Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To było wtedy, gdy Langner wchodził do studzienki.Jej wyłożone ołowiem ściany odcinały strumień sygnałów.Równocześnie na głównym pulpicie zapalał się purpurowy Alarm, a obraz widziany w lokatorze zmieniał się.Antena radaru, wirując wciąż tym samym ruchem, zmniejszała swe nachylenie, aby kolejno przeczesywać coraz to dalsze segmenty terenu.To działo się, ponieważ aparatura “nie wiedziała”, co się stało: człowiek nagle znikł z zasięgu jej elektromagnetycznej władzy.Po trzech, czterech minutach motylek zaczynał znów wachlować, radar odnajdował zaginionego, oba niezależne układy rejestrowały jego ponowną obecność.Langner, opuściwszy studzienkę, wracał.Alarm płonął jednak dalej trzeba go było dopiero wyłączyć.Gdyby się tego nie zrobiło, czasowy wyłącznik czynił to sam po dwu godzinach.Żeby, w przypadku zapomnienia, aparatura niepotrzebnie nie pochłaniała zbyt wiele prądu.Bo podczas nocy czerpali go tylko z akumulatorów.W dzień ładowało je Słońce.Zorientowawszy się w działaniu tych urządzeń, Pirx uznał, że nie jest specjalnie skomplikowane.Langner do jego eksperymentów się nie wtrącał.Uważał, że wypadek Kanadyjczyków miał przebieg podobny do przedstawionego w protokołach Komisji, poza tym sądził, że wypadki muszą się zdarzać.- Te klisze? - odparł na zarzut Pirxa.- Te klisze nie mają żadnego znaczenia.Człowiek nie takie rzeczy robi w zdenerwowaniu.Logika opuszcza nas dużo wcześniej niż życie.Wtedy każdy zaczyna postępować bezsensownie.Pirx zrezygnował z dalszej dyskusji.Kończył się drugi tydzień księżycowej nocy.Pirx po wszystkich badaniach wiedział tyle, co na początku.Może naprawdę tragiczny wypadek miał zostać nie wyjaśniony na zawsze? Może był jednym ze zdarzeń trafiających się raz na milion - których zrekonstruować niepodobna? Wciągnął się z wolna do współpracy z Langnerem.Coś w końcu trzeba było robić, zapełnić czymś długie godziny.Nauczył się posługiwania dużym astrografem (a więc jednak była to zwykła praktyka wakacyjna.), potem zaciął chodzić na zmianę z towarzyszem do studzienki, w której poddawano klisze wielogodzinnej ekspozycji.Zbliżał się oczekiwany z niecierpliwością świt.Spragniony wiadomości ze świata, Pirx manipulował przy radiostacji, lecz wydobył z głośnika tylko zwiastujące niedaleki wschód słońca burze trzasków i gwizdów.Potem było śniadanie, po śniadaniu - wywoływanie płyt, nad jedną Langner ślęczał długo, bo znalazł wspaniały ślad jakiegoś rozpadu mezonowego, Pirxa nawet przywołał do mikroskopu, ale ten okazał się obojętny na uroki przemian jądrowych.Potem był obiad, godzina przy astrografach, wizualne obserwacje gwiezdnego nieba, zbliżała się pora kolacji.Langner krzątał się już w kuchni, gdy Pirx - to był jego dzień - wetknął w przejściu głowę przez drzwi i powiedział, że wychodzi.Langner, zajęty odczytywaniem skomplikowanej receptury na pudełku z proszkiem omletowym, mruknął mu, żeby się spieszył.Omlety będą za dziesięć minut.Więc Pirx, z paczką klisz w garści, już w skafandrze, sprawdziwszy, czy ściągacze dobrze dociskają hełm do obsady kołnierzykowej, otworzył na oścież oboje drzwi kuchenne i z radiostacji - wszedł do komory, zatrzasnął drzwi hermetyczne, otworzył klapę, wylazł na wierzch, ale jej nie zamknął - właśnie, żeby szybciej wrócić.Langner i tak nie wybiera się na zewnątrz, więc w takim postępowaniu nie było nic złego.Ogarnęła go ta sama ciemność, która jest wśród gwiazd.Ziemska nie dorównuje jej, bo atmosfera zawsze świeci słabym, pobudzonym promieniowaniem tlenu.Widział gwiazdy i tylko po tym, jak tu i ówdzie urywały się wzory znacznych konstelacji, po tej czerni bezgwiezdnej poznawał dookolną obecność skał.Zaświecił reflektor czołowy i z miarowo kołyszącą się przed sobą bladą plamą jasności dotarł do studni.Przełożył nogi w ciężkich butach przez cembrowinę (do księżycowej lekkości szybko się przywyka, trudniej do prawdziwego ciężaru po powrocie na Ziemię), zmacał na oślep pierwszy szczebel, zlazł na dół i zabrał się do zmieniania klisz.Gdy kucnął i pochylił się nad stojakami, światło jego reflektora zamrugało i zgasło.Poruszył się, trącił ręką hełm - zapłonęło na powrót.A więc żarówka była cała, tylko nie kontaktowała dobrze.Zaczął zbierać naświetlone płyty - reflektor błysnął parę razy i znowu zgasł [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript