[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Jutro, za rok, dwa, janie wiem, choćby się i królem ogłosił, nie minie go to.Gdy go ukoronują, czego mu się chce,tym ci prędzej padnie.Ziemianie wiedzą, co król znaczy.Teraz nimi pomiata, książęciembędąc, potem na karki wsiędzie.Mówiąc to Zaręba ciągle na Sędziwoja spoglądał, badając skutku swej mowy.Kasztelannie pokazywał po sobie nic oprócz niepokoju i zniecierpliwienia.Michno zmienił nieco mowę. Za długoletnie służby wasze nie możecie się wielkimi łaskami Przemysława pochwalić rzekł. Bolesław Pobożny was za życia uczynił ochmistrzem swego dworu, należało się wamjuż coś więcej niż kasztelania kaliska. Należało mi województwo wyrwało się Sędziwojowi nie komu, ino mnie.Stała misię niesprawiedliwość! Przemysław wam nie sprzyja dodał Zaręba. Służba wasza idzie marnie.Wtem przerwano im rozmowę.Zaręba zabiegliwy a nieustraszony, choć się zbliżała chwilaprzyjazdu księcia, wieczorem znowu powrócił do Sędziwoja. Cóż? Wy tu jeszcze? zapytał go kasztelan. Toć to szaleństwo! Gdyby kto ze dworuksięcia nadjechał, a zobaczył was. Tego mi właśnie potrzeba rzekł Zaręba obojętnie. Mam tam dużo przyjaciół, którychbym rad widział.Sędziwój był nastraszony tym zuchwalstwem. Natkniesz się na kogo, co cię może wydać i kazać ująć! zawołał. Idz stąd na skręce-nie karku, ja cię tu widzieć nie chcę: Idz! Bądzcie o siebie spokojni odezwał się Zaręba. Nie możecie przecież przy takim zjez-dzie wiedzieć o każdym, co się tu pląta.Ja się nie boję i zostanę.Nie taję się z tym, że będęprzeciwko księciu podburzał, ale to moja sprawa, wy za to nie odpowiadacie.Zmiało mu popatrzał w oczy. Prędzej, pózniej i wy się do nas przyłączycie dokończył. Krzywdy wyrządzonej za-pomnieć trudno, a ja wam ręczę, że książę Henryk ją wynagrodzi.Jak się stało, że Zaręba w izdebce ciasnej na zmaku pozostał na noc i w czasie zjazduprzebywał w Kaliszu, o czym kasztelan wiedział, wytłumaczyć trudno.Gdy wieczorem pouroczystości wyprawiono ucztę na zamku, a na ludzi mniej zwracano uwagi, bo wielu niezna-nych z biskupami napłynęło, Zaręba w ciemnych przejściach czatował na podpitych dworzanPrzemysława, między którymi miał przyjaznych wielu.Do ich liczby należał młody Ząb, synłowczego gnieznieńskiego, dawny druh Nałęcza i Michny, który zobaczywszy tu Zarębę,przeląkł się wielce. Jakżeś ty się tu śmiał wcisnąć?! zawołał. Pozna cię kto i wskaże, to zginiesz. Nie boję się rzekł Michno, odwodząc go na stronę. Widzisz, że śmiało chodzę, niechcię to nauczy, że ja tu swoich mieć muszę i siebie jestem pewny.Wasz książę otoczony jesttakimi jak ja, co mu życzą właśnie jako ja i Nałęcz.Ząb, nie dając się uspokoić, drżał i wyrywał się, a Zaręba śmiał się. Tchórz jesteś mówił połowa ludzi teraz napitych, druga zajęta tym, żeby się upiła,nikt na mnie zważać nie ma czasu.Ja ciebie nawracać nie myślę, ale chciałbym się czegośdowiedzieć.I trzymając Zęba za pas badał go nieustraszony Michno. Mów mi, co Przemko robił po śmierci księżnej, gdy rozkaz jego spełniono? Patrzaliścienań? Rozkazu nie dawał odparł Ząb. Nieprawda! Rozpaczał, gdy się to stało.Mina przedpomstą jego natychmiast uchodzić musiała, o mało ją nie zabił.Zaręba śmiał się szydersko.98 A! Tak, tak! dodał. Powiesz mi, że i pogrzeb kazał sprawić okazały i sam na nim był!To ja wiem przecie, bo choć wy mnie nie widzieliście, patrzałem sam na to.Krok w krok zanim chodzę. Aż póki ułapiwszy cię, stracić nie dadzą dokończył Ząb. Kto kogo da stracić, to jeszcze nie wiadomo odezwał się Michno obojętnie. Ja ciępytam o co innego.Jak do zabójstwa przyszło? Kto mu radził? Kto pomagał? Nie wiem nic! Tchórz jesteś albo zły człek począł gwałtownie Zaręba, nie puszczając go, choć się wy-rywał. Po zabójstwie kto przy nim był? Widziałem tylko księdza Teodoryka. Wiernego służkę i pochlebcę dorzucił Zaręba. Ten też pewnie zawczasu wiedział owszystkim!Ząb, na którego mimo zimna poty biły ze strachu, wyrwał się wreszcie z rąk przyjaciela.Drudzy też, których po kątach łapał, nie mieli wielkiej ochoty z nim rozmawiać.Błądził takprzez wieczór cały, a w ostatku, kilku podpitych ściągnąwszy, wyszedł z nimi do miasta.Ztymi starał się bliższe zawiązać stosunki, co mu się w części udało, ale nazajutrz z ust do ustchodziła po cichu wieść o zuchwałym chłopie, którego kilku widziało.Z rana ksiądz Teodoryk wszedł do księcia dając mu znak, że chce z nim mówić na osobno-ści.Od śmierci żony książę obawiał się o siebie i miał na ostrożności.Lektor też lękał sięzemsty, o której głuche chodziły wieści, że ją gotowali jacyś Lukierdy powinowaci czy przy-jaciele.Z pewnymi zastrzeżeniami ksiądz Teodoryk uwiadomił Przemysława, iż wypadkiemwpadł na poszlak o przechowywaniu się Zaręby na zamku i o porozumieniu jego z kasztela-nem Sędziwojem.Przemysław zrazu zaprzeczał temu, wierzyć nie chciał, potem namyśliwszy się, dowódcystraży, którą z sobą przywiódł z Poznania, kazał strzec wrót i nie oddalać się od zamku.Sę-dziwój, którego to uderzyło, bo stało się nagle i z wyłączeniem załogi, pobiegł niespokojnydo księcia, którego znalazł nachmurzonym i gniewnym.Zwrócił się do kasztelana żywoPrzemysław, zaledwie zobaczywszy go u progu. Wiem o tym rzekł do niego że ten niepoczciwiec, który dawno na śmierć zasłużył,Michno Zaręba był wczoraj na zamku.Okazywał się jawnie, urągając mojemu gniewowi, awy nie wiedzieliścież o tym? Nie wiem odparł kasztelan bledniejąc. Na zamku wczoraj były tłumy, nie mogłemwidzieć wszystkich.Wcisnął się może zuchwalec. Szukać go każcie, chwytać dodał książę
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|