[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Jeszcze wczoraj mógłbym się z nim zgodzić w tym drugim punkcie.dowiedziałem się już jednak, że Gwen nie należy do strachliwych.W gruncie rzeczy myślę, że sprawiało jej to przyjemność.W miarę jak Bili się rozbierał, nabierałem do niego pewnej sympatii.Wyglądał jak oskubany kurczak z żałosnym wyrazem twarzy.Gdy zostały na nim tylko spodenki (szare z brudu), zatrzymał się i spojrzał na mnie.- Do końca - rozkazałem dziarskim tonem.- Potem właź do odświeżacza i bierz się do roboty.Jeśli zrobisz to kiepsko, zarządzimy powtórkę.Jeżeli wystawisz nos wcześniej niż za trzydzieści minut, nie będę nawet cię sprawdzał, po prostu odeślę z powrotem.Teraz ściągaj te gacie, migiem!Bili odwrócił się plecami do Gwen i zdjął majtki, po czym przemknął się bokiem do odświeżacza w daremnej próbie ocalenia resztek skromności.Zamknął za sobą drzwi.Gwen schowała pistolet do torebki, po czym rozluźniła palce, zginając je i prostując.- Zesztywniały mi od trzymania broni.Kochany, czy możesz mi dać te naboje?- Hę?- Te, które zabrałeś Billowi.Sześć, prawda? Pięć plus jeden.- Oczywiście.Jeśli sobie życzysz.- Czy powinienem jej powiedzieć, że mnie również by się przydały? Nie, w tego rodzaju fakty należy wtajemniczać jedynie tych, którym ich znajomość jest potrzebna.Wyciągnąłem je i wręczyłem jej.Gwen obejrzała je dokładnie, skinęła głową, ponownie wyjęła swój słodziutki pistolecik, wyciągnęła magazynek, załadowała go sześcioma skonfiskowanymi nabojami, po czym włożyła z powrotem magazynek, wprowadziła jeden nabój do komory, zamknęła zamek i schowała pistolet do torebki.- Popraw mnie, jeśli się mylę - powiedziałem powoli.- Kiedy po raz pierwszy poleciłem ci mnie osłaniać, zrobiłaś to za pomocą pióra.Potem, kiedy już go rozbroiłaś, trzymałaś go na muszce nie naładowanego pistoletu.Zgadza się?- Richard, zaskoczył mnie.Zrobiłam, co mogłam.- Nie krytykuję cię.Wprost przeciwnie!- Nie było jakoś odpowiedniej chwili, by ci o tym powiedzieć - ciągnęła.- Mój drogi, czy mógłbyś odstąpić parę spodni i koszulę? Leżą na wierzchu w torbie.- Myślę, że tak.Dla naszego trudnego dziecka?- Tak.Chcę wepchnąć jego brudne łachy do zsypu w charakterze surowców wtórnych.Nie uwolnimy się od smrodu, zanim się ich nie pozbędziemy.- A więc zróbmy to.- Wpakowałem do zsypu ciuchy Billa (wszystko oprócz butów), po czym umyłem ręce pod kranem w spiżarni.- Gwen, nie sądzę, żebym mógł się czegoś jeszcze dowiedzieć od tego żłoba.Moglibyśmy dać mu coś do ubrania i po prostu go zostawić.Albo.moglibyśmy pójść sobie teraz, nie zostawiając ubrania.Gwen wyglądała na zdumioną.- Ależ strażnicy natychmiast by go zgarnęli.- Otóż to.Najdroższa, ten chłopak to kompletny nieudacznik.I tak wkrótce go capną.Co teraz robią z nocnymi ptaszkami? Czy słyszałaś jakieś pogłoski?- Nie.Nic, co brzmiałoby przekonująco.- Nie sądzę, żeby przewozili ich na Ziemię.To kosztowałoby Kompanię zbyt wiele, co byłoby pogwałceniem złotej reguły, tak jak sieją tutaj interpretuje.W osiedlu nie ma żadnego więzienia czy aresztu, co zawęża krąg możliwości.A więc?Gwen zrobiła zakłopotaną minę.- Chyba nie podoba mi się to, co usłyszałam.- To jeszcze nie wszystko.Za tymi drzwiami, zapewne nie na widoku, ale gdzieś w pobliżu, czai się para oprychów, którzy nie życzą nam dobrze.A przynajmniej mnie.Jeśli Bili wyjdzie z naszej komórki, schrzaniwszy robotę, do której go wynajęto, jak sądzisz, co się z nim stanie? Czy rzucą go szczurom na pożarcie?- Uch!- Tak jest: “Uch”.Mój wujek mawiał: “Nigdy nie dawaj schronienia bezdomnemu kotu, chyba że jesteś zdecydowany stać się jego własnością”.Więc jak, Gwen?Westchnęła.- Myślę, że to dobry chłopak.To znaczy mógłby być dobry, gdyby ktoś się kiedyś nim zajął.Powtórzyłem jej westchnienie.- Jest tylko jeden sposób, by to sprawdzić.ROZDZIAŁ VINie zamykaj stodoły, gdy już ją okradną.HARTLEY M.BALDWINTrudno jest dać facetowi w pysk przez terminal.Nawet jeśli nie zamierza się korzystać z tak bezpośrednich środków perswazji, dyskusja przez terminal komputera może nie przynieść zadowalających rezultatów.Twój przeciwnik może jednym przyciśnięciem klawisza przerwać połączenie lub skierować cię do któregoś ze swych podwładnych.Jeśli jednak jesteś fizycznie obecny w jego gabinecie, możesz się przeciwstawić jego najbardziej rozsądnym argumentom, po prostu demonstrując większą dawkę głupiego uporu niż on.Siedź tylko bez ruchu i powtarzaj “nie”.Albo nie mów nic.Możesz go postawić wobec konieczności zaakceptowania twoich (jakże rozsądnych) żądań lub wyrzucenia cię stamtąd siłą.To drugie zapewne nie będzie w zgodzie z jego publicznym image.Z tych powodów postanowiłem nie dzwonić do pana Middlegaffa ani do nikogo w biurze mieszkaniowym, lecz udałem się osobiście do gabinetu zarządcy.Nie mogłem mieć nadziei na to, że wpłynę na pana Middlegaffa.Najwyraźniej otrzymał on w tej sprawie polecenia służbowe, które teraz wykonywał z biurokratyczną obojętnością
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|