[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Razem z nożem zerwał swą białą celuloidową maskę.- Jeszcze raz! - krzyknął Kasyks i Zasta cisnął znów dwoma ciężkimi nożami.Ale Nosiciele przygotowani na kolejne ataki zdołali ich z łatwością uniknąć.Nie przestawali podążać ku Wojownikom Nocy z nieustępliwą determinacją zabójców.Niczego się nie bali - nawet śmierci.Czyż ich pani nie obiecała im wiecznego życia?Mol Besa znalazł węzeł od opaski Isabel Gowdie.Zaczął ją rozwiązywać.Z początku bez powodzenia, ale wreszcie udało mu się wyciągnąć jeden koniec po rozluźnieniu supła.Zawahał się.Wziął głęboki wdech.Zerknął na Kasyksa, ale ten był zbyt zajęty Nosicielami i człekopsami.Był zdany tylko na siebie.To była jego decyzja.Tylko jego.- Pośpiesz się - ponaglał Kasyks.Mol Besa zdjął opaskę z oczu Isabel Gowdie.Materiał był zbutwiały i zaczął się drzeć.Ujrzał błysk jednego oka.Pociągnął mocniej i całkiem zerwał opaskę.Z jej włosów trysnęła fontanna iskier.I oto patrzyła na niego kobieta, która położyła jedną rękę na głowie, a drugą na stopach, i oddała szatanowi wszystko, co jest pomiędzy nimi.Jej oczy były jasnozielone, z białkami o konsystencji na wpół ściętego jajka.Były blade, ale wywierały na niego elektryzujący wpływ.Miał wrażenie jakby coś chwyciło go za kręgosłup i uniosło do góry.Jakby każdy nerw w jego ciele przenikało zimne, białe światło.Pieczęcie - powiedziała.Nie wiedział, czy powiedziała to na głos, ale usłyszał ją wyraźnie.Mol Besa, musisz złamać pieczęcie.- Mol Besa? Co się dzieje!? - krzyknął Kasyks, ale Nosiciele byli już blisko, a człekopsy pędziły wprost na nich.Kasyks był zbyt zajęty, dowodząc Effis, Zasta i Keldakiem, aby móc jeszcze martwić się o Mol Besę.Effis pochyliła się na swoich świetlnych łyżwach.Jej zbrojacała rozbłysła.Soczewki na jej butach obracały się, aby złapać jak najwięcej światła z halogenowych lamp w tunelu.Prawie natychmiast ostrza jej łyżew zabłysły jaskrawozłotym światłem.Wahała się jeszcze przez chwilę, ale usłyszawszy krzyk Kasyksa: „Ruszaj!”, pomknęła tuż nad powierzchnią tunelu z szybkością stu kilometrów na godzinę.Pochylona nad ziemią ślizgała się jak najbardziej elegancka panczenistka, nabierając wciąż prędkości pełnymi wdzięku odepchnięciami łyżew.Człekopsy ujrzały, jak nadjeżdża, i rozpierzchły się, ale ona skierowała się na czarno-rudego owczarka ze zmierzwionymi włosami jak Vincent van Gogh.Po bokach jej ramion otwarły się wachlarze ostrzy.- Ashapoloooo! - krzyknęła.Ruszyła na owczarka, a ten odwrócił się ku niej, chcąc złapać ją za ramię.Jej ostrze przecięło jego twarz aż do kości i posunęło się dalej przez ciało, tnąc futro, mięśnie, żebra i wnętrzności.Człekopies przewrócił się na bok, tryskając fontannami krwi.Z dziury w policzku wypadł język, czarna wątroba wyślizgnęła się na ziemię.Po chwili z ciała wstrząsanego śmiertelnymi drgawkami wypadł żołądek i jelita, pozostawiając je puste niczym futrzany worek.Powiew wywołany szybkim przejazdem Effis rozwiał kłęby śmierdzącej pary wydobywającej się z trupa.Jeden z Nosicieli usiłował złapać przejeżdżającą obok niego Effis, ale ta wykręciła w powietrzu potrójne salto.Otoczyła go z drugiej strony i ruszyła na niego.Przebierała w powietrzu pięściami jak bokser uderzający w worek treningowy, a jej ostrza bezlitośnie cięły jego płaszcz jak huragan ostrej stali.Wokoło fruwały kawałki materiału, chwilę potem Nosiciel krzyknął przenikliwym, wibrującym, wysokim głosem.W powietrze wylatywały strzępy ciała, a potem kości.Jego maska zsunęła się do połowy, odsłaniając twarz.Wtedy Effis przestała boksować i wykonała szybki zwrot.Teraz okazało się, kim naprawdę był Nosiciel.Kiedy stojąc umierał, pozostali Nosiciele zatrzymali się, chociaż na niego nie spojrzeli.Wzrok utkwili w Wojownikach Nocy i w Isabel Gowdie.Maska Nosiciela skrywała twarz trędowatego.Znajdował się w ostatnim stadium choroby.Jego nos, dolną wargę i prawie całą szczękę pokrywały wrzody.Na pokrytej ranami skórze głowy zostało jedynie kilka kępek chorych włosów.Uszy już dawno odpadły, pozostawiając po sobie czarne dziury.Trędowaty wydał dziwny, zawodzący dźwięk hoooo-e-ee-oop i to było wszystko, co mogło się dobyć z jego zrujnowanego gardła i krtani
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|