Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem przystąpił do przybitej do ściany półki,wziął małą łojową świecę do rąk i z cicha na palcach wszedł do drugiej izby.Stamtąd małedrzwiczki prowadziły na lewo.Maziarz odchylił je z cicha i wszedł do trzeciej, wąskiej iciemnej izby, urządzonej jednak o wiele wytworniej niż reszta domu.Maziarz cichutko przysunął się do jednego kąta, gdzie wyzierało łóżko z białym jak śniegposłaniem.Dopiero bliżej przysuwając świecę, można było śród śnieżnej bieli rozróżnić biel-szą jeszcze niemal postać kobiecą.Leżała lekko osłoniona, w głębokim pogrążona śnie.Gdy-by nie łagodny oddech, który z różanych powiewając ust kołysał cokolwiek rozpuszczone poobnażonej piersi pukle włosów, trudno by przyszło uwierzyć, że postać ta należy do istotyżyjącej.Wyglądała raczej na jakieś uciosane z marmuru arcydzieło mistrza, w tak cudownąharmonię spływały jej rysy, tak idealnie szlachetnym wyrazem tchnęła cała fizjonomia.Maziarz kilka chwil z niemym upodobaniem przyglądał się uśpionej dziewicy, a na suro-wej energicznej twarzy jego dziwne wybiło się rozczulenie.Zdawało się, że drżał cokolwiek iże łzy na gwałt cisnęły mu się do oczu.Nagle wstrząsł się, westchnął z głębi piersi i przychyliwszy się bliżej, złożył lekki, acz go-rący pocałunek na czole dziewczęcia.87 Zpiąca uśmiechnęła się w śnie, jak gdyby ją właśnie w tej chwili jakieś przyjemne łudziłowidzenie.Maziarz, obzierając się jeszcze raz jeden i drugi ku łóżku powrócił do pierwszej izby.Kost' Bulij czekał już gotowy na dalsze rozkazy. Zaprzągłeś? Wóz stoi już za bramą.Maziarz uderzył się po sporym trzosie, który go opasywał, jakby się go obawiał zgubić lubzapomnieć. Pójdzmy więc  rzekł rzucając tęskne spojrzenie ku drzwiom drugiej izby.Obadwaj opuścili chatę i wyszli na gościniec.Maziarz u bramy popieścił się naprędce zbrytanami, które wszelkimi starały się przymilić sposobami, a potem jeszcze raz obejrzał sięza siebie, a po chwili stał już przy swym wózku jednokonnym. I kiedyż was się znowu spodziewać, kumie?  zapytał Kost' nieśmiało. Sam nie wiem, jak mi wypadnie.A zresztą  dodał z rezygnacją, wzruszając ramionami któż wie, co się ze mną stać może.Kost' wzdrygnął się. Nie zechcecie przecie nie widzieć jej więcej?  wyszeptał jakby z wyrzutem.Kum Dmytro westchnął. Na wszystko się przygotowałem  mruknął po chwili. Gdyby się wam jednak co złego przytrafiło, od kogóż się dowiemy? Od księdza Wikowskiego. A gdyby?. wyszeptał ledwie zrozumiale stary kozak i głowę z jakąś trwogą tajemnąpochylił na piersi, nie kończąc zapytania. W takim razie wiesz już, jak sobie postąpić  odpowiedział maziarz z stanowczym naci-skiem. Nie zmieniacie w niczym waszej woli? W niczym zgoła.Kost' chwycił go za kolana. A więc bywajcie zdrowi, niech was Bóg prowadzi  wyszeptał z głębokim wzruszeniem. Bądz zdrów, Kostiu  odpowiedział maziarz wzruszonym głosem i wyciągnął dłoń napożegnanie.Kost' z uczuciem i uszanowaniem ucałował podaną rękę, a potem prędko obrócił się nabok, jakby swe gwałtowne chciał ukryć rozrzewnienie.Maziarz wskoczył na swój wózek i chwycił za batog. Wracaj do chaty i pamiętaj dobrze o każdym poleceniu twego nieboszczyka starościca zawołał jeszcze półgłosem na Kostia i zaciął konia. Mego nieboszczyka starościca  wyszepnął stary kozak mechanicznie i w ciężkim zamy-śleniu pokiwał głową.Wózek maziarza potoczył się tymczasem raznie ku zakrętowi ulicy, który na publicznyprowadził gościniec.Kost' długo stał nieruchomy na miejscu, patrzył przed siebie, aż zupełnieogłuchł turkot wozu.Potem powoli obrócił się ku bramie swej zagrody i znowu przystanął i wgłębokie zapadł zamyślenie. Jak to się wszystko skończy?!  szepnął po chwili i oczy wzniósł z wolna ku ponurymmurom opuszczonego dworu.Nagle drgnął cały i wydał wykrzyk przestrachu czy zdziwienia.Z narożnych okien prawe-go skrzydła pałacu biło jasne na zewnątrz światło.Kost' stanął na chwilę jak wryty i przetarł skwapliwie oczy.Narożny pokój był widocznieoświetlony. Ho!  wykrzyknął stary kozak i pięścią uderzył się w czoło. W pokoju nieboszczykastarosty!  mruknął ciszej po chwili i wzdrygnął się cały.88 Nagle uderzył ręką po pęku kluczów, który zawsze wisiał u jego pasa, i co tchu popędziłku małej furtce, która z przeciwnej strony jego podwórza prowadziła do ogrodu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript