[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Trzeba spróbować - zdecydował.- Im wcześniej, tym lepiej.Księżna Ketriken nie może trwać pogrążona w smutku i żałobie, jeśli nie ma po temu powodu.Mogłaby nawet stracić dziecko.- Westchnął.- Idź, odpocznij trochę.Wieczorem musisz pójść do króla.Jak zobaczę, że się do niego dostałeś, zadbam, żeby byli świadkowie.- Brus, tak nie można - sprzeciwiłem się.- Za wiele tu niewiadomych.Nie wiem, czy król się obudzi, czy będzie zdolny używać Mocy, czy zechce to zrobić.Po tym wszystkim książę Władczy dowie się, że jestem człowiekiem króla i mogę mu użyczyć energii.A w dodatku.- Wybacz, chłopcze - przerwał mi Brus niemal grubiańsko.- Tu chodzi o coś więcej niż twoje dobre samopoczucie.Niech ci się nie wydaje, że o ciebie nie dbam.Moim zdaniem będziesz bezpieczniejszy, jeśli książę Władczy nabierze przekonania, że potrafisz władać Mocą, i jeśli między ludźmi rozejdzie się wieść, że następca tronu żyje.W przeciwnym wypadku najmłodszy syn królewski łatwo uzna, że czas najwyższy się ciebie pozbyć.Musimy spróbować dziś wieczór.Może nam się nie uda, ale musimy spróbować.- Zdobądź trochę kozłka lekarskiego - mruknąłem.- Zaczynasz się do niego przyzwyczajać? Uważaj.- Uśmiechał się jednak.- Na pewno trochę znajdę.Odpowiedziałem mu uśmiechem, czym sam siebie zaskoczyłem.Chociaż chyba nie było w tym nic dziwnego.Ja po prostu nie wierzyłem w śmierć następcy tronu; byłem gotów stanąć twarzą w twarz z księciem Władczym i udowodnić swoją rację.Jedyną bardziej satysfakcjonującą mnie metodą byłoby uczynienie tego z toporem w dłoniach.- Wyświadczysz mi przysługę? - zapytałem Brusa.- Jaką? - zapytał ostrożnie.- Uważaj na siebie.- Zawsze uważam.Ty też się pilnuj.Skinąłem głową i stałem w milczeniu.Po dłuższej chwili Brus westchnął i odezwał się pierwszy:- Dobra, skończmy już z tym.Jeśli przypadkiem spotkam Sikorkę, to co jej powiedzieć?Pokręciłem głową.- Tylko tyle, że za nią tęsknię.Cóż innego? Nic więcej nie mam jej do ofiarowania.Dziwnie na mnie popatrzył.Współczująco, bez fałszywego pocieszenia.- Powiem jej - przyrzekł.Opuściłem stajnie czując się doroślejszym.Ciekaw byłem, czy kiedykolwiek przestanę siebie oceniać według tego, jak mnie traktuje Brus.Zamierzałem posłuchać jego rady: zjeść coś i zaraz iść do łóżka.W izbie żołnierskiej było tłoczno, wojacy, którzy wrócili z wyprawy, opowiadali przy gulaszu i chlebie o przejściach w Strażnicy Zatoki.W kuchni panowało wyjątkowe poruszenie: coś się gotowało, rósł chleb, mięso obracało się na rożnach.Służba kuchenna siekała, mieszała, biegała w tę i z powrotem.- O, Bastardzie! - dostrzegła mnie kucharka.- Wróciłeś żywy i w jednym kawałku.- Uśmiechnęła się do mnie.- Szykuje się jakaś uczta? - zapytałem głupio.- Tak, oczywiście, że szykuje się uczta.Będziemy świętować zwycięstwo w Zatoce Sieci.Nie zapomnimy o tobie.- Mimo śmierci następcy tronu będziemy świętować? Obrzuciła mnie spojrzeniem bez wyrazu.- Gdyby książę Szczery był tutaj, czego by sobie życzył? Westchnąłem ciężko.- Prawdopodobnie kazałby świętować zwycięstwo.Ludowi bardziej trzeba nadziei niż żałoby.- Dokładnie tak samo wytłumaczył mi to książę Władczy - oznajmiła kucharka.Wróciła do wcierania przypraw w udziec dziczyzny.- Oczywiście, opłaczemy księcia, ale jedno musisz zrozumieć, Bastardzie: on nas opuścił.Został z nami książę Władczy.Opiekuje się królem, dba o utrzymanie wybrzeża.Starszy odjechał, młodszy został.Dzięki niemu Strażnica Zatoki nie wpadła w ręce Zawyspiarzy.Ugryzłem się w język, policzyłem do dziesięciu.- A więc Strażnica Zatoki nie padła, ponieważ książę Władczy został tutaj, by nas bronić.- Chciałem się upewnić, że kucharka wiąże ze sobą te dwa fakty, a nie tylko wymieniła je w jednym zdaniu.Zajęta nacieraniem mięsa, pokiwała głową.Szałwia, podpowiedział mi nos.I rozmaryn.- Nie ma to, jak od razu pchnąć zbrojnych
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|