[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Właściwie to można udzielić mu i rabatu.Reszty zakupów można dokonać w supermarkecie budowlanym.Laszlo wszedł do świątyni handlu.Obojętnie minął promocyjne zestawy wierteł na każdą okazję.To narzędzia jednorazowego użytku, totalny szmelc.Tymczasem on potrzebuje sprzętu wysokiej jakości, gdyż metal, który będzie obrabiał, nie na darmo posiada wszystkie międzynarodowe certyfikaty.W głębi między półkami znajduje wreszcie to, czego szukał – solidne wiertła do stali, produkcji niemieckiej firmy Krupp.Używał ich już kiedyś.Są upiornie drogie, ale na jakości nie należy oszczędzać.Zwłaszcza, gdy gra toczy się o tak wysoką stawkę.W koszyku szybko zaczęło przybywać zakupów.Wiertarka z promocji nikomu nieznanej firmy za niecałe sto złotych.Kilka drobniejszych narzędzi.Długo przeglądał pojemniki z farbami, zanim znalazł to, czego szukał.Mała puszeczka kleju kauczukowego różni się od innych.Po pierwsze, wykonano ją nie z aluminium, ale z żelaza, po drugie, jest wytłoczona z jednego kawałka blachy – nie ma żadnych lutowań, poza, oczywiście, kołnierzem.Po wyrzuceniu kleju i usunięciu niepotrzebnych elementów w sam raz nada się na tygielek.Wypatrzył tubę silikonu do uszczelniania przewodów kominowych.Ten materiał wytrzymuje temperaturę do 1500 stopni Celsjusza.Idealnie nadaje się na wymodelowanie formy, tylko ta cena.Machnął ręką.Ze sprzedaży złotego breloczka do kluczy, zdobytego wraz z samochodem, dostał niezłą sumkę, ale nie należy szaleć.Co jeszcze jest potrzebne do szczęścia zabójcy wampirów? Są rzeczy, których nie kupi się w supermarkecie.Na przykład wióry magnezu.Odwiedził sklep z artykułami chemicznymi.Przy okazji zaopatrzył się też w dziesięć arkuszy znakomitego papieru ściernego o granulacji 1000.No i jeszcze jeden składnik.Powędrował na dworzec kolejowy, a ściślej rzecz biorąc, nie dochodząc do dworca, dał nura przez dziurę w płocie.Na powierzchni kilku hektarów ciągną się wertepy, rowy, wądoły.Od szeregu lat trwa tu budowa Nowego Miasta – kompleksu usługowo-rozrywkowego, który ma otoczyć stację.Po prawdzie, od bardzo dawna nic się tu nie zmieniło, ale plany nakreślono z ogromnym rozmachem.Węgier minął obojętnie stosy wszelakiego szmelcu i dotarł do torów kolejowych.Niebawem znalazł lekki łuk.W tym miejscu codziennie od wielu lat pociągi hamują, wchodząc w zakręt.Szyny są wyślizgane i lśnią jak srebro, ale w rowkach i naokoło zalega gruba warstwa rdzawego pyłu – niemal czysty tlenek żelaza, w dodatku w postaci gotowej do natychmiastowego użycia.Pół kilograma wystarczy aż nadto.Fajerki walały się po pomieszczeniu, ale gdy je pozbierał, okazało się, że żadnej nie brakuje.Kafle, białe, gliniane, z lat międzywojennych, nie zainteresowały szabrowników.W palenisku umieścił cztery kawałki cegły.Pomiędzy nie nasypał garść termitu.Oczywiście podpalenie go zapałką nie wchodziło w grę.Temperatura zapłonu tego środka wynosi około tysiąca stopni.A zatem.Obsypał termit warstwą wiórów magnezu, a na wierzchu umieścił kilkanaście polan.I podłożył ogień.Po kilku minutach przez drzwiczki błysnęło jaskrawym blaskiem jak od spawarki, a przez szpary buchnął biały dym, wypełniając całe pomieszczenie.A zatem magnez się zapalił.Laszlo uśmiechnął się od nosem.Jak do tej pory, wszystko szło idealnie zgodnie z planem.Podniósł fajerkę pogrzebaczem.Powietrze nad płytą zadrgało.Posługując się długimi szczypcami, opuścił do środka puszkę po kleju z monetą w środku.A potem zadowolony usiadł na zydelku.Nie wiedział, ile czasu potrwa, zanim srebro przybierze postać płynną, ale przypuszczał, że ma przed sobą jakieś pół godziny.Okazało się jednak, że już po pięciu minutach żeliwna płyta pieca przybrała barwę najpierw brązową, potem ciemnowiśniową.Dobra nasza, pomyślał.Teraz na pewno się stopi.Po dalszych pięciu minutach rozżarzone do czerwoności fajerki zaczęły się lekko odkształcać.W kuchni zrobiło się potwornie gorąco.Łowca ujął w dłoń pogrzebacz i ostrożnie spróbował otworzyć drzwiczki pieca.Niestety, rozżarzony do białości skobel zmiękł i nie dawało się go podnieść.Węgier zrozumiał, że poważnie przesadził z temperaturą.Upał panujący w pomieszczeniu wskazywał na to, że jeszcze kilka minut i cały dom zapłonie jak pochodnia.– Trzeba natychmiast gasić – szepnął, rozglądając się w panice dookoła.Ba, tylko czym? Wiadrem wody? Napełnił pospiesznie stary, blaszany kubeł i chlusnął.Był to zdecydowanie głupi pomysł.W ostatniej chwili zasłonił oczy.Kafle zaczęły pękać z hukiem, a rozżarzone kawałki gwizdały wokoło jak pociski.Na szczęście ani jedna kropla cieczy nie dostała się do wnętrza pieca.W tej temperaturze woda rozkłada się na tlen i wodór.Zaś mieszanina tych dwu gazów.Resztki pary wodnej rozwiały się.Żeliwna płyta pieca gięła się jak ciasto, zapadając do środka.Ujął pogrzebacz w dłoń i walcząc z potwornym żarem, zatrzasnął drzwiczki dymnika, a potem jeszcze szyber.Odskoczył, w obawie, że zaraz zapali się na nim ubranie.Brak tlenu powinien przyhamować proces spalania.Z wiadrem w dłoni pobiegł przed dom i szybko nagarnął do środka kilka szufelek piachu.Wrócił biegiem po schodach i osłaniając się przed morderczą temperaturą, sypnął z kubła na piec.Metoda, którą zastosował, była przetestowana w 1986 roku do gaszenia płonącego reaktora elektrowni w Czarnobylu i, podobnie jak w tamtym przypadku, efekty były w zasadzie pozytywne.Czwarte wiadro praktycznie rozwiązało problem.Laszlo stał przy otwartym oknie, ciężko dysząc.Patrzył na swoje dzieło.Kopiec piachu przykrywał płytę.Zapadał się pomalutku, w miarę jak jego dolne warstwy ulegały stopieniu, ale proces ten przebiegał coraz wolniej i wolniej.Jęzory stopionego na szkło piachu wypłynęły przez uszkodzone drzwiczki i kilka szerokich szpar, po czym zastygły na podłodze.„Wulkan” stygł powoli, co jakiś czas wydając niepokojące trzaski.To pękały cegły szamotowe i nieliczne ocalałe kafle.Z brzękiem rozprysła się jedna z szyb w oknie.Na parapecie wylądował ciekawski krakowski gołąb.Zajrzał do wnętrza, przekrzywiając zabawnie łepek, a potem zagruchał jakby z uznaniem.* * *Pociąg rytmicznie stukał po szynach.Stanisława wyjęła z koszyka ciasto, dwie butelki kwasu chlebowego własnej roboty oraz kubki.Poczęstowała kuzynkę i podopieczne.– Hmmm.– Iza posmakowała nieznanego napoju.– Nie upijemy się?– Kwas chlebowy jest produktem fermentacji masłowej – wyjaśniła Katarzyna – więc nie zawiera alkoholu.Jeśli jednak wypijecie za dużo, jutro będziecie miały kaca.Uczennica wytrzeszczyła oczy.– To niesprawiedliwe!Alchemiczka niebawem zapadła w drzemkę.Podróż jakoś ją rozleniwiła.Zresztą, co to za podróż? Dwie i pół godziny po szynach.Pamięta, jak z Warszawy do Krakowa tłukła się osiem dni na końskim grzbiecie.A dziś? Dziś można tam i z powrotem obrócić w pięć godzin.* * *Muzeum Narodowe w Warszawie jest przyjemnie rozległe.Zbiory należą do najbogatszych w Polsce.Na parterze po lewej, w rozległej galerii, obejrzeć można unikalne freski z katedry w Faras
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|