[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Łzy płynęły jej po policzkach, ale nie podyktowała mu pożegnalnej listy rzeczy, które powinien i których nie powinien robić, jak Measure'owi.Pocałowała go w rękę i przytuliła ją.Potem spojrzała mu w oczy.- Jeśli puszczę cię dzisiaj - rzekła - póki żyję, nigdy już nie zobaczą cię moje oczy.- Nie mów tak, mamo - odpowiedział.- Nic mi się nie stanie.- Nie zapominaj o mnie.I noś ten amulet, który ci dałam.Noś go przez cały czas.- A co on robi? - zapytał, wyjmując amulet z kieszeni.- Nie znam takich.- Nieważne, po prostu masz go mieć przy sobie.- Dobrze, mamo.Measure podprowadził konia.- Lepiej już jedźmy - wtrącił.- Zanim rozłożymy się na noc, chcę dotrzeć do okolic, których nie widujemy codziennie.- Nie próbuj nawet - ostrzegł surowym głosem tato.- Umówiliśmy się z Peache'ami, że dzisiaj będziecie spać u nich.Dziś nie musicie jechać dalej.Póki to nie jest konieczne, nie chcę, żebyście spędzali noce pod gołym niebem.- Dobrze, dobrze - burknął Measure.- Ale wypada przynajmniej dojechać tam przed kolacją.- Jedźcie więc - powiedziała mama.- Jedźcie, chłopcy.Przejechali może z dziesięć jardów, kiedy tato dogonił ich i złapał konia Measure'a przy wędzidle.Konia Ala także.- Chłopcy, nie zapomnijcie! Rzeki macie przekraczać po mostach.Słyszycie? Tylko po mostach.Mosty są na wszystkich strumieniach po drodze stąd aż do Hatrack.- Wiem, tato - uspokoił go Measure.- Sam pomagałem je budować.- To korzystaj z nich.Tylko tyle.A gdyby padało, zatrzymacie się, poszukacie jakiegoś domu i tam przeczekacie, słyszysz? Nie chcę, żeby woda was oblewała.Obaj obiecali solennie nie zbliżać się do niczego mokrego.- Nawet kiedy konie będą sikać, staniemy pod wiatr - dodał Measure.Tato pogroził mu palcem.- Nie lekceważ tego - rzucił.Wreszcie ruszyli.Nie oglądali się, bo to przynosi strasznego pecha.Wiedzieli, że mama i tato wrócili do domu szybko, zanim jeszcze synowie zniknęli im z oczu, bo kiedy się długo spogląda za odjeżdżającymi, wróży to długą rozłąkę.A jeśli patrzyć aż znikną, jest duża szansa, że któryś umrze, zanim znowu dojdzie do spotkania.Mama traktowała to bardzo poważnie.Szybki powrót do domu to ostatnia rzecz, którą mogła zrobić, by chronić swoich chłopców w drodze.Al i Measure zatrzymali się w jakimś zagajniku czy lasku pomiędzy farmami Hatchów i Bjornsonów.Ostatnia burza przewróciła tu drzewo i zablokowała połowę drogi.Mogli przejechać bez trudu, byli przecież konno, ale nie zostawia się takich rzeczy dla innych.Może po nich przejedzie tędy wóz i ktoś będzie się spieszył, by zdążyć do domu przez zmierzchem i burzą.Dlatego przystanęli, zjedli lunch przygotowany na drogę przez matkę i wzięli się do siekier.Zaczęli odrąbywać grube pasma, łączące jeszcze drzewo z poszarpanym pniem.Żałowali, że nie mają piły, ale nie zabiera się piły na trzystumilową konną wyprawę.Zapasowe ubranie, siekiera, nóż, muszkiet do polowania, proch i ołów, kawał liny, koc, kilka rozmaitych amuletów i talizmanów dla ochrony - to wszystko.Więcej bagażu, i trzeba brać wóz albo jucznego konia.Kiedy uwolnili pień, zaprzęgli oba konie i odciągnęli go na bok.Ciężka praca, bo konie nie były przyzwyczajone chodzić w parze i płoszyły się nawzajem.Drzewo też nie chciało się toczyć i musieli odrąbywać gałęzie.Al wiedział, że mógłby wykorzystać swój talent, odmienić drewno wewnątrz pnia, żeby pękło w odpowiednich miejscach.Ale wiedział też, że nie powinien.Jaśniejącemu Człowiekowi by się to nie spodobało - to przecież dla własnej wygody, z lenistwa, nie dla czyjegoś dobra.Dlatego rąbał, ciągnął i spływał potem obok Measure'a.Zresztą nie było tak źle.To godziwa praca i zakończyli ją w niecałą godzinę.Nie zmarnowali tego czasu.Przy pracy rozmawiali trochę, naturalnie.I rozmowa zeszła na masakry Czerwonych na południu.Measure był bardzo sceptyczny.- Owszem, opowiadali o tym, ale te najbardziej krwawe historie zawsze ktoś słyszał od kogoś innego, kto słyszał jeszcze od kogoś.Ci wszyscy, co naprawdę tam mieszkali i uciekli, powtarzają, że przybył Ta-Kumsaw i porwał ich świnie i kury.Nic więcej.Nikt nie wspominał o żadnych strzałach ani o zabitych.Zastanów się, Al.To przecież bez sensu.Ta-Kumsaw chce, żeby wszyscy Biali się wynieśli, tak? Więc chce ich śmiertelnie przestraszyć, żeby zapakowali dobytek i odjechali, tak? W takim razie czy po masakrze nie zostawiłby jakiegoś świadka? Czy ktoś nie znalazłby przynajmniej paru ciał?- To skąd się biorą takie historie?- Według Armora-of-God, Harrison opowiada kłamstwa, żeby zwrócić ludzi przeciw Czerwonym.- Nie bardzo mógł nakłamać o pożarze w jego domu i w forcie.Przecież każdy widzi, czy się spaliły, czy nie.I nie mógł nakłamać o śmierci żony i syna.- Oczywiście, Al, że się spaliły.Ale może nie płonące strzały Ta-Kumsawa wywołały ten pożar.Pomyślałeś o tym?- Gubernator Harrison nie spaliłby przecież swojego własnego domu i nie wymordował własnej rodziny tylko po to, żeby ludzie byli wściekli na Czerwonych - stwierdził Al.- To głupie.I tak dyskutowali o kłopotach z Czerwonymi w południowych regionach Wobbish, ponieważ był to ostatnio główny temat rozmów.A że i tak nikt niczego nie wiedział na pewno, wszystkie domysły miały jednakową wagę.Nie więcej niż pół mili drogi dzieliło ich od dwóch znajomych farm w okolicy, którą od dziesięciu lat odwiedzali cztery czy pięć razy w roku.Nie przyszło im do głowy, że powinni tutaj uważać.Człowiek nie pilnuje się specjalnie tak blisko domu, nawet kiedy rozmawia o masakrach Czerwonych, o morderstwach i torturach.Zresztą, ostrożni czy nie, niewiele mogli zdziałać.Al zwijał liny, a Measure dopinał popręgi, kiedy nagle wokół nich stanęło z dziesięciu Czerwonych.W jednej chwili wokół były tylko świerszcze, myszy, gdzieniegdzie ptaki, a w następnej Czerwoni pomalowani jak na wojnę.A i tak dopiero po kilku sekundach zaczęli się bać
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|