Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przestraszone zwierzęta stały z pochylonymi łbami.Teraz można było tylko czekać, Sig uważał, że to najgorsze ze wszystkiego.Wreszcie mrok, który tu był dniem, stał się jeszcze ciemniejszy, więc ognie skarbu zapłonęły jaśniej.Kiedy monstrualny cień Fafnira znalazł się na ścieżce prowadzącej nad rzekę, Sig chwycił pałkę tak mocno, że paznokcie wbiły się w drewno, a ręce zaczęły boleć.Widok wielkiego, pokrytego niską cielska, sunącego koleiną, był przerażający.Sig wiedział, że nie miałby odwagi leżeć tak, jak leżał Sigurd, czekając, aż nadejdzie czas ataku.Ciało smoka sunęło w dół, teraz rogaty łeb był bardzo blisko rzeki.Czy Sigurd został zgnieciony, wciśnięty w ziemię? Z pewnością przedtem by uderzył!Ale gdy strach Siga narastał, smok uniósł przednią część ciała, a z jego gardzieli wydobył się dźwięk, od którego zadrżała ziemia wokół nich.Ogon wił się i uderzał w ziemię, wbijając głęboko wszystkie skały, które przypadkiem trafiał.Z rozszerzającej się dziury w brzuchu potwora płynął ciemny strumień złego płynu.Skręcając się z bólu, Fafnir dotarł nad rzekę, opuścił łeb i zaczął gryźć ranę, jakby chciał ją ukarać za to, że sprawiła mu ból.Miotając się i wijąc, smok walczył ze śmiercią, aż jego wielkie ciało podniosło się po raz ostatni i runęło do wody.Skrzydła, szponiaste kończyny i niebezpieczny ogon biły ciemny płyn, tworząc cuchnącą pianę.Brudna woda wokół niego burzyła się, a jej mieszkańcy zebrali się na ucztę, o jakiej nawet nie marzyli.Zaczęła się druga bitwa.Sig nie mógł na to patrzeć i ukrył twarz w dłoniach, starając się również nie słuchać.Szczęśliwym trafem walka w rzece nie zniszczyła ani nie odrzuciła ich łodzi.Kiedy Sig odważył się spojrzeć, zobaczył, że powierzchnia wody uspokoiła się, wskoczył więc do łodzi i przygotował wiosła.- Mistrzu! - zawołał do Regina–Mimira, który siedział nieruchomo na skale, patrząc na rzekę z dziwnym uśmiechem.- Mistrzu, musimy iść do lorda Sigurda!- Tak.- Mistrz kowalski wstał i podszedł, żeby wziąć jedno z wioseł.Pchał z całej siły, próbując dorównać Sigowi; razem zsunęli łódź na wodę.Gdy tylko dotknęli brzegu, poszarpanego podczas ostatniej walki smoka, Sig wyskoczył i wbiegł w bruzdę Fafnira.Sigurd nie wyłonił się z kryjówki, więc chłopak obawiał się najgorszego - że zabijając, sam został zabity.Bruzda była w połowie wypełniona ciemnym płynem, który wylał się z ciała Fafnira, roztaczając straszliwy odór.Sig przygotował się do nurkowania, nie zważając na to, że ciecz mogła być trująca.Jednak kiedy doszedł do miejsca, gdzie powinna znajdować się dziura, zobaczył jakiś ruch.Z cuchnącego nurtu wyłonił się ten, którego szukał, tak ubłocony i umazany szlamem, że nie przypominał człowieka.Chwiał się na nogach i zataczał, jakby był ranny.Sig zdołał wyciągnąć lorda.Zdarł z siebie tunikę, żeby wytrzeć nią szlam z Sigurda, który krztusił się, jakby nie mógł wciągnąć powietrza w zmęczone płuca.- Panie, gdzie jesteś ranny? - Sig gorączkowo wycierał szlam, żeby zobaczyć, jak bardzo ucierpiał jego pan.Ale Sigurd wyprostował się już i oddychał spokojniej.- Nie mam ran - wydyszał.- To tylko smród zwierzęcia i maź, która z niego wypłynęła.Balmung doskonale się spisał.Fafnir nie żyje, skarb jest uwolniony.Raz po raz wbijał miecz w ziemię, żeby oczyścić ostrze.Potem odwrócili się z Sigiem i spojrzeli na równinę, pokrytą stosami kosztowności.Chociaż była już noc, ogniska zapalone przez smoka oświetlały nie tylko skarb, ale i nagą ziemię.Między stosami klejnotów biegała mała, skurczona postać.Niekiedy chwytała koronę, podnosiła ją wysoko w górę i odrzucała z powrotem.Potem wymachiwała błyszczącą kolią, jak strzelający z procy wymachuje swą bronią, zanim wyrzuci kamień.Kopała tarczę, która dźwięczała, potem rozrzucała ramiona, jakby chciała przygarnąć do swej wątłej piersi wszystko, co tam leżało, i zatrzymać na zawsze, Regin–Mimir! Ale gdzie się podział mądry mistrz kowalski, którego Sig znał przez większą część swego krótkiego życia? To… To stworzenie nie było nim.Regin–Mimir był odmieniony - nie stał się smokiem, ale…Nagle sylwetka podskakująca wśród stosów kosztowności odwróciła się do nich przodem.Sig zobaczył, jak jej wargi odsłoniły, zęby w uśmiechu, który na pewno nie był ludzki.Postać rzuciła się do jednego z błyszczących stosów i wróciła ze świecącym klejnotem w dłoni.Potem podbiegła do nich z szybkością, z którą nie mógłby się równać galop Greykella.- Moje! Moje! - zaskrzeczał Regin–Mimir.- Mój skarb.Śmierć tym, którzy będą chcieli go zabrać!I z ogniem w oczach ruszył na Sigurda.Sig zobaczył, że Mimir trzyma w dłoni sztylet o długim ostrzu, bardzo jasnym i szpiczastym.Lecz Balmung się podniósł i Sigurd uderzył.Pochylone i pobladłe ciało, które od paru godzin stawało się coraz starsze, upadło.Ale głowa uniosła się nad zgarbionymi ramionami, a z wykrzywionych ust wydobyło się ostatnie słowo, rzucone jak wyzwanie:- Moje!Sig się cofnął.Sigurd odpiął swój poplamiony i zszargany płaszcz.Pochylił się, żeby przykryć nim skuloną sylwetkę.- Kiedyś był mistrzem kowalstwa i człowiekiem honoru - powiedział cicho.- Nie mógł zabić swojego smoka, więc sam został zabity.- Swojego smoka?- Tak.Jego smokiem była chciwość, i pozostanie tutaj.Zatem Fafnir będzie strażnikiem, mimo że nie żyje.Skarb został słusznie przeklęty.Kto się ośmieli, niech po niego sięgnie.Ale lepiej będzie, żeby skarb został tu aż do końca świata.I Sig, patrząc na blade, widmowe światła płonące jak potępieńcze ognie, wiedział, że to prawda.W końcu odjechali z pustkowia i zostawili wszystko za sobą.Poszli wypełnić wolę Prządek, przeżyć życia, które zostały im przeznaczone.3.Sirrush–Lau- Niech leży, jak powiedział Sigurd Pogromca Fafnira, niech leży…Słowa odbijały się echem w zakurzonym, ponurym pokoju.Sig podniósł głowę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript