Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zabina dobrze wie, że przeważnie nie ma sensu dyskusja z kimś, kto wbił sobie coś do głowy.Na pewno się zorientowała, że z tobą jest tak samo.- Gathea uśmiechnęła się.Nie spodobał mi się ten uśmiech.- A może tak jest i z tobą? - odciąłem się.- Gubisz się w przypuszczeniach.- Spochmurniała i odwróciła się, dodając: - Jeżeli chcesz narazić się na niebezpieczeństwa, o jakich nawet ci się nie śniło, banito, to chodź.Ciemno już się robi, a w tym kraju lepiej jest znaleźć na noc jakieś schronienie.Ruszyła w drogę, nawet nie zaszczyciwszy mnie spojrzeniem, obchodząc z daleka kamienne kręgi.Trudno nam się szło, gdyż po licznych kamiennych lawinach pozostały szerokie piargi i niektóre z nich prawie sięgały groźnych głazów.Gramoliliśmy się po nich ostrożnie, by się nie obsunęły i nie zniosły nas w sferę oddziaływania groźnej pułapki.Ku mojej uldze wielki kot poszedł przodem.Nie dowierzałem mu, mimo że służył mojej towarzyszce.Pozostawiliśmy za sobą trzy kamienne kręgi i znaleźliśmy się na skalistym terenie.Przeważała w nim szarość chaotycznie popękanych skał o ostrych krawędziach.Czekał tam na nas Gruu skulony pod dużym nawisem.Nie znaleźliśmy drzewa na opał.Zresztą nie chciałbym rozpalać ogniska w takim otoczeniu, żeby nie przyciągnąć do nas - kogo lub czego? Ludzi Garna czy czegoś znacznie groźniejszego od tego rozwścieczonego wielmoży? Słońce zdawało się spóźniać, jakby sprzyjało nam na tyle, byśmy zdążyli obejrzeć ze wszystkich stron dojście do schronienia, które odkrył Gruu.Później drapieżnik zniknął wśród skał i udał się zapewne na polowanie.Spożyliśmy skromny posiłek z naszych zapasów, popiliśmy go tylko kilkoma łykami wody z manierek.W pobliżu nie dostrzegliśmy żadnego strumienia, chyba że któraś z majaczących w oddali zielonych oaz skupiła się wokół jakiegoś źródła lub zbiornika z wodą deszczową.Nie rozmawialiśmy.Chciałem zadać Gathei wiele pytań.Ale dziewczyna miała twarz nieruchomą jak maska.Dawała mi tym do zrozumienia, że myśli o czym innym, przez upór zatem nie chciałem pierwszy przerwać milczenia, które między nami zaległo.Przebiegłem wzrokiem okolicę, starając się dojrzeć najłatwiejszą drogę pomiędzy skalnymi ostrogami i grzbietami.Nigdy jeszcze nie widziałem tak niegościnnego i niebezpiecznego terenu.Dziwne, że kiedyś w ogóle żyły tu jakieś istoty.A może tamtą kolistą pułapkę zbudowano jako zaporę przeciwko napadom z morza, pierwszą ze śmiercionośnych niespodzianek.- To nie jest ziemia Garna - powiedziałem w końcu, głównie po to, by usłyszeć własny głos.Uparte milczenie dziewczyny coraz bardziej podwyższało dzielącą nas barierę niechęci.Jeżeli mieliśmy razem wędrować, powinniśmy się porozumieć, by razem stawiać czoło niebezpieczeństwom jako towarzysze podróży, a nie wrogowie.- Nie należy też do Tugnessa - padła niespodzianie odpowiedź Gathei.- Kto inny tu rządzi.Nie, nie pytaj mnie, kto, gdyż nie umiałabym odpowiedzieć.Wiem tylko, że jesteśmy tu intruzami i że musimy zachować ostrożność.Czy w ten sposób pośrednio dała mi do zrozumienia, że zgadza się na partnerstwo? W każdym razie przestała się chmurzyć i nie mówiła ze zniecierpliwieniem.Słoneczne banderie szybko znikały z nieba na zachodzie.Cienie wysunęły się spod skał niby ręce, chcące pochwycić wszystko, co odważy się do nich zbliżyć.- To przeklęty kraj i postępujemy jak głupcy obejmując go we władanie! - wybuchnąłem.- Przeklęty, błogosławiony, pod wieloma względami i jedno i drugie.Lecz oczekiwano nas tutaj, gdyż inaczej Brama nigdy by się przed nami nie otwarła.Nasze przybycie miało jakiś cel i musimy się dowiedzieć jaki.- Brama - powiedziałem powoli.- Wiem, że otworzyła ją pieśń Bardów i że to ona starła z naszej pamięci powód, dla którego tu przybyliśmy.Dlaczego jednak tak się stało? - Błysnęła mi nowa myśl.- Może dlatego, byśmy mogli skupić wszystkie siły ciała i umysłu do walki, która nas w przyszłości tu czeka? Po to trzeba zapomnieć o wrogu pozostawionym w naszej dawnej ojczyźnie.Zastanawiam się wszakże, dlaczego w ogóle tu przybyliśmy.Gathea odłożyła nadjedzony podróżny suchar i zacisnęła skórzaną pętlę zamykającą sakwy.- Zapytaj o to Bardów, ale nie oczekuj, że ci odpowiedzą.Ten kraj może być bardziej błogosławiony niż przeklęty.- urwała nasłuchując.W wieczornym powietrzu coraz głośniej rozbrzmiewał jakiś dźwięk.Zaparło mi dech w piersi.Słyszałem, że Bardowie, jeśli zechcą, mogą za pomocą pieśni sprawić, iż dusza opuści ludzkie ciało, pozostawiając tylko pustą skorupę.Uważałem to tylko za czczą gadaninę ludzi, którzy pragną przyozdobić każdą opowieść.Lecz teraz ponad kamienistą pustynią unosił się i opadał śpiew, jakiego nigdy w życiu nie słyszałem - nawet wtedy, gdy Ouse, nasz Najwyższy Bard, śpiewał podczas Święta Środka Lata.To nie był śpiew mężczyzny, słyszałem głosy co najmniej kilku kobiet biorących tak wysokie nuty, jakie byłby zdolny wydać jedynie ptak.Zerwałem się na równe nogi i wybiegłem spod skalnej półki.Zwróciłem wzrok tam, skąd przybyliśmy, w stronę kamiennego kręgu.Oszołomiony i zdumiony, prawie nie zdawałem sobie sprawy, że Gathea stanęła tak blisko mnie, iż zetknęliśmy się ramionami.Był to hymn pochwalny.Nie, to była pieśń miłosna wzywająca kochanków do powrotu, pieśń zwycięstwa witająca w bezpiecznych domach odważnych i walecznych wojowników.To była.Zobaczyłem je.Tak, to były kobiety, ich twarze niemal zasłaniały długie, kołyszące się na niewyczuwalnym wietrze włosy.Długie sploty przykrywały ich smukłe ciała.A może śpiewaczki nosiły suknie równie cienkie i delikatne, jak falujące na wietrze pukle? Ich włosy i ciała miały taką samą srebrzystą barwę.Były ode mnie daleko, ale gdy tak pląsały w rytmie pieśni, wydało mi się, że dostrzegam płonące oczy, czerwonawe niczym języki ognia, migoczące poprzez ruchliwą zasłonę włosów.Tańczyły wkoło, ręka w rękę, a przed nimi był drugi krąg tancerek i wewnątrz jeszcze jeden.Trzy kręgi! Wydałem cichy okrzyk.Tam, gdzie przedtem stały kamienne kolumny zdradzieckiej pułapki, teraz krążyły niezwykłe śpiewaczki.Czy nadal widziałem wysokie monolity, czy też przesłonił je zmierzch? Te srebrzyste ciała i włosy świeciły własnym, bladym światłem.Śpiewały o pokoju i szczęściu, o miłości i.spełnieniu wszelkich pragnień, o życiu wiecznym, życiu nowym i cudownym.Wystarczy tylko podejść, by otrzymać to wszystko.Pieśń stała się jeszcze słodsza, nabrała niższych tonów.Uszedłem kilka kroków, nieświadomie i bezwolnie.Muszę tam pójść.I oto runąłem na skalne podłoże, aż się potoczyłem od silnego ciosu, który mnie powalił.Potem coś na mnie upadło i szamotaliśmy się tak w plątaninie rąk i nóg, dopóki nie przygniótł nas do ziemi i nie unieruchomił jeszcze jeden ciężar.Czułem silny zapach kota, słyszałem ciche warczenie.Poprzez ból wywołany upadkiem i uderzeniem pieśń nadal wabiła mnie z oddali, ale na próżno staraliśmy się zrzucić z siebie Gruu.Przerywany głos Gathei przedarł się przez chwytający za serce śpiew [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript