Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie odważył się wyciągnąć rąk z pętli, bo Bister mógł właśnie czekać na ten ruch.Był już w stanie unieść głowę bez specjalnych dolegliwości.Ściemniało się.Kiedy nadejdzie noc, zaryzykuje, chociaż to Bister miał w ręku wszystkie atuty.Przed zmrokiem Dumaroy jednak przypomniał sobie o więźniu.Storm zamknął oczy naśladując najlepiej, jak umiał, stężenie czło­wieka rażonego z emitera.- Coś długo tak leży.- Dumaroy nie był może niespokojny, ale trochę zdziwiony.Odpowiedział Bister, a Storm starał się wyłapać jakiś cień ak­centu, który pomógłby zdemaskować apera.- To 7iernianin.Oni źle znoszą promienie.Nie używają ich często.- 1\~lo-ie.Ale Starle mówił, że to komandos - to powinni być twardziele.Swoją drogą dalej nie rozumiem, dlaczego musiałeś go kropnąć, Coll.- Słuchaj, jechałem z nim od samego Portu.Ten facet lubi podstępy.Był wtedy już na pół świrnięty - jak wszyscy stamtąd.Słyszałeś pewnie, co się z nimi działo po tym, jak spalili Ziemię.Ten facet wbił sobie w głowę, że wszyscy są przeciwko niemu.Wszyscy poza kozłami.Od razu się z nimi skumał.Kiedy tak nagle zniknął z Krzyżówki, trochę się o nim dowiedziałem.To Mistrz Zwierząt.Powinieneś był widzieć, jak ujeżdżał konie Larkina.Robi ze zwie­rzakami, co chce.Jak taki typ przystanie do Rzeźników, a jeszcze będzie w komitywie z dzikusami, to tak, jakbyś sobie pod bokiem wyhodował jorisa.Nie zdziwiłbym się, gdyby brał udział w tym na­padzie Shosonnów.Nie chciałem, żeby nam zwiał, zanim nie zadamy mu paru pytań.Dobrze by było schować go gdzieś, bo inaczej trzeba go będzie przekazać Oficerowi Pokoju.- Nie może jechać, dopóki nie dojdzie do siebie - stwierdził Dumaroy.- Miej na niego oko, Coll, i daj mi znać, kiedy się ocknie.Tak, chcę mu zadać kilka pytań.Odeszli wreszcie, ale ból w mięśniach, które Storm cały czas na­pinał, stał się równie trudny do zniesienia, jak pulsowanie w głowie.Więc Bister miał go mieć na oku? To dawało bandycie sposobność do pozbycia się Hosteena Storma bez hałasu i bez kłopotu.Gdyby była tu Surra.albo Baku.Wziął się w garść: w końcu nie może polegać tylko na zwierzętach!Bulgotanie wody płynącej po kamieniach tłumiło odgłosy do­chodzące z obozu.Na pewno Quade ze swymi ludźmi obozuje nad tym samym strumieniem.Storm nie był pewny, czy ma wystarcza­jąco dużo siły, żeby dosiąść konia, nawet Deszcza.A czy mógłby popłynąć?Poganiacze mieli zawsze ze sobą manierki przytwierdzone do sio­deł.Ale tak duża grupa, i to w dodatku szykująca się na wyprawę w góry, musiała mieć też inne zbiorniki na wodę.Najczęściej do tych celów używano tu bukłaków ze skóry wodnych ropuch.Wyrabiały je rybackie szczepy Norbisów, żyjące na południowych wybrzeżach.Były to owalne worki, każdy wykonany z całej skóry wielkiego płaza zamieszkującego moczary.Prawie przezroczyste, pod wpływem wil­goci nadymały się jak balony.W obozie Krotaga Storm widział, jak dzieci robiły z nich tratwy.Z parą takich pęcherzy jego umiejętności pływackie nie miałyby większego znaczenia - dałby się po prostu nieść prądowi rzeki.Pozostawał jeszcze drobiazg: wydostać się z obozu i ukraść jeden lub dwa bukłaki.Jeśli oddział miał wyruszyć wczesnym rankiem, to Dumaroy wyśle kogoś do rzeki, żeby napełnić worki.Musiały stać przez noc po dodaniu oczyszczających tabletek, bo gdyby wrzucono je rano, to przez co najmniej pół dnia woda nie nadawałaby się do picia.W czasach, gdy działał w Sekcji, sam robił tak wielokrotnie.Był osłabiony, ale powinien dać sobie radę z jednym człowie­kiem, zwłaszcza gdyby udało się go zaskoczyć.Ale Bister.to było wielkie niebezpieczeństwo.Wszystko zależało od szczęścia i od tego, czy potrafi je wykorzystać.Zaczął powoli poruszać palcami, zginać f ręce w nadgarstkach i poczuł, że więzy rozluźniają się coraz bardziej.Jedynym jego atutem było to, że jego wróg - chociaż wyglą­dał jak człowiek i nauczył się myśleć i działać jak człowiek - był przedstawicielem innego gatunku.Jak Coll Bister, aper, mógł być pewien, czy nie popełni jakiejś drobnej pomyłki, potknięcia, które zaprzepaściłoby jego plany? Być może, właśnie strach przed tym był powodem nienawiści do Storma.Bister potrafił rozpoznać w Mistrzu Zwierząt człowieka o niezwykłych właściwościach umysłu.Równie niezwykłych jak te, które posiadał on sam.Być może, obawa przed umiejętnościami Ziemianina rozrosła się do tych rozmiarów, że aper znacznie przeceniał rzeczywiste możliwości człowieka.I to właśnie Storm chciał wykorzystać.Jego cierpliwość została wynagrodzona.Zza pagórka wynurzył się jeden z ludzi Dumaroya, zmierzający w kierunku rzeki z pustymi bukłakami przewieszonymi przez ramię.Pozwolił mu przejść i rozpo­czął przedstawienie.I głuchym jękiem obrócił się, walcząc z krępują­cymi go więzami.Mężczyzna odwrócił się, spojrzał i podszedł bliżej.Jak dotąd, szczęście dopisywało Stormowi - nie trafił na bystrzaka.Jeszcze jeden jęk, głuchy i bardzo realistyczny - był zaskoczony własnym talentem aktorskim - i mężczyzna, rzuciwszy worki na ziemię, przyklęknął obok jeńca, żeby zobaczyć, co się stało.Ręka Storma wylądowała na szyi tamtego.Uderzenie nie było celne - był jeszcze zbyt słaby - ale poganiacz stracił równowagę i upadł na Ziemianina.Ucisk we właściwym punkcie i nieszczęśnik, nadal zaskoczony, zwiotczał.Przez długą chwilę Storm leżał, przyci­skając do siebie bezwładne ciało i czekał na krzyk, tupot nóg, zbie­rając siły do następnego ruchu.Nic się nie stało.Ziemianin ostrożnie wydobył się spod mężczyzny i położył go na swoim miejscu.Podniósł bukłaki i zmuszając się do spokojnego kroku, ruszył ku rzece.Jeszcze trzy-cztery metry i będzie przy niej.Teraz nadąć worki, zawiązać je i tratwa gotowa.Rzeka stała się, niestety, uczęszczanym miejscem.Nieopodal ha­łaśliwa grupa brała kąpiel, a dalej prowadzono właśnie konie do wodopoju.Storm, z workami pod pachą, ukrył się w nadbrzeżnych trzci­nach.Nagle pomiędzy pojonymi końmi dojrzał swojego ogiera.Koń wyraźnie nie był w dobrym humorze.Czarny wierzchowiec zarżał prowokująco, a Deszcz jakby tylko czekał na wyzwanie.Poganiacz podjechał bliżej i trzasnął pejczem.Nie można było z Deszczem go­rzej postąpić.Odkąd Storm dosiadł go w porcie kosmicznym, koń nie został uderzony, wpadł więc teraz we wściekłość.Chociaż młody, był godnym przeciwnikiem i rzucił się naprzód, gryząc i wierzgając.Storm zsunął się do wody.Uwaga wszystkich ludzi zwrócona była ku walczącym koniom.W chwili, kiedy dostał się w nurt stru­mienia, zobaczył, że Deszcz wbiega do wody.Usłyszał krzyki.Ru­doszary wierzchowiec zawrócił ku brzegowi i roztrącając poganiaczy popędził w step, ku górom i wolności.Potem zakręt rzeki skrył wszy­stkich.Podniecenie ucieczką dodało mu sił na tyle, żeby dostać się w główny nurt, ale teraz mógł tylko trzymać się swojej tratwy i mieć nadzieję, że Quade nie obozuje zbyt daleko.Nadeszła noc.Od gór wiał wiatr i Storm zaczął się trząść z zimna.Nad wzgórzami bły­snęło i dobiegł łoskot grzmotu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript