Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wywołuje podrażnienie skóry.Należy używać gumowych rękawiczek.Uważać, by preparat niedostał się do oczu ani nie kapnął na skórę.Nie wdychać przezdłuższy okres.Uwaga: przewlekłe stosowanie lub przedawkowaniemoże doprowadzić do nałogu".To szaleństwo — pomyślał Joe.Ponownie przeczytał listęskładników, czując, jak wzbiera w nim gniew i frustracja.I narastające poczucie bezradności, które zakorzeniło się w nimi opanowało go bez reszty.— Jestem wykończony — myślał.—Ten preparat nie jest środkiem, który reklamował w telewizjiRunciter: to jakaś tajemnicza mikstura dawnych specyfików,maści na cerę, środków przeciwbólowych, trucizn i składnikówcałkowicie obojętnych, z dodatkiem, ni mniej, ni więcej, tylkocortisonu, którego nie znano przed drugą wojną światową.Najwyraźniej nastąpiła regresja Ubika, który opisywał Runciterw tej nagranej reklamówce telewizyjnej — w każdym zaś razieregresja dotknęła tę jego próbkę.Ironia jest tu aż nazbyt wyraźna:preparat, który stworzono po to, by odwracał proces regresywny,sam uległ temu procesowi.Mogłem być tego pewny, gdy tylkozobaczyłem te stare, czerwone, trzypensowe znaczki.Rozejrzał się po ulicy i spostrzegł zaparkowany przy krawężnikuklasyczny, muzealny samochód poruszający się na kołach.MarkiLa Salle.Czy uda mi się dojechać do Des Moines samochodem La Sallez 1939 roku? — zadał sobie pytanie.— O ile nie będzie się onstarzał, możliwe, że dotrę tam w końcu mniej więcej za tydzień.Wtedy będzie mi już wszystko jedno.Zresztą samochód niepozostanie w nie zmienionej postaci.Wszystko będzie się cofaćw czasie — może z wyjątkiem drzwi od mojego mieszkania.Podszedł jednak do auta, by przyjrzeć mu się z bliska.Może tomój wóz — pomyślał.— Może jeden z tych kluczy pasuje dostacyjki starteru? Czy nie w taki sposób funkcjonowały teporuszające się po ziemi samochody? Z drugiej strony —jak mamnim jechać? Nie umiem prowadzić starego samochodu, zwłaszczatakiego, który ma, jak się to nazywało? — ręczną zmianę biegów.Otworzył drzwi i wsunął się za kierownicę; siedział tam, skubiącbezradnie dolną wargę i usiłując przeanalizować sytuację.Może powinienem wypić łyżkę stołową balsamu na nerkii wątrobę Ubik — pomyślał ponuro.— Skoro zawiera on takieskładniki, powinien uśmiercić mnie w sposób dość dokładny.—Ale ten rodzaj śmierci nie wydawał mu się wymarzony.W sposóbbardzo powolny i meczący doprowadziłby do niej tlenek kobaltu,chyba że wcześniej dokonałaby tego digitalina.A przecież byłytam jeszcze naturalne liście oleandra.Trudno było o nichzapomnieć.Cała ta mieszanka rozłożyłaby jego kości, zamieniającje w galaretę.Cal po calu.Chwileczkę — pomyślał.— W roku 1939 istniała jużkomunikacja lotnicza.Gdyby udało mi się dotrzeć na no-wojorskie lotnisko — może tym właśnie samochodem — mógł-bym wynająć samolot specjalny.Trzysilnikową maszynę markiFord, razem z pilotem.Ona dowiozłaby mnie do Des Moines.Wypróbował kolejno różne klucze ze swego kompletu, ażw końcu natrafił na taki, który włączył stacyjkę.Starter zaczął sięobracać, potem zaskoczył silnik.Joemu spodobał się zdrowyodgłos regularnie pracującego motoru.Ta akurat forma re-gresji — podobnie jak portfel z prawdziwej wołowej skóry —wydała mu się zmianą na lepsze; współczesnym mu środkomtransportu, całkowicie bezszmerowym, brakowało tego namacal-nego, realnego akcentu, będącego przejawem mocy.Teraz sprzęgło — pomyślał.— Po lewej stronie, w głębi.—Namacał je lewą stopą.— Wcisnąć pedał sprzęgła aż do podłogi,potem wrzucić bieg za pomocą dźwigni.— Spróbował prze-prowadzić ten manewr i usłyszał okropny, hałaśliwy zgrzyt —odgłos metalu trącego o metal.Najwyraźniej nie dość mocnoprzytrzymał sprzęgło.Spróbował ponownie — i tym razem udałomu się wrzucić bieg.Samochód niepewnie ruszył z miejsca; szarpał i trząsł, aleposuwał się naprzód.Jadąc powoli, nierówno, wzdłuż ulicy,Joe poczuł wyraźny przypływ optymizmu.Spróbujmy więc terazznaleźć to cholerne lotnisko — pomyślał.— Zanim będzieza późno; zanim znajdziemy się w epoce rotacyjnego silnikatypu Gnomę, o obracających się na zewnątrz cylindrach, sma-rowanego olejem rycynowym.Miał on zasięg 50 mil i możnanim było przelatywać tuż nad płotami z szybkością 75 milna godzinę.W godzinę później dotarł do lotniska, zaparkował samochódi zaczął przyglądać się hangarom, rękawowi wskazującemukierunek i siłę wiatru oraz starym dwupłatowcom o drewnianychśmigłach.Co za widok! — pomyślał.— Karta z odległychdziejów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript