracą.Znowu popatrzył wyczekująco na Jurę.Jura odezwał się uprzejmie:- No jasne, czym innym można się zajmować w kosmosie.Kosmos jest przecież po to, żeby pracować.Chociaż tu u was rzeczywiście trochę pusto.Tylko gitara gdzieś gra.- Aa - uśmiechnął się Krawiec.- To nasz Ditz zagłębił się w rozmyślaniach.Luk otworzył się, do laboratorium weszła niewysoka dziewczyna z wielką stertą papierów.Ramieniem zamknęła luk i popatrzyła na Jurę.Chyba się przed chwilą obudziła, bo oczy miała lekko podpuchnięte.- Dzień dobry - powitał ją Jura.Dziewczyna bezdźwięcznie poruszyła wargami i cichutko podeszła do stołu.- To Zina Szatrowa - odezwał się Krawiec.- A to, Zinoczka, Jurij Borodin, przybył razem z Władimirem Siergiejewiczem Jurkowskim.Dziewczyna skinęła głową, nie podnosząc oczu.Jura zastanawiał się, czy wszystkich przybyłych na „Tachmasibie” z Jurkowskim pracownicy obserwatorium traktują tak dziwnie.Spojrzał na Krawca.Krawiec patrzył na Zinę, która w milczeniu przekładała kartki.Gdy przysunęła do siebie elektroniczną maszynę i zaczęła stukać w klawisze, Krawiec odwrócił się do Jury i powiedział:- No co, Jura, chcecie.Przerwał mu delikatny trel wezwania radiofonu.Krawiec przeprosił i pospiesznie wyciągnął z kieszeni radiofon.- Anatolij? - spytał głęboki głos.- Tak, to ja, Władysławie Kimowiczu.- Anatolij, odwiedź Bazanowa.Jest w bibliotece.Krawiec zerknął na Jurę.- U mnie.- zaczął.Głos w radiofonie nagle się oddalił.- Dzień dobry, Władimirze Siergiejewiczu.Tak, tak schematy przygotowane.Połączenie zostało przerwane, dały się słyszeć krótkie sygnały.Krawiec wsunął radiofon do kieszeni i niezdecydowanie patrzył na Zinę i Jurę.- Będę musiał pójść - powiedział.- Dyrektor prosi, żebym pomógł naszemu specjaliście od atmosfery.Zina, bądź tak miła, pokaż naszemu gościowi obserwatorium.Weź pod uwagę, że to dobry przyjaciel Władimira Siergiejewicza.Trzeba przyjąć go jak najlepiej.Zina nie odzywała się słowem, jakby nie słyszała słów Krawca.Pochyliła się nad maszyną.Krawiec uśmiechnął się smutnie do Jury, uniósł brwi, lekko rozłożył ręce i wyszedł.Jura podszedł do pulpitu i ukradkiem popatrzył na dziewczynę.Miała miłą i jakby znużoną twarz.Co to wszystko znaczy: Władimir Siergiejewicz rzeczywiście przyjechał tu na inspekcję? Weź pod uwagę, że to dobry przyjaciel Władimira Siergiejewicza.Niech was tartary pochłoną! Jura czuł, że to wszystko oznacza coś niedobrego i odczuwał silną potrzebę włączenia się do wydarzeń.Po prostu nie mógł odejść i zostawić tego wszystkiego tak, jak było.Znowu popatrzył na Zinę.Dziewczyna pilnie pracowała.Jura jeszcze nigdy nie widział, żeby taka miła dziewczyna była równie smutna i milcząca.Ktoś ją musiał skrzywdzić, pomyślał nagle.Jasne jak Słońce, że ktoś ją skrzywdził.Jeśli na twoich oczach skrzywdzono człowieka, ty też jesteś winien, przypomniało mu się machinalnie.No dobra.- Co to? - spytał głośno Jura i wskazał palcem pierwszą z brzegu migającą lampkę.Zina drgnęła i podniosła głowę.- To? - Po raz pierwszy podniosła na niego oczy.Miała intensywnie niebieskie, ogromne oczy.- Tak, właśnie to - powiedział odważnie Jura.Zina nie odrywała od niego wzroku.- Powiedzcie mi - zaczęła - będziecie u nas pracować?- Nie - rzekł Jura i podszedł do stołu.- Nie będę u was pracował.Jestem tu przejazdem.Nie jestem żadnym przyjacielem Władimira Siergiejewicza, ledwie się znamy.I nie jestem żadnym pupilkiem, tylko spawaczem próżniowym.Przesunęła dłonią po twarzy.- Chwileczkę - wyszeptała.- Spawaczem? Dlaczego spawaczem?- A dlaczego nie? - spytał Jura.Czuł, że w jakiś niezrozumiały dla niego sposób jego zawód ma teraz ogromne znaczenie i że dla tej dziewczyny to dobrze, że on jest właśnie spawaczem, a nie kimś innym.Jeszcze nigdy Jura nie cieszył się tak, że jest spawaczem.- Przepraszam - tłumaczyła się dziewczyna.- Pomyliłam was z kimś.- Z kim?- Nie wiem.Myślałam.Nie wiem.To nieważne.Jura obszedł stół dookoła i zatrzymał się obok niej.- Opowiadajcie - zażądał.- Co?- Wszystko.Wszystko, co się tu dzieje.Nagle Jura zobaczył, że na błyszczącą wypolerowaną powierzchnię stołu kapią małe kropelki.Poczuł, że zaczyna go dławić w gardle.- No nie - powiedział gniewnie.Zina potrząsnęła głową
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|