[ Pobierz całość w formacie PDF ] . Ten drugi, ten cywil, chciałem powiedzieć letnik, umawiał się z nimi na ryby wtrącił sierżant. Wypłynąć na flądrę, aż piał do tego.Już zdążyłem na boku paręsłów zamienić.A ten wiatr rzeczywiście idzie, pani dobrze zgadła, do rana się rozbuja.Jacek nie komentował pragnień turysty, mógł sobie wypłynąć nawet na rekiny, nieinteresował się także prognozą pogody.Myślał przez chwilę. To Wierzchowicki był obok pana? zwrócił się do sierżanta. Też szukał147pakunku?Sierżant spojrzał na majora, a potem kiwnął głową. Węszył tam po krzakach, ale ja widziałem, gdzie upadło.No, trochęniewyraznie. To ja zaczynam rozumieć cholernie dużo.Wierzchowicki, oczywiście.Kontrolował sprawę i musiało go niezle tknąć, jak zobaczył drugiego niedzwiedzia.Niemiał prawa o nim wiedzieć i gdyby nie ta facetka.Ma ona jakieś imię i nazwisko? Nina.Nazwiska nie pamiętam.Marzena je zna, bo mieszkają w Pelikanie.Na twarzy Jacka mignęło coś, co wskazywało, że prywatne stosunki z dziewczynąznalazły się na dobrej drodze.Zdławił uczucia osobiste. Dobra, ta Nina.Sprężyną całego interesu jest paru facetów w paru instytucjach,mają swego wykonawcę. Bertel mruknął major.Jacek spojrzał na niego, gwałtownie wyrwał z kieszeni portfel i wygrzebał kartkęGawła, tę samą, którą kopiowałam na szybie. Zaraz.Gdzie ten cholerny Bodzio?! W szpitaliku tutejszego pogotowia. Powinien być tu! To jest niemożliwa rzecz, kretyńskie utrudnienia! Przenosimygo od razu! Tu? zainteresował się major. Chciałem zauważyć, że chwilowo ja tumieszkam, a jest to pokój jednoosobowy, nawet dla miejscowych.Rzeczywiście, w pokoju majora mieścił się tapczan, jeden stół, trzy krzesła, wąskaszafa i mały regalik.Niczego więcej nie dałoby się tam upchnąć, aczkolwiek wokół stołumożna było przejść.Ludność miejscowa za jednostkę rozliczeniową uważała łóżkoi wtykała meble do spania, gdzie tylko zdołała je umieścić, u majora nie było siły.Bodziomusiałby sypiać na podłodze pod stołem, tak jak nocował rybak Niegłojda. Zaraz, ale jeśli Seweryn coś odgadł i już wiedzą o kancie, może chromoląpokój Bodzia? wskoczyłam Jackowi w pierwsze słowo. Wcale go nie będąprzeszukiwać? Już przeszukali zawiadomił mnie sierżant. Pierwsze co zrobili, zaraz powypadku. Skąd pan wie? A co pani myśli, że ja jestem dokładny imbecyl? zdenerwował się. Podtamtym domem miałem kumpla! I kto przeszukiwał? Bo przecież nie te goryle Bertela! On najlepiej wiedział, żeBodzio nie miał żadnych diamentów! Goryl Wierzchowickiego.Też się nagle zdenerwowałam.148 Co to jest, że ja ciągle czegoś nie wiem, ludzi nie znam, kto to jest ten gorylWierzchowickiego?! Który to?! Taki więcej bykowaty.Nie pokazują się razem za często.Jacek niecierpliwie bębnił palcami w rozłożoną na stole kartkę. Spokój, proszę! Ja go potrzebuję już! Kto tu mieszka obok? Widziałem drugiedrzwi! Jedna matka z dwojgiem dzieci w wieku szkolnym odparł uprzejmie major. W porządku, pokój Bodzia jest wolny.Matkę z dziećmi przenosimy do niego, a onbędzie tutaj za pół.no, za godzinę.Podniósł się gwałtownie i wyszedł.Kartkę przezornie zabrał.Popatrzyliśmy na siebiewzajemnie, po czym wyszłam również.Załatwienie sprawy podglądałam i podsłuchiwałam z ukrycia, ciekawiło mnie, jakimsposobem Jacek da sobie z tym radę.Zapukał raz i drugi, na pytanie kto tam? odparł, że sąsiad.Odwróciłam głowęi łypnęłam okiem na majora, twarz miał kamienną, a w oczach rozterkę, jakby sięzastanawiał, co robić, śmiać się czy płakać.Poprzestał na otwarciu butelki piwa.Jackowi otworzyła drzwi facetka w nocnej koszuli i szlafroku, lekko wystraszona. Niech pani wyjdzie, bo dzieci się obudzą, i niech pani się skupi powiedziałgrzecznie, ale stanowczo.Jak prawdziwa kobieta najpierw spytała, co się stało, potem okazała wahanie, potemprzyjrzała się natrętowi i zdecydowała się spełnić jego życzenie.Rodzaj urody Jacka byłpociągający i budził zaufanie.Podeszli do okna małego korytarzyka, Jacek przysiadłna parapecie, ona stała.Na jej miejscu też bym przysiadła, przysiadanie na parapecieokiennym rzadko grozi niebezpieczeństwem, o ile nie wchodzi w grę ostatnie piętrowieżowca. Jest problem powiedział Jacek. Mój przyjaciel złamał nogę i wymaga opieki,chcę go mieć tu, pod ręką, od zaraz.Proponuję, żeby zamieniła się pani z nim napokoje, on mieszka koło poczty.Rekompensata finansowa za cały kłopot i uciążliwośćwynosi sto milionów na stare pieniądze, płatna gotówką natychmiast.Zrobi mi pani tęgrzeczność?Facetka zbaraniała.Mrugała oczami i nie udzielała odpowiedzi.Jacek uśmiechnął siędo niej nieśmiało, rozjaśniając swoje nieliczne piegi i całą twarz. Rozumiem, że to istna rewolucja.Nie musi pani sama, załatwię pomoc.Panizabierze dzieci, torebkę i kosmetyki, resztę rzeczy się spakuje i przewiezie.I wniesie.Jakw przyzwoitym hotelu.Facetka odzyskała głos. Sto milionów.? Tak.Mam je przy sobie.149 Ja muszę męża. Nagle coś w niej błysnęło i zreflektowała się. Nie, żadnegomęża! Kiedy to ma być? Zaraz.Stropiła się nieco, popatrzyła na Jacka.Walkę, która znienacka wybuchła w jejwnętrzu, widziałam tak wyraznie, jakby rozgrywała się na wierzchu.Tu duża forsa, a tuwysoce atrakcyjny chłopak, nie była stara ani brzydka, żona i gospodyni domowa, którasamodzielne decyzje podejmuje w kwestii nabycia podróbek, a resztę zwala na męża,cholerne baby.Ciekawiło mnie szaleńczo, na co się teraz zdobędzie.Walkę wygrał zdrowy rozsądek. Dobrze.Mówi pan, zaraz.? To co, muszę obudzić dzieci? W ostatniej chwili.Same się obudzą przy pakowaniu.Mogą przejechać w piżamach,osobiście je przewiozę, razem z panią.Może od razu zaliczka. Nie fałszywe? spytała jeszcze nieufnie. Tu siedzi przypadkiem sierżant policji.Może być świadkiem, że dostaje to paniode mnie, transakcja jest legalna, prywatna umowa między nami. %7ładnego sierżanta nie potrzebuję odparła stanowczo, mając zapewne na myśliurząd skarbowy, po czym zaczął się ruch w interesie.Jacek miał po ojcu olbrzymie talenty organizacyjne i jakiegoś tajemniczegopomocnika, który wykazał się dużą siłą fizyczną, imponującą szybkością działaniai stuprocentową małomównością.Błyskał zębami w radosnych uśmiechach i niewypowiadał ani słowa.Wyrwani ze snu gospodarze Bodzia w pięć minut dostarczylidodatkowe łóżko turystyczne, obiecując nazajutrz kanapę w alkowie, która nie byłajeszcze wykończona, brakowało jej podłogi, a okno miała zabite deskami, ale dziecio mało się o nią nie pobiły.Obudzone bezboleśnie, chłopiec i dziewczynka w wiekudziesięciu i dwunastu lat, zachwyciły się nocną imprezą bez granic, dzieci uwielbiajątakie hopy, dodatkowo zaś podbudował je widok matki, rozkwitłej rumieńcamii rzucającej jakieś upojne obietnice
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|