Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale teraz, kiedy stoję na po­kładzie dziobowym i słyszę twój głos, czuję się jak.Tak chyba od­czuwają zakochani.- Naprawdę? - zapytała.Jej głos zadrżał z rozkoszy.- W takim razie, twoje uczucia bardzo przypominają moje.Czekałam przez tak długi czas.przez tak wiele lat, przez całe życie twojego dziadka i jego ojca.od dnia, gdy twoja prababka wzięła mnie pod swoją opiekę.Więc dzisiaj, kiedy w końcu zdołałam się poruszyć i znowu otworzyć oczy na cały świat, ponownie smakować, wdychać i sły­szeć was wszystkich moimi zmysłami, poczułam trwogę.Zastana­wiałam się, kim jesteście, wy, stworzenia z ciała, krwi i kości, zrodzone z ciał waszych przodków i skazane, aby zniknąć, gdy wa­sze ciało się zepsuje.A kiedy rozmyślam nad takim kwestiami, oba­wiam się, że jesteście dla mnie zupełnie obcy i nie wiem, jak mnie po­traktujecie.Równocześnie jednak, kiedy któreś z was zbliża się do mnie, doznaję wrażenia, że stworzono was z tego samego surowca co mnie, że jesteśmy jedynie fragmentami tego samego materiału i że się wzajemnie uzupełniamy.Gdy was widzę, odczuwam radość, ponieważ wtedy moja siła życiowa rośnie.Wintrow oparł się na relingu, trwał w bezruchu i milczał, jak gdyby słuchał uwielbianego poety.“Vivacia” nie patrzyła na niego, ale nie musiała na niego patrzeć, by go widzieć.Tak jak on, wpatry­wała się w port i w wesołe światła nocnego targowiska.Nawet nasze oczy patrzą na ten sam widok, pomyślał chłopiec i jego uśmiech się rozszerzył.Rzadko czyjeś słowa robiły na nim tak wielkie wrażenie.Czuł, że “Vivacia” mówi prawdę, jej słowa zapadły mu w pamięć ni­czym korzenie w żyzną ziemię.Niektórzy z najlepszych nauczycieli w klasztorze potrafili wzbudzić u niego podobne uczucie respektu, wygłaszając prostymi frazami prawdę, która niewypowiedziana trwała później w jego umyśle.Kiedy czar słów statku osłabł w ciepłej letniej nocy, Wintrow odpowiedział:- Mocno uderzona struna harfy może obudzić sąsiednią strunę, a czysta, wysoka nuta sprawi, że kryształ zabłyszczy.Tak ty zbudzi­łaś we mnie poczucie prawdy.- Roześmiał się głośno, zaskakując tym samego siebie, ponieważ” jego śmiech wzleciał niczym ptak, którego zbyt długo trzymano w klatce.- Twoje słowa są proste.Mówisz jasno, że wzajemnie się uzupełniamy.Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego te zdania tak bardzo mnie poruszyły.A jednak, tak się zda­rzyło.Poruszyły mnie.- Coś się tu dziś wieczorem dzieje.Czuję to.- Ja również, chociaż nie wiem, co to jest.- Chcesz powiedzieć, że nie umiesz tego nazwać - poprawiła go.- Oboje nie możemy się wyprzeć tego, że rozumiemy, co się dzie­je.Rośniemy.Stajemy się.Wintrow odpowiedział jej szczerym uśmiechem.- Czym się stajemy? - spytał.“Vivacia” odwróciła ku niemu twarz.W rzeźbionych rysach jej drewnianego oblicza odbijały się refleksy odległych świateł.Uśmiechnęła się do chłopca, jej wargi rozchyliły się, ujawniając ide­alne zęby.- Stajemy się sobą - odparła po prostu.- Tym, kim powinni­śmy być.* * *Althea nigdy nawet nie przypuszczała, że człowiek może się czuć tak bardzo nieszczęśliwy.Siedząc przy pustej już szklance, uświadomiła sobie, że w jej świecie zagościła ogromna niesprawiedli­wość.Przedtem wiele spraw nie szło po myśli dziewczyny, wiele rze­czy nie wyglądało tak jak trzeba, ale właśnie dziś podjęła kilka głu­pich decyzji jedna po drugiej, aż w końcu jej sytuacja stała się na­prawdę niewesoła.Na myśl o własnej głupocie aż pokręciła głową.Kiedy wysupłała ostatnie monety ze spłaszczonego worka, a potem podniosła szklankę do powtórnego napełnienia, jeszcze raz przemy­ślała swoje postępowanie.Poddała się wtedy, kiedy powinna była walczyć, a walczyła, kiedy trzeba było się poddać.Jednak najgor­szym, absolutnie najgorszym jej czynem stała się ucieczka ze statku.Opuszczając pokład “Vivacii” przed morskim pogrzebem ojca za­chowała się gorzej niż głupio i bardzo, bardzo niewłaściwie.Zdra­dziła ich oboje.Dopuściła się wiarołomstwa wobec wszystkiego, co kiedykolwiek było dla niej ważne.Ponownie pokręciła głową.Jak mogła coś takiego zrobić? Nie tylko odeszła, porzuciwszy niepochowane ciało ojca, zostawiła też swój statek na łasce Kyle'a.On nie rozumiał “Vivacii”, nie miał naj­mniejszego pojęcia o naturze żywostatku ani o jego potrzebach.Rozpacz ścisnęła serce dziewczyny.Tak wiele lat czekania, a Althea po prostu opuściła “Vivacię” w tym przełomowym dniu.Jak mogła tak postąpić? O czym myślała i co czuła, że zapomniała o swoim statku? Co powiedziałby na to jej ojciec? Zawsze przecież powta­rzał: “Przede wszystkim dbaj o statek, a pozostałe sprawy same się ułożą”.Pojawił się oberżysta, wziął monetę od dziewczyny, zrobił do niej oko, po czym napełnił jej szklankę.Powiedział coś, jego obłud­ny głos ociekał fałszywą troską.Althea odprawiła go, machając rę­ką, w której trzymała szklankę, i prawie wylała jej zawartość.Po­spiesznie wypiła resztę płynu, aby się nie zmarnował.Otworzyła szeroko oczy, jak gdyby alkohol ją otrzeźwił, rozej­rzała się wokół i nagle wydało jej się niestosowne, że ludzie w tawer­nie nie podzielają jej bólu.Najwyraźniej tym przedstawicielom Mia­sta Wolnego Handlu umknął fakt śmierci Ephrona Vestrita.Roz­mawiano tu o sprawie, która dręczyła ich wszystkich już od dwóch lat: nowi przybysze niszczyli Miasto Wolnego Handlu, wysłannik Satrapy nie tylko przekraczał swoje kompetencje, wymyślając coraz to nowe podatki, lecz przyjmował też łapówki i w zamian za nie przymykał oko na wpływające do portu statki z niewolnikami.Chal­cedczycy nalegali, by Satrapa kazał Miastu Wolnego Handlu obni­żyć podatek wodny i młody władca prawdopodobnie im ustąpi przez wzgląd na zioła rozkoszy, które Chalced bezpłatnie mu przysyłało.Wiecznie te same stare nieszczęścia, pomyślała Althea [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript