[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Rozległ się brzęktłuczonego szkła.Zielone światło latarni pokładowej migotałojeszcze chwilę, nim zgasło.Księżyc w pierwszej kwadrzeoświetlał tę scenę bladą poświatą.W jego blasku Mack doliczył się co najmniej ośmiunapastników.Przypłynęli zardzewiałą, starą barką, którązacumowali obok promu.Wysoki mężczyzna z długą, rudą brodą pełnił rolędowódcy, wydając polecenia pozostałym.- Dwaj niech zejdą do maszynowni i zajmą się tłokami -rozkazał.- Rozsadzimy ten pieprzony statek na strzępy.Mack zacisnął pięści.- Wynoście się stąd do diabła - krzyknął.Jakiś człowiek, którego w porę nie spostrzegł, zaatakowałgo z boku.Mack przewrócił się, uderzając całym ciężarem odeski pokładu.Bao skoczył ku napastnikowi, ale ten zdążyłjuż się odwrócić i wymierzyć Chińczykowi cios w żebra.Baozgiął się wpół, klnąc po chińsku.Mack z trudem odetchnął.Próbując wstać na nogi, zacząłpełznąć w stronę sterówki.Wewnątrz znajdował sięRudobrody, który uderzał drągiem w koło sterowe, że jużtrzeszczało, łamiąc się pod jego ciosami.Mack wdarł się dośrodka akurat w chwili, gdy koło pękło na dwie części.Próbował powstrzymać intruza, ale on odepchnął go i począłokładać żelaznym drągiem.Mack wypluł z ust kawałek zęba i krew płynącą mu zdolnej wargi.Napastnik zamierzył się, celując w podbrzuszeMacka, który potoczył się w stronę drzwi i półprzytomnyosunął się na pokład.Rudobrody podszedł i z całej siły kopnął go.Mackkrzyknął i zwinął się w kłębek.- Nie chcemy w zatoce kitajców, którzy konkurują zbiałymi ludzmi - powiedział napastnik.- Teraz już będziesz otym pamiętał, co? - wysyczał, spluwając Mackowi prosto wtwarz i zniknął w ciemnościach.Walcząc z rozrywającym wnętrzności bólem, Mack ztrudem podniósł się na nogi.Sprężył się do skoku i wyrwałsiekierę człowiekowi, który za jej pomocą chciałprzedziurawić kadłub.Usłyszał czyjś przerazliwy gwizd i wtym samym momencie wymierzył w podbródek mężczyznysilny cios trzonkiem siekiery.Strach i wściekłość sprawiły, że czuł się jak w transie.Baoukazywał się to tu, to tam, rozdając ciosy i klnąc po chińsku.Ale nie mieli szans: przeciwnicy byli zbyt liczni.Z wnętrzapromu dobiegał odgłos łamanych ławek i jękliwy protestwyginanego metalu.Poniżej ktoś ponownie przystąpił dodziurawienia kadłuba.Mack skierował się w tamtą stronę i ujrzał mężczyznętnącego nożem nową, brezentową plandekę, którą rozwiesilinad otwartą częścią pokładu.Jakiś inny człowiek wynurzył sięz ciemności i ruszył w stronę Bao.- Bao, uważaj - krzyknął Mack.Rzucił się kuprzyjacielowi, ale czas jakby nagle stanął w miejscu.Człowiek za plecami Bao wziął zamach.Mack biegł nadal, alenic nie mógł już zrobić.Pałka uderzyła w głowę Chińczyka,który zachwiał się i opadł na kolana.Mack z przerażeniempatrzył, jak z jego pękniętej czaszki tryska krew.Człowiek, który uderzył Bao, ze śmiechem odskoczył dotyłu.Warkoczyk Chińczyka leżał na deskach pokładu jakczarno - czerwony wąż.Bao jęknął i znowu ruszył z miejsca.Mack dopadł człowieka, który zaatakował Bao iwyrwawszy mu pałkę, jak mieczem uderzył go nią w głowę.- Jezu - jęknął napastnik.Wypadł za barierkę i runął dowody.Mack otarł krew i pot, które spływały mu z czoła.Czuł, żeprom przechylił się i że przez przedziurawiony kadłub downętrza wlewa się woda.- Przynajmniej o jednego sukinsyna mniej.- mruknął,odwracając się.Nie dokończył zdania, bo jeden znapastników, stanąwszy nad Bao, zatopił w piersi Chińczykaostrze noża.- Koniec z tą krypą, chłopcy.Dobra robota.Zjeżdżamy -usłyszał znajomy głos.Statek coraz bardziej zanurzał się w wodzie, opadając namuliste dno.Napastnicy pośpiesznie przeskakiwali zpowrotem na zardzewiałą barkę, po czym uruchomili kaszlącysilnik i odpłynęli nie zapalając świateł pozycyjnych.Mackobserwował, jak ich łódz znika w bladym świetle księżyca.Powodzie niósł się głośny śmiech Rudobrodego.Mack ukląkł i wziął w ramiona ciężkie ciało wspólnika,układając sobie na kolanach jego głowę.- Bao Kee.Och, Boże, Bao Kee.- Nie odważył się wyjąćnoża z piersi przyjaciela.- Położę cię tutaj.Postaram się niezadać ci bólu.Sprowadzę pomoc.Bao otworzył oczy.Jego głos był słaby i ochrypły jakszelest dartego papieru.- Kum Saan - Złota Góra.to tylko pył.Uśmiechnął się, jakby chciał przez to powiedzieć: Takiesą koleje życia" i skonał w ramionach przyjaciela.Mack przeniósł Bao na pomost i ułożył w srebrnym blaskuksiężyca, podczas gdy Bay Beauty" powoli opadała na dno.Księżyc oświetlił na chwilę jego wypełnione łzami oczy.Wiedział, że to jeszcze nie koniec.Znał człowieka, który za towszystko odpowiadał, i wiedział, gdzie go szukać.Rozdział 14.Następnego popołudnia C.P.Huntington przyjął WalteraFairbanksa w dużym apartamencie na stałe zarezerwowanymdla wysokich urzędników kolei, na siódmym piętrze PalaceHotel".Kiedy służący Huntingtona zniknął w sąsiednimpokoju, zamykając za sobą drzwi, obaj dżentelmeni usiedli dokolacji, na którą składała się zupa ogonowa, przepiórki wgalarecie i szampan.W apartamencie znajdowały się wszystkie nowoczesneurządzenia, jakich nie mogło zabraknąć w luksusowym hotelu:połączone z odbiornikami na dole przyciski, za pomocąktórych wzywano służbę, gazowe oświetlenie (wkrótce miałoje zastąpić elektryczne, ale na razie jeszcze go niezainstalowano) oraz doskonale wyposażone łazienki zwannami, prysznicami i klozetami.Rzeczy te nie robiły jużzresztą na Huntingtonie żadnego wrażenia: w świecie, wktórym żył, nie mogło być inaczej.Collis Potter Huntingtonmiał sześćdziesiąt siedem lat.Ten wędrowny handlarz zConnecticut dorobił się pierwszych większych pieniędzydopiero jako argonauta.Ujrzawszy Kanał Panamski uznał, żemoże zarobić parę groszy sprzedając ryż, ziemniaki, cukier itym podobne niezbędne rzeczy ludziom, którzy podobnie jakon przepływali tędy, zdążając do Kalifornii.Aby zdobyć towary na sprzedaż, Huntington nawiązałkontakty z miejscową ludnością.Zdarzało się, że musiał ponie wędrować dwadzieścia czy trzydzieści mil w jedną stronę,walcząc z gorączką, kleszczami i skutkami wypicia zgniłejwody, która co słabszych ludzi potrafiła nawet zabić.Huntington był jednak w młodości twardy jak żelazo.Pózniej, w Sacramento, zajął się handlem towaramiżelaznymi, wraz ze wspólnikiem otwierając na rogu ulic K i Lsklep Huntington Hopkins & Company"
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|