Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Upaść na chodnik.Tato mówi, że ja cholerna niezdara.Często się kaleczę.Nie mogłam powstrzymać się przed zadaniem pytania, której zwykle pojawia się w rozmowie z moimi dziećmi.- Czy twój tato robi coś, po czym zostają takie blizny? Bije mocno czy coś w tym rodzaju?Kiedy znowu spojrzała na mnie, jej twarz spochmurniała.Patrzyła na mnie długo w milczeniu, aż zaczęłam żałować, że ją o to zapytałam.Być może nie nadszedł jeszcze czas na tak osobiste pytania.- Mój tato, nie, on tak nie robić.Bardzo by mnie nie zranił.On mnie kocha.Zbije mnie czasem, ale to po to, żebym była dobra.Czasem trzeba bić dzieci.Ale mój tato mnie kocha.Po prostu jestem niezdara i dlatego tyle blizn - dodała nieco obronnym tonem.Wyciągnęłam ją ze zlewu i zaczęłam wycierać.Nie odzywała się przez dłuższą chwilę.Kiedy trzymałam ją u siebie na kolanach, żeby jej wytrzeć nogi, odwróciła się niespodziewanie i spojrzała mi w oczy.- Wiesz, co zrobiła moja mama?- Nie.- Pokażę ci.- Podniosła jedną nogę i wskazała na bliznę.- Mama wziąć mnie na drogę i tam mnie zostawić.Ona wypchnąć mnie z samochodu, ja upaść na kamień i skaleczyć nogę.Zobacz.- Dotknęłam palcem białej linii.- Tata mnie kocha.On mnie nie zostawia na drodze.Tak się nie robi z dziećmi.- Masz rację.- Mama mnie tak nie kocha.Nic nie odpowiedziałam i zaczęłam rozczesywać jej włosy.Nie chciałam przedłużać naszej rozmowy, ponieważ jej słowa były dla mnie bardzo bolesne.Mówiła takim spokojnym i rzeczowym tonem; wydawało mi się wręcz, że nie powinnam słuchać tego, co mówi.Jakbym czytała czyjś pamiętnik, a spokój drukowanych liter dodawał znaczenia słowom.- Moja mama zabrać Jimmiego i pojechać do Kalifornii.Oni teraz tam.Jimmie, mój brat, mieć cztery lata, ale mieć dwa, kiedy mama odjechać.Już nie widzieć Jimmiego przez dwa lata.- Umilk­ła na chwilę zamyślona.- Tęsknię za Jimmiem.Chciałabym go zobaczyć.Milutki z niego chłopiec.- Znowu odwróciła się do mnie twarzą.- Byś polubiła Jimmiego.Miły chłopiec, nie wrzeszczy i dobry.Byłby dobry chłopiec w tej klasie tutaj ze zwariowanymi dzieciakami.Ale on by nie był zwariowany tak jak ja.Ty polubić Jimmiego.Tak jak moja mama.Ona go lubić bardziej niż mnie, dlatego jego wziąć, a mnie zostawić.Mogłabyś mieć Jimmiego tutaj.On nie robi takich rzeczy jak ja.Przytuliłam ją do siebie.- Kotku, ja chce ciebie, a nie Jimmiego.On będzie miał kiedyś swoją nauczycielkę.Nie obchodzi mnie, co robią dzieci.Lubię je, to wszystko.Wyprostowała się, a jej twarz pojaśniała.- Ty być śmieszna pani nauczycielka.Ty tak samo zwariowana jak dzieciaki.Piątego dnia, w piątek, Sheila wciąż nie rozmawiała z innymi dziećmi, lecz odpowiadała na pytania dorosłych.Pod koniec dnia, po tym jak wszyscy zjedli lody i zakończyliśmy zajęcia, staliśmy w sze­regu, czekając na autobusy, które miały zabrać dzieci do domu.Skończyliśmy trochę wcześniej i wszystkim zaczynało się robić ciepło, ponieważ włożyli już kombinezony, więc zaproponowałam zaśpiewanie piosenki.Max krzyknął, że chce zaśpiewać Jeśli jesteś szczęśliwy i wiesz o tym, zaklaszcz.Była to prosta piosenka, przy śpiewaniu której dzieci klaskały, tupały i kiwały głowami.Spojrza­łam na Sheilę, która stała na końcu grupy; nie śpiewała, ale dokładnie wszystkich obserwowała.Zaśpiewaliśmy i pokazaliśmy całą piosen­kę, lecz autobusy wciąż nie przyjeżdżały, więc poprosiłam o propo­zycje kolejnych słów do naszej piosenki, które by można pokazać.Tyler zaproponowała: - Jeśli jesteś szczęśliwy i wiesz o tym, podskocz.- Zaśpiewaliśmy więc, podskakując.Zauważyłam, że Sheila uniosła nieśmiało rękę.Przy tak małej liczbie dzieci i tylu problemach z nimi związanych zwykle czekałam cierpliwie, aż coś podobnego się wydarzy, dlatego teraz zaparło mi dech, kiedy ujrza­łam tę małą dziewczynkę, która nigdy wcześniej nie odezwała się do pozostałych dzieci i odmawiała współpracy.- Sheilo, masz jakiś pomysł?- Obróć się? - odezwała się nieśmiało.Zaśpiewaliśmy piosenkę z obrotem.Tak więc pierwszy tydzień zakończył się sukcesem.W ciągu kolejnych tygodni Sheila bardzo się ożywiła.Zaczęła mówić, najpierw z rezerwą, potem już swobodnie.Miała mnóstwo pomysłów, o których dużo opowiadała.Bardzo cieszył mnie fakt, że mam w klasie dziecko, które tak swobodnie mówi.Inne dzieci lubiły jej towarzystwo.Sheila nigdy nie wspomniała o incydencie z podpaleniem dziec­ka, nigdy.Te bardziej logicznie myślące spośród moich dzieci świa­dome były powodów, dla których znalazły się w mojej klasie.Roz­mawialiśmy o tym regularnie, podczas porannych dyskusji lub mniej formalnie w ciągu dnia na placu zabaw, kiedy inne dzieci chowały się zmarznięte pod ścianą, niekiedy podczas lunchu, w czasie goto­wania lub zajęć plastycznych albo wyciągnięci wygodnie na podu­szkach w zacisznym kącie ze zwierzętami.Większość dzieci odczu­wała nieodpartą potrzebę rozmawiania o tych sprawach.Nasze rozmowy były zawsze bardzo swobodne, jakby od nie­chcenia.Dzięki doświadczeniu potrafiłam rozmawiać o próbie sa­mobójstwa czy podpaleniu kota z równą swobodą, z jaką sprawdza­łam listę z pralni albo pytałam o wyniki meczu.Nie musiałam im mówić, że ich zachowania były złe, że przestraszyły lub zniechęciły do siebie innych - one już to wiedziały.Inaczej nie trafiłyby do mojej klasy.Natomiast konieczne było, aby zgłębiły ten fakt na wszelkie możliwe sposoby, żeby wypowiedziały się, co czuły, kiedy to robiły, co spodziewały się poczuć później, żeby opisały pozornie nieistotne szczegóły dotyczące tamtego wydarzenia.Przeważnie słu­chałam uważnie, z rzadka tylko zadając pytania, przytakiwałam głową i chrząkałam.Rozmawialiśmy zajęci mnóstwem nie absorbu­jących uwagi czynności, jak kolorowanie czy wykonywanie projek­tów z papier mache, dzięki czemu nie musieliśmy patrzeć na siebie i zapominaliśmy, że w ogóle rozmawiamy.Sheila wiedziała, dlaczego jest z nami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript