[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Noc była pełna turkotu wozów, śmiertelnych skarg, świstu strzał i szczęku oręża.Nieprzywykłe do wojny oddziały ogromnie się bały, nikt nie zmrużył oka.A Horemheb pocieszał żołnierzy mówiąc:– Śpijcie dobrze, błotne szczury, śpijcie i odpoczywajcie, i nasmarujcie sobie poranione podeszwy oliwą, bo ja czuwam nad waszym snem i osłaniam was!Ja jednak nie spałem, lecz całą noc chodziłem po obozie i leczyłem rany żołnierzy z wozów bojowych Horemheba, a on dodawał mi otuchy mówiąc:– Lecz ich, Sinuhe, użyj całej twojej sztuki, bo dzielniejszych żołnierzy świat jeszcze nigdy nie oglądał i każdy z nich jest wart tyle, co stu lub nawet tysiąc tych gnojków.Lecz ich, bo bardzo kocham tych moich wszarzy.Oni umieją ujarzmić konia i trzymać wodze, ja zaś nie mam wyszkolonych ludzi, których bym mógł postawić na ich miejsce, i od tej pory każdy dopiero w boju będzie się musiał uczyć panowania nad końmi i wozami bojowymi.Toteż dam ci dzban złota za każdego, którego uleczysz tak, żeby był zdatny do boju.Ale ja byłem ogromnie rozdrażniony uciążliwą podróżą przez pustynię, mimo że odbyłem ją siedząc w lektyce.Gardło miałem wyschnięte od gorzkiego pyłu pustyni i wielce złościła mnie myśl, że przez głupi upór Horemheba muszę umrzeć z rąk Hetytów, choć nie bałem się śmierci.Toteż odpowiedziałem mu z gniewem:– Zachowaj swoje złoto dla siebie lub podziel je między twoich zmizerowanych wszarzy, żeby przynajmniej na chwilę przed śmiercią poczuli się bogaci.Gdyż jutro umrzemy bez wątpienia wszyscy, boś nas wprowadził w pułapkę tej straszliwej pustyni.Jeśli próbuję gorliwie uleczyć tych twoich wszarzy, to robię to tylko dla siebie samego, gdyż według mnie oni jedynie z całej armii potrafią się bić, natomiast inni, a szczególnie ci, którzy tu przyszli ze mną, stracą głowę i jęcząc uciekną, gdy tylko zetkną się oko w oko z Hetytą.Widziałem bowiem, jak ze strachem podrywali się na chrzęst złamanej gałęzi w mroku, i słyszałem, jak wielkim głosem wzywali na pomoc wszystkich bogów Egiptu, gdy zając wyskoczył zza kamienia w pustyni i pokicał przez drogę.Bez wątpienia są oni dość dzielni, by rozbijać sobie nawzajem łby na ulicach Teb, a w wielkiej gromadzie odważyli by się może poderżnąć gardło samotnemu wędrowcowi, by mu zrabować trzos, ale w pustyni są jak niewinne jagnięta, które ty prowadzisz na ubój, i idą za tobą pokornie pobekując, żeby w następnej chwili rozpierzchnąć się i uciekać na oślep.Toteż tylko dla siebie samego leczę twoich wszarzy, w nadziei że dzięki jakiemuś nieprawdopodobnemu zrządzeniu ich odwaga uratuje nam życie.Najmądrzej byłoby jednak, żebyś wybrał najszybsze konie, wsiadł do najlżejszego wozu i wziął mnie z sobą.W ten sposób uszlibyśmy z życiem do Dolnego Kraju, gdzie mógłbyś zebrać nową, lepszą armię.Horemheb tarł nos dłonią i patrząc chytrze na mnie odparł:– Rada twoja jest warta twej mądrości, Sinuhe, i bez wątpienia dawno już byłbym według niej postąpił, gdybym był mądry.Ale ja wielce kocham tych moich wszarzy i nie mógłbym zostawić ich w pustyni na niechybną śmierć, choć z łatwością mógłbym uciec sam, zniszczywszy przedtem składy wody, co odsunęłoby wojnę do następnego roku.I doprawdy nie wiem, dlaczego nie uciekłem, bo tak zrobiłby każdy rozsądny człowiek na moim miejscu.Później zaś mógłbym zbudować moim wszarzom pomnik, wyryć ich imiona w kamieniu i w ten sposób ich uwiecznić.Ale ja tak nie zrobiłem i dlatego nie mamy teraz innej rady, jak pokonać Hetytów tu, na pustyni.Zwyciężymy ich właśnie dlatego, że nie mamy innego wyjścia.Może właśnie bardzo mądrze zrobiłem wzywając moją armię na pustynię, bo tutaj nie ma miejsca na ucieczkę, wszyscy muszą się bić o swoje życie, czy chcą, czy nie chcą.I myślę, że najlepiej będzie, jeśli pójdę i spocznę teraz w moim wozie i napiję się wina, tak żebym jutro był przepity, bo bardzo wtedy jestem zły i biję się lepiej niż przy trzeźwej głowie.Poszedł do swoich wozów i widziałem, jak przechylił dzban wina do ust, i słyszałem chlupanie wina w nocnej ciszy, dopóki znowu gdzieś w oddali nie rozległ się turkot hetyckich wozów bojowych i jęki Egipcjan, którzy krzycząc ze strachu uciekali zza przeszkód na oślep w ciemność.Ludzie przyglądali się zazdrośnie Horemhebowi, a on podawał dzban każdemu, kto przechodził obok, i kazał pić z tego dzbana, z którego pił sam.A podając dzban żołnierzom klął i wymyślał im:– Macie brzuchy jak worki bez dna i wysuszycie mi dzban do czysta, tak że się nawet rzetelnie nie upiję! I paskudzicie mi dzban swoimi brudnymi ryjami!Walił ich pięścią po plecach, nazywając każdego po imieniu, i przypominał im ich czyny pod Gazą, kiedy to tak się zaplatali we własnych cuglach, że kopały ich własne konie.Tak minęła noc i ranek wstał z pustyni jak śmiertelnie blady upiór, przynosząc z sobą trupi odór i sępy.Na ziemi przed przeszkodami leżały końskie trupy i powywracane wozy bojowe, a sępy wydziobywały oczy Hetytom, którzy wypadli z wozów.Gdy rozwidniło się, Horemheb kazał zatrąbić w rogi i zebrał u stóp góry swoje wojska, by do nich przemówić.Rozdział 2Podczas gdy Hetyci na całej pustyni, jak okiem sięgnąć, gasili piaskiem obozowe ogniska, siodłali konie i ostrzyli broń, Horemheb przemawiał do swoich wojsk oparty o chropawą skałę, żując równocześnie twardy chleb i zagryzając trzymaną w dłoni cebulą.Tak mówił:– Gdy patrzycie przed siebie, oglądacie wielki cud, bo zaiste Amon oddał nam Hetytów w ręce i dokonamy dzisiaj niemałych czynów.Jak widzicie, piechota hetycka nie zdążyła jeszcze nadejść.Zatrzymała się na skraju pustyni, bo nie ma pod dostatkiem wody, a wozy bojowe muszą jej utorować drogę i zdobyć składy wody, jeśli Hetyci chcą dalej nacierać na Egipt.Już teraz jednak konie ich cierpią z pragnienia i braku paszy, bo spaliłem wszystkie składy i młotem skruszyłem wszystkie dzbany z wodą od tego miejsca aż do granic Syrii.Toteż Hetyci muszą dzisiaj otworzyć sobie drogę natarciem swoich wozów bojowych lub też muszą wrócić do Syrii, albo rozbić obóz w oczekiwaniu na nowe zapasy, nie mogąc jednak wdawać się w bój.Gdyby byli mądrzy, zaniechaliby walki i wróciliby do Syrii.Lecz oni są chciwi, a całe złoto i srebro syryjskie wpakowali w dzbany, które napełnione wodą stoją tu, za naszymi liniami, i Hetyci nie zrezygnują z tych dzbanów bez boju.Dlatego też mówię, że Amon wydał ich w nasze ręce, bo gdy na nas uderzą, konie ich zaplączą się w przeszkodach i Hetyci nie będą mogli uderzyć całą siłą, która zwykle czyni nieodpartymi ataki wozów bojowych.A rowy, które tak pilnie kopaliście, kamienne bloki i rozpięte liny złamią ostrze ich uderzenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|