Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli jednak Misquamacus nie istnieje, to skąd znam jegoimię i co właściwie tu robię, trzymając samotną straż w szpitalnym korytarzu? Palącspróbowałem przeczytać jeszcze kawałek książki doktora Snowa, lecz ze zmęczenia lite-ry rozmazywały mi się przed oczami.Chyba cichy pisk przesuwanej po szkle skóry kazał mi spojrzeć na drzwi pokoju Ka-ren Tandy właśnie w tej chwili.Delikatny, niesłyszalny niemal dzwięk, jakby ktoś w od-ległej części budynku czyścił srebrne łyżeczki.Pii, piii.80 Aż podskoczyłem.Do szyby w drzwiach przyciśnięta była straszliwie wykrzywionatwarz.Oczy wychodziły z orbit, a obnażone zęby rozwierały się w bezgłośnym wyciu.Trwało to najwyżej sekundę, potem usłyszałem głuche chlupnięcie i cała szyba spły-nęła krwią.Strużka gęstej czerwonej cieczy wypłynęła nawet z dziurki od klucza i po-ciekła po drzwiach. Zpiewająca SKAAOOOO!  wrzasnąłem wpadając do pokoju obok.Walnąłemw wyłącznik światła.Zaspany szaman siedział jeszcze na łóżku, lecz w jego szerokootwartych oczach odbijało się wyczekiwanie i lęk. Co się stało?  rzucił.Wstał błyskawicznie i wybiegł na korytarz. Tam była twarz, za szybą, tylko przez sekundę.A potem już nic, tylko ta krew. On wyszedł  stwierdził Zpiewająca Skała. Albo niedługo wyjdzie.Przez szy-bę widziałeś na pewno pielęgniarza. Pielęgniarza? Ale co, do diabła, Misquamacus z nim zrobił? To stare indiańskie czary.Prawdopodobnie zawezwał duchy ciała i wywrócił gona lewą stronę. Wywrócił go?Zpiewająca Skała nie zwracał na mnie uwagi.Szybko wrócił do naszego pokoikui otworzył walizkę.Wyjął swoje paciorki, amulety i skórzany bukłak z jakimś płynem.Jeden z amuletów, dzika twarz z miedzi na rzemieniu, zawiesił mi na szyi.Potem posy-pał jakimś czerwonawym proszkiem moje włosy i ramiona, wreszcie dotknął mnie tużnad sercem końcem długiej, białej kości. Teraz jesteś chroniony.W rozsądnych granicach  oznajmił. Przynajmniej nieskończysz tak jak Michael. Zpiewająca Skało  powiedziałem. Uważam, że powinniśmy mieć pistolet.Wiem, że jeśli zastrzelimy Misquamacusa, Karen Tandy zginie, ale w ostatecznym przy-padku możemy nie mieć wyboru. Nie  Zpiewająca Skała zdecydowanie pokręcił głową. Jeśli go zastrzelimy, jegomanitou będzie nas ścigał do końca naszego życia, by się zemścić.Tylko magią możemypokonać go na zawsze.Nigdy nie będzie w stanie powrócić.Zresztą, wobec czarów pi-stolet jest bardziej niebezpieczny dla strzelającego niż dla tego, do kogo się strzela.Idzie-my, nie ma czasu do stracenia.Podeszliśmy znowu pod drzwi pokoju Karen.Krew spłynęła częściowo z szyby, leczwidzieliśmy tylko światło nocnej lampki, szkarłatne po przejściu przez zalaną posokąszybę. Gitche Manitou, ochraniaj nas.Gitche Manitou, ochraniaj nas  mruczał Zpiewa-jąca Skała naciskając klamkę.Za drzwiami leżało coś wilgotnego i bezkształtnego.Zpiewająca Skała musiał pchnąćmocno, by usunąć to z drogi.W pokoju unosił się mdlący zapach wymiocin i fekaliów,81 a stopy ślizgały się po podłodze.Krwistoczerwony, kipiący wzgórek przetykany arteria-mi, żyłami i jelitami był wszystkim, co pozostało z Michaela.Spojrzałem tylko raz i po-czułem, że robi mi się niedobrze.Wszędzie była krew  na ścianach, na pościeli, na podłodze.Pośród tego chaosu le-żała Karen Tandy, wijąc się pod przykryciem niczym wielki, biały robak, próbujący wy-dostać się z kokonu. Już niedługo  szepnął Zpiewająca Skała. Pewnie zaczęła się rzucać i Michaelpróbował jej pomóc.Dlatego Misquamacus go zabił.Wysiłkiem woli uspokajając podchodzący do gardła żołądek obserwowałem  prze-rażony, lecz i zafascynowany  jak olbrzymia narośl na karku dziewczyny zaczyna sięwić i rzucać.Była tak wielka, że ciało dziewczyny zdawało się ledwie cienkim jak pa-pier cieniem.Chude ręce i nogi fruwały w powietrzu, wstrząsane dzikimi szarpnięcia-mi wściekłej bestii, która rodziła się z jej szyi. Gitche Manitou, udziel mi siły.Sprowadz do mnie ducha ciemności i daj mi moc.Gitche Manitou, usłysz me wezwanie  mamrotał Zpiewająca Skała.Swymi magicz-nymi kośćmi rysował w powietrzu skomplikowane figury i sypał dookoła proszkiem.Woń suszonych ziół i kwiatów mieszała się z ostrym zapachem krwi.Nieoczekiwanie ogarnęło mnie niezwykłe oszołomienie, jakbym odetchnął gazemrozweselającym u dentysty.Cała sceneria stała się dziwnie nierzeczywista, a ja sam da-leki i obcy, jak gdyby patrzący tylko moimi oczami, a w rzeczywistości zawieszonygdzieś w dalekiej ciemności.Zpiewająca Skała chwycił mnie za ramię i dziwne uczuciezniknęło. Już rzuca czary  szepnął szaman. Wie, że tu jesteśmy i że spróbujemy sięz nim zmierzyć.Będzie robił wiele dziwnych rzeczy z twoim umysłem.Może sprawić,że będziesz się czuł tak, jakbyś naprawdę nie istniał.Zrobił to przed chwilą.Może wzbu-dzić uczucie strachu, rozpaczliwej samotności, chęć samobójstwa.Ma moc, by to uczy-nić.Ale to tylko sztuczki.Naprawdę musimy uważać na manitou, które przywoła, po-nieważ są niemal niepokonane.Ciało Karen Tandy przesuwało się z jednej strony łóżka na drugą.Jest już martwa,albo prawie martwa  pomyślałem.Od czasu do czasu otwierała usta i chwytała po-wietrze, lecz tylko dlatego, że wijący się na jej karku szaman uciskał płuca.Zpiewająca Skała ścisnął mnie za rękę. Patrz  powiedział cicho [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript