Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystko totrwałe było, mocne, a jak on nie bijące w oczy.Przemysław ze swym wzrostem, postawąksiążęcą, suknią oszywaną, pasem złoconym, zbroją rysowaną i szmelcowaną gasił go pozor-nie; Aoktek, mały, niepoczesny, miał życia więcej.W czasie rozmowy Gozdawa i inni ziemianie za namiot się wysunęli, zostawując ich sa-mych.Aoktek, wprędce głód zaspokoiwszy i pragnienie, usta otarł, przeżegnał się i zwrócił kuPrzemysławowi.Błysnęły mu oczy dziwnie. Co prawią ludzie  rzekł  prawda-li to, że wam Zwinka chce koronę dać?Trochę ironii było w głosie jego.Przemysław odprostował się dumnie. Czemuż by nie?  odparł powoli. Część wielką dawnego państwa Chrobrego mam podsobą.a resztę. Cóż my naówczas poczniemy?  rzekł mały książę.Zamienili spojrzenie. Włożyć koronę  dodał  nie tak ci to trudno  zamruczał  ale nosić!Przemysław czoło uniósł ku górze, nie chciał odpowiadać już. Postarajcie się o następcę  dodał mały  a jakby go nie stało wam, przekażcie mnie.Rozśmiał się.Przemysław się coraz więcej chmurzył. Tak  rzekł. Syna dotąd nie dał mi Bóg! Córka jedna.Od lat siedmiu nie mam potom-stwa.Na tym przerwała się rozmowa, oczyma się tylko mierzyli; sparty na ręku Aoktek dumał.107Pańskiego księcia  chodzi prawdopodobnie o ksiąstewko znajdujące się na zachód od Szczecina, któregogłównym miastem była Retra.128  Próżnom więc za wami gonił  rzekł jakby do siebie. Wiem już, że ludzi mi nie dacie.Pójdę ich zbierać po jednemu.Ciężkie to życie, alem ja, jak wy, do pieszczonego nie nawykł,spoczynku nie lubię, znoszę, jak prosty chłop, głód, chłód, trud, wszystko, byle na swym po-stawić.Mnie gdyby z miękkim łożem, w kobiercami wysłanej komnacie, choćby z najpięk-niejszą dziewką zamknięto na dłużej jak na dobę, przez dach bym się wydarł, tak by mi próż-nica prędko zmierzła!I śmiał się swawolnie. Nie pogardzam ja, jak ty, dziewczyną hożą, choćby jak Mszczujowa, z klasztoru wziętą,a na długo przy kądzieli nawet i podwice gnuśnieć bym nie mógł.Ruszać się bo muszę!Na wspomnienie to swawolne Przemysław się namarszczył.Od śmierci Lukierdy, od mał-żeństwa z Ryksą, na żadną niewiastę spojrzeć się nie ważył.Rozmowa o tym przykrą mu by-ła.Rozwiązły podówczas Aoktek chmurę tę na twarzy księcia zrozumiał i zamilkł. Tyś się widzę  dorzucił poczekawszy  cnotliwym bardzo stał i Pudyka chcesz naśla-dować  czemu nie? I ja bym takim rad być, ale poczekawszy.Rozśmiał się znowu, z ławy zeskoczył, chodzić począł jakby wcale jazda go nie utrudziła.Po namiocie się kręcił coraz coś chwytając i przypatrując się wytwornej broni i zbroi.Noc nadeszła, musieli oba pod jednym ją przebyć namiotem.Aoktek oznajmił, że dla ludzii koni noc musi dać na spoczynek, ale do dnia nazad ruszy, aby nowe robić zaciągi, gdy munikt w pomoc przyjść nie chce.Z wesołą myślą i daleko swobodniejszy od Przemysława, któ-ry ani pobitym był, ani mu kraju Tatarowie nie pustoszyli, legł Aoktek spać, opończą się owi-nąwszy i nakazując zbudz ć się o brzasku.Przemysław też ze dniem wyruszyć miał w dalszą drogę.Gdy się z rana obudzi towarzyszaswojego nie znalazł w namiocie, ślad tylko, kędy spoczywał.Opowiadano, że o świcie spaćjuż nie mogąc, czekać nie chcąc, wymknął się do swoich i puścił ku lasom.%7łegnany przez ziemian okrzykami, książę ze słońcem dopiero ruszył ku Gnieznu.Podróżtę jednak rozmaite przeszkody, jakby umyślnie, opózniały.Towarzyszący mu wojewoda po-znański, który panu o tym nic nie mówiąc zasadzki się obawiał, gdy dnia tego las zwanyCzarnym, gęsty a niebezpieczny do przebycia, przejeżdżać mieli, przodem wysłał ludzi, abydrogę opatrzyli.Zbytnia ta ostrożność, z której się śmielsi naśmiewali, okazała się jednakpotrzebną.Wysłani przodem powrócili z wiadomością, iż u brodu i trzęsawic w lesie zaczajoną byłakupa zbrojna.O ile poznać mogli, zdawała się złożoną z brandeburskich Sasów, Zarębów iNałęczów w znacznej liczbie przy nich będących.Zatrzymano się radząc, co czynić.Sił tej zasadzki w gęstym lesie obliczyć nie było możnaale hełmów i kopij sterczało dosyć w zaroślach.Chciał Przemysław iść, uderzyć na nich alboz boku ich zająć, lecz trzęsawisko i moczary nie dopuszczały przystępu.W lesie, gdzie idrzewa mogły być poobalane, i zasieki przygotowane, rozpoczynać walkę ściśniętym, niezdało się bezpieczna.Wojewoda radził zasadzkę obejść dłuższą drogą, a pózniej, jeśliby nieuszła, osaczyć ją z większą siłą.Przemysław chciał przebojem iść, wstydząc się tej ucieczki, nie bardzo nawet wierzył wdoniesienie.Rycerstwo skłoniło go, że poszedł za radą wojewody.Po długich targach ruszo-no, dobrze w lewo kołując i nakładając drogi, brzegiem jezior i piaskami.Przemysław w tensposób zamiast o pół dniu, zaledwie na noc mógł stanąć w Gnieznie, gdzie nań niespokojnieoczekiwano.Zwinka wyszedł naprzeciw niego do przedsieni, stała Ryksa z córeczką, którą umyślnie doojca wyprowadziła.Była to jedynaczka tym samym losu trafem, który matce jej dał rysyzmarłej Lukierdy, jeszcze większe do męczennicy mająca podobieństwo, jej nawet naturętrwożliwą, milczącą i smutną.Z twarzą, którą starał się uczynić wesołą, arcybiskup o zasadzce już uwiadomiony, wpro-wadził do komnat księcia.Nie mówił on sam nic o niej, gdyż w drodze rozmyślając, przy-129 szedł do przekonania, iż u stracha wielkie oczy i dwór jego więcej widział, niż było.Kupkajakaś zbłąkanych włóczęgów mogła być za nieprzyjaciół wzięta.Okazało się jednak, iż byłoinaczej.Wojewoda, zabrawszy ludzi, nocą pobiegł na to miejsce, w którym widziano zasadz-kę.Znienacka napadnięci Brandeburczycy, posądzając Zarębów o zdradę, poszli zaraz w roz-sypkę.Wojewodzie, który się głównie na Zarębów i Nałęczów kusił, udało się ich dwu pochwycići tych, na koniach twarzami do ogonów poprzywiązywanych, wieczorem przywieziono doGniezna.Krótkim sądem, pochwyconych na gorącym uczynku zdrady i posiłkowania nie-przyjacielowi, Przemysław ściąć kazał.Zaledwie się to stało, gdy reszta Zarębów i Nałęczów,która przy boku pana była jeszcze, ci właśnie, co na popasie w Woli wierność poprzysięgali,następnej nocy zeszła precz, tak że z tego rodu nikt nie pozostał.Powstało stąd zamieszaniechwilowe i niepokój między ludzmi, lecz wojewoda powagą swą go przytłumił.Arcybiskup iksiążę cieszyli się owszem, że podejrzanych się pozbyto.Zwinka tymczasem ziemian okolicznych zwoławszy, starszyznę z Kalisza i Poznania, du-chowieństwo, na którego czele stanął, do stanowczego zniewolił kroku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript