Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.straciłem zdolności.Eh! dajcie mi święty spokój zrydzami.Jestem taki zły!.Machnął ręką, potem obie włożył do kieszeni i poszedł w las ze spuszczoną głową mrucząc po drodze.- Miły towarzysz! - odezwała się z uśmiechem panna Izabela do Wokulskiego.- Już będzie z nim tak dokońca wakacyj.Byłam pewna, że zepsuje mu się humor, jak tylko Starski wspomniał o balonach."Błogosławione te balony! - pomyślał Wokulski.- Taki współzawodnik przy pannie Izabeli nie jestniebezpieczny." I w tej chwili uczuł, że kocha Ochockiego.- Jestem pewny - rzekł do panny Izabeli - że kuzyn pani zrobi wielki wynalazek.Kto wie, czy nie staniesię on epoką w dziejach ludzkości.- dodał myśląc o projektach Geista.- Tak pan sądzi? - odpowiedziała dosyć obojętnie panna Izabela.- Może być.Tymczasem kuzynek jestchwilami impertynent, z czym mu niekiedy bywa do twarzy, ale chwilami jest nudny, co nie przystoinawet wynalazcom.Kiedy na niego patrzę, przychodzi mi na myśl historyjka o Newtonie.Był topodobno bardzo wielki człowiek, czy tak, panie?.Ale i cóż, kiedy jednego dnia siedząc przy jakiejśpanience wziął ją za rękę i.czy pan uwierzy?.zaczął czyścić swoją fajkę jej małym palcem!.No,jeżeli do tego prowadzi geniusz, dziękuję za genialnego męża!.Przejdzmy się trochę po lesie, dobrze,panie?Każdy wyraz panny Izabeli padał Wokulskiemu na serce jak kropla słodyczy."Więc ona lubi Ochockiego (bo któż by go nie lubił?), ale za niego nie wyjdzie!."Szli wąską drogą, która stanowiła granicę dwu lasów: na prawo rosły dęby i buki, na lewo sosny.Między sosnami od czasu do czasu błysnął czerwony stanik pani Wąsowskiej albo biała okrywka pannyEweliny.W jednym miejscu rozwidlała się droga i Wokulski chciał skręcić, ale panna Izabela zatrzymałago.- Nie, nie - rzekła - tam nie idzmy, bo stracimy z oczu całe towarzystwo, a dla mnie las tylko wtedy jestpiękny, kiedy w nim widzę ludzi.W tej chwili na przykład rozumiem go.Niech no panspojrzy.prawda, jak ta część jest podobna do ogromnego kościoła?.Te szeregi sosen to kolumny,tam boczna nawa, a tu wielki ołtarz.Widzi pan, widzi pan.Teraz między konarami pokazało sięsłońce jak w gotyckim oknie.Co za nadzwyczajna rozmaitość widoków! Tu ma pan buduar damski, ate niskie krzaczki to taburety.Nie brak nawet lustra, które zostało po onegdajszym deszczu.A toulica, prawda?.Trochę krzywa, ale ulica.A tam znowu rynek czy plac.Czy pan widzi towszystko?.- Widzę, o ile mi pani pokazuje - odpowiedział Wokulski z uśmiechem.- Trzeba jednak mieć bardzopoetycką fantazję, ażeby spostrzec te podobieństwa.- Doprawdy?.A ja zawsze myślałam, że jestem uosobioną prozą.- Może być, że jeszcze nie miała pani sposobności odkryć wszystkich swoich zalet - odparł Wokulski, niekontent, że zbliża się do nich panna Felicja.- Jak to, nie zbieracie państwo rydzów? - dziwiła się panna Felicja.- Cudowne rydze; jest ich takiemnóstwo, że nam nie wystarczy koszyków i będziemy chyba musiały sypać je do bryczki.Dać ci, Belu,koszyk?.- Dziękuję ci!- A panu?.- Nie wiem, czy potrafiłbym odróżnić rydza od muchomora odpowiedział Wokulski.- Zlicznie! - zawołała panna Fela.- Nie spodziewałam się od pana takiej odpowiedzi.Powiem to babci ipoproszę, ażeby żadnemu z panów nie pozwoliła jeść rydzów, a przynajmniej nie te, które ja zbieram.Kiwnęła głową i odeszła.- Obraził pan Felcię - rzekła panna Izabela.- To nie godzi się.ona jest panu tak życzliwa.- Panna Felicja ma przyjemność w zbieraniu rydzów, ja wolę słuchać wykładu pani o lesie.- Bardzo mi to pochlebia - odpowiedziała, lekko rumieniąc się, panna Izabela - ale jestem pewna, żeprędko znudzi pana mój wykład.Bo dla mnie nie zawsze las jest piękny, czasem bywa okropny.Gdybym tu była sama, z pewnością nie widziałabym ulic, kościołów i buduarów.Kiedy jestem sama, lasmnie przeraża.Przestaje być dekoracją, a zaczyna być czymś, czego nie rozumiem i czego się boję.Głosy ptaków są jakieś dzikie, czasem podobne do nagłego krzyku boleści, a czasem do śmiechu zemnie, że weszłam między potwory.Wtedy każde drzewo wydaje mi się istotą żywą, która chce mnieowinąć gałęzmi i udusić; każde ziele w zdradziecki sposób oplątuje mi nogi, ażeby mnie już stąd niewypuścić.A wszystkiemu temu winien kuzynek Ochocki, który tłomaczył mi, że natura nie jeststworzona dla człowieka.: Według jego teorii wszystko żyje i wszystko żyje dla siebie.- Ma rację - szepnął Wokulski.- Jak to, więc i pan w to wierzy? Więc według pana ten las nie jest przeznaczony na pożytek ludziom,ale ma jakieś swoje własne interesa, nie gorsze od naszych.- Widziałem ogromne lasy, w których człowiek ukazywał się raz na kilka lat, a jednak rosły bujniejaniżeli nasze.- Ach, niech pan tak nie mówi!.To jest poniżanie wartości ludzkiej, nawet niezgodne z Pismemświętym.Bóg oddał przecie ludziom ziemię na mieszkanie, a rośliny i zwierzęta na pożytek.- Krótko mówiąc, według pani natura powinna służyć ludziom, a ludzie klasom uprzywilejowanym iutytułowanym?.Nie, pani [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript