[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Zdaje się jednak, że mi rozum zagotował się na słońcu.Starzejesz się, kundlu! Widziałeś zieloną sukienkę, naszywaną czymś takim, co się świeci, słyszałeś o wielkim mieście i o złotych wieżach, i co z tego? Czy czarownica porywałaby zwyczajne dziecko? Teraz to jesteś mądry i zaczynasz wszystko rozumieć, ale to nie sztuka prorokować z tego, co się stało, trzeba umieć prorokować przed tym, zanim się stało.Ależ tu płakali, o rety! Widziałem, jak ludzie płakali, ale żeby z tego zrobiło się jezioro, to pierwszy raz widzę.Czy to dziwne? Za taką Zosią to bym płakał sto lat i jeszcze bym się nie uspokoił.Dziewczynka najdroższa, moje cudo promieniste! Serduszko ma najlepsze na całym świecie, a głos jak ptaszek.Mnie, paskudnego kundla, tuliła do siebie i ucałowała mój wyszczekany pysk.O, jak to biegnie, jak nóżęta rani o kamienie! A ja jej pomóc nie mogę, zanieść jej nie mogę… Głupi to zawód być psem… Ale już ci niedługo dobrze będzie, słodka panienko… Kiedy ujrzę, że już jesteś bezpieczna, to sobie spokojnie pójdę i gdzieś skapieję… Co tam po mnie?… Ale tobie niech będzie najlepiej na świecie…Tyle za tobą wylali łez… Coś mi się jednak widzi, że ta rzeka za chwilę wzbierze, bo i ja sobie beknę z radości… Daj spokój, Robaku, bo będzie powódź… Masz zbyt czułe serce i zbyt kochasz to maleństwo… Nie płacz, mówię ci, kundlu, bo cię ugryzę w ogon.Albo wreszcie, pal cię sześć! Płacz, byle krótko i byłe nikt nie widział… bo i tak już źle gadają o psim rodzie.Ponieważ Robak rozmyślał powoli, z trudem dobierając słów, nie zauważył nawet, kiedy stanęli u miejskiej bramy.Stał przy niej na straży dryblas ogromny, który się zanosił od płaczu.Widać, że od dawna to robił, bo halabarda była pokryta rdzą od nadmiernej wilgoci.Ujrzawszy młodych włóczęgów, przestał szlochać na chwilę i głosem jękliwym rzecze:— Jak możecie zbliżać się do tego miasta i nie płakać!— Chętnie to uczynimy, rycerzu — rzekł Janek — ale dotąd nie mamy powodu do tak srogiej żałości, która tobie łzy wyciska.— Jakie nieszczęście spotkało cię, waleczny mężu — zapytała słodkim głosikiem dziewczyna — że takie serdeczne wylewasz łzy?— Będę tak płakał do śmierci! — jęknął rycerz głosem tak zbolałym, że aż Robak stęknął.— Czyż nie wiecie, co się stało? Ale skąd wy to możecie wiedzieć, łapserdaki! Płacze nasz król, płacze nasza królowa, płaczą ministrowie, płacze rycerstwo, starzy i młodzi, biedni i bogaci, bo wilki zjadły królewnę naszą, perłę najcudowniejszą, światłość naszych oczu, co kiedy spojrzała, to się jasno czyniło na świecie, a kiedy się uśmiechnęła, chorzy zdrowieli.O, o, o!— Nie jęcz tak, dostojny panie, bo już mamy łzy w oczach i serce się nam kraje — rzekł Janek.— Ale czy możesz nam powiedzieć, jak.było na imię tej dziwnej królewnie?— Jeśli je wypowiem — biadał rycerz — to mi serce pęknie, ale lepiej, aby się tak stało.Nazywała się Zosia.Dziewczynka, słysząc to, pobladła.Janek podniósł ręce w górę, a Robak aż przysiadł na zadzie.Wtedy Janek rzekł z wielką w głosie powagą:— Rycerzu! prowadź nas czym prędzej do jegomości króla, albowiem wielkie mu przynosimy nowiny.— O, tak! — zawołała Zosia.— Chyba was pokąsał ten chudy pies — odrzekł z gniewem rycerz — jeśli myślicie, że takich oberwańców można by pokazać królowi.A nawet gdyby sam król na to pozwolił, nie moglibyście dostać się do pałacu, tylko na łodzi, nasz król bowiem tak bardzo płakał w ostatnich czasach, że zupełnie zalało dojście do pałacu.Odejdźcie, skądeście przyszli.Zapłaczcie nad Rzeką Łez i odejdźcie w smutku.— Nie wpuścisz nas?— Nigdy was nie wpuszczę!— Co robić? — szepnął Janek do Zosi.Robak od razu znalazł radę.— Widzę — rzekł — że temu jegomości z żelaznym garnkiem na głowie rozum ugotował się w tym garnku jak kapusta.Nie wpuści nas i koniec, ale gdyby mu tak pokazać te zielone fatałaszki…— Ach, ach! — zawołała Zosia, szybko rozwijając sukienkę.Rycerz patrzył przez łzy, a ujrzawszy perłami i drogimi kamieniami naszywaną sukienkę wypuścił z rąk halabardę i krzyknął przeraźliwym głosem:— Skąd to masz, dziewczyno?— To moja sukienka — odrzekła Zosia.— Ta panienka nazywa się Zosia i z tego pochodzi miasta! — dodał Janek.— Ja mogę poświadczyć! — dodał Robak.Rycerza napadł jakiś obłęd, bo podskoczył w górę, płakał i śmiał się równocześnie, wydawał okrzyki ogromne, po czym uderzył w dzwon, wśród straszliwego wrzasku.— Ależ go wzięło! — mruknął Robak.Po chwili zaczęli się zbiegać przerażeni ludzie i rycerstwo z murów.Ujrzawszy śliczną dziewczynkę, śmiejącą się cudnie, choć oczy promieniste i błękitne były od łez wilgotne, trzymającą zieloną sukienkę, którą wszyscy znali, podnieśli wrzask tak niezmierny, że z murów zaczęły się sypać kamienie, a Rzeka Łez wystąpiła z brzegów.— Królewno nasza, czy to ty? Więc Bóg cię zachował?Nie minęła długa chwila, a całe miasto było na nogach.Nikt nie zdołałby opisać, co się w nim działo.Ludzie padali sobie w objęcia, całowali się wrogowie zawzięci.Uderzono w dzwony.Otoczono naszą gromadkę i prowadzono w triumfie.Jeden Robak okazywał niepokój.— Bardzo to wszystko ładnie — mówił sobie — ale z wielkiej radości połamią mi nogi.Ostrożnie, ostrożnie! Czego się tak pchacie?Nagle zgiełk ucichnął; naprzeciwko ogromnego tłumu stanął wielki minister, bardzo blady i wzruszony.Dał znak, aby się uciszono, i rzekł donośnym głosem:— Ludu z miasta Trzech Wież! Bóg sprawił że dawno opłakana wraca królewna nasza.Poznaję ją, a wy wszyscy poznajecie jej sukienkę.Ta sama to twarz, te same oczy błękitne i uśmiech ten sam.— To ona! to ona! — zakrzyknął tłum.— I ja jestem tego pewny.Pamiętajcie jednak, że dziwy się dzieją na tym świecie
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|