[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Odziedziczyłem to wszystko po poprzedniejadministracji.Biedny Braczko! Skąd mógł wiedzieć, że za kilka lat zapłaci wolnością za bałaganw Nikopolu? A skoro już o tym mowa, skąd ja miałem wiedzieć, że pewnego dnia obejmęgłówną rolę w kierowaniu tym metalurgicznym gigantem ? W błogiej nieświadomości naszegoprzeznaczenia przechadzaliśmy się wśród niewiarygodnego chaosu.Komisja rozmawiała z inżynierami, brygadzistami i poszczególnymi robotnikami.Stałosię dla nas jasne, że praca postępuje zrywami, że trwoni się wysiłek i pieniądze.Powody takiegostanu rzeczy, jak mi się zdawało, dzieliły się na dwie grupy.Pierwszą były ingerencje z zewnątrz.Przedsięwzięcie, chociaż ogromne, wpisywało sięw ogólny plan, tak wielki, że prawie niemożliwy do ogarnięcia ludzkim umysłem.Drobnazmiana w planie centralnym, nawet uzasadniona, często oznaczała zamęt w odległychsegmentach.Urzędnicy, nadzorujący całość z daleka, nie zawsze potrafili przewidziećwstrząsające skutki swoich zarządzeń dla tego czy innego przedsięwzięcia.Miejscowi urzędnicymogli tylko słuchać i liczyć na cud.Ingerencje miały też charakter policyjny, z ciągłymiaresztowaniami, przesłuchaniami i grozbami, które tworzyły atmosferę strachu i niepewności.Drugą grupę przyczyn można podsumować jako lekceważenie czynnika ludzkiegow procesie produkcyjnym.Chociaż dziesiątki milionów rubli wyrzucano beztroskona nieużywane maszyny i porzucone budowy, płace kształtowały się na żałośnie niskimpoziomie, biorąc pod uwagę ówczesną siłę nabywczą rubla.Domy robotnicze istniały tylkona papierze, a robotnicy z krwi i kości tłoczyli się w pospiesznie skleconych drewnianychbarakach, z przeciekającymi dachami, wilgotnymi ścianami i podłogami, bez choćby najbardziejprymitywnych urządzeń sanitarnych.Liczył się wynik, przy całkowitej pogardzie dla ludzi,którzy wykonywali pracę.Drugiego wieczoru w Nikopolu postanowiłem odwiedzić baraki wraz z kierownikiembudowy, miejscowym sekretarzem partii i pracownikiem administracji.Brnąc w błocie po kostki,dotarliśmy do rzędu posępnych zabudowań.Chociaż w budynkach biurowych był prąd, niedoprowadzono go do kwater robotniczych.Lampy naftowe i knoty zanurzone w spodkachz oliwą rzucały pogrzebowe półświatło na ponurą scenerię.Jeden z baraków wydawał się z zewnątrz niemal zupełnie ciemny.Zapukałem i drzwiotworzył starszy brodaty mężczyzna. Dobry wieczór, towarzyszu, możemy wejść? Kim jesteście? Ja jestem sekretarzem partii, a to wskazał na mnie komisja z centrali. Zwietnie! powiedział robotnik z nieskrywaną ironią. Witajcie w naszym pałacu,towarzysze! Co wolicie, szczury czy pluskwy? Nie zwracajcie uwagi na smród.Barak był prawie ciemny.Na kilku pryczach młodsi mężczyzni czytali w świetle kopciuchów.Inni grali w karty na górnej pryczy.Większość spośród pięćdziesięciu czysześćdziesięciu ludzi zignorowała nas.Inni stłoczyli się dookoła, żeby się poskarżyć i dać upustzłości.Szczur umknął spod naszych stóp. Nazywacie to łóżkiem? powiedział jeden z robotników. A to poduszką? To sąbrudne szmaty! Jak często zmieniają pościel? spytałem. Raz w miesiącu, jak dobrze pójdzie, albo co dwa miesiące, co trzy miesiące, nigdy. Ani chwili wytchnienia od robactwa i szczurów zawołał inny. Chodzcie, coś wampokażę.Podniósł jeden koniec żelaznej pryczy i uderzył nią kilka razy o podłogę.Pluskwy,poruszone w swoich gniazdach, zaroiły się czarną plamą.Mimo woli cofnąłem sięz obrzydzeniem. Dlaczego nie miałoby być robactwa? wtrącił się kolejny robotnik. Pracujemyna zmiany.Jedna zmiana wychodzi, a druga wchodzi, kiedy łóżka są jeszcze ciepłe.A podłóg niemyje się częściej niż raz w miesiącu.To nie jest życie, to męka.Kiedy pada, mamy tu arkęNoego, a kiedy jest zimno, biegun północny. Dlaczego siedzicie cicho? Dlaczego się nie skarżycie? spytałem. Skarżyć się! parsknął. Dużo nam z tego przyjdzie.Przychodzi komisja, taka jakwasza, i więcej o niej nie słyszymy.Chcemy pracować, rozumiemy, że to ważne.Ale niejesteśmy z kamienia.Poza tym w innym baraku ludzie postanowili coś zrobić w sprawie tychstrasznych warunków.Postanowili nie iść do pracy, dopóki coś się nie zmieni.No cóż,powinniście wiedzieć, co się stało. Co się stało?Zapadło ogólne milczenie. Nie bójcie się, powiedzcie mi.Jestem z Dniepropietrowska i naprawdę nie wiem. No, prowodyrów wezwano wyrwał się jeden. Wezwano dokąd? Nie do cerkwi i nie do piwiarni, możecie być pewni do GPU, oczywiście.I już niewrócili. Może potrzebowali wakacji na Syberii wtrącił brodaty robotnik z gorzkim śmiechem.Opowiedziałem o wszystkim swoim kolegom z komisji.Oni też oglądali domyi ukończone budynki fabryczne.%7ładen z nas nie miał do zakomunikowania niczegooptymistycznego.Przewracałem się na łóżku przez całą noc.Brud, cierpienie i rozgoryczenierobotników przytłaczały mnie.Apatia tych, którzy byli zbyt zmęczeni i zbyt zobojętniali, żebysię skarżyć, przygnębiały mnie jeszcze bardziej niż ironia i gniew ludzi, którzy z namirozmawiali.A epizod z prowodyrami, których wezwano , czynił cały obraz jeszcze bardziejponurym, bardziej beznadziejnym.Następnego dnia w Komitecie Miejskim partii zwołano zebranie odpowiedzialnychkierowników zakładów w Nikopolu.Nie szczędziłem słów, żeby opisać to, co widziałem.Dyrektor Braczko oświadczył, że jeśli w ciągu pięciu dni w barakach nie zapanuje porządek,administracja fabryki będzie się musiała tłumaczyć przed najwyższą instancją.TowarzyszCypljakow oznajmił, że komisja nie wraca do Dniepropietrowska.Pozostanie tutaj, żeby jeszczeraz sprawdzić wszystko po pięciu dniach.To były niesamowite dni.Setki ludzi szorowały, myły i naprawiały.Dzięki telefonomdo Charkowa, a w jednym przypadku nawet do Moskwy, przyszły skrzynie z nową pościeląi poduszkami.Do baraków przeciągnięto przewody elektryczne.Ci sami urzędnicy, którzywcześniej pozwalali, aby koszmar narastał, teraz wydawali się chętni do pomocy, a nawetzadowoleni z poprawy warunków. To nie jest tak, że zgadzamy się na zło powiedział mi jeden z nich ale nie mamymożliwości, żeby mu zaradzić.Aatwiej jest pozostawiać rzeczy samym sobie niż działać.Nikt niechce brać na siebie odpowiedzialności.Wezcie to sprzątanie jest możliwe tylko dlatego, że wyreprezentujecie Komitet Obwodowy.W budżecie nie ma pieniędzy na pranie pościelii podstawowe naprawy, a kto się odważy majstrować przy budżecie? To błędne koło.Wieczorem przed naszym wyjazdem jadłem kolację z jednym z głównych inżynierów.Był starszym człowiekiem, bezpartyjnym. Nie jestem jednym z was powiedział lecz po prostu starym rosyjskim inteligentem.Nie mieszam się w wasze sprawy wewnętrzne.Ale jestem inżynierem i nie chcę, żeby moja pracaszła na marne
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|