Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Wody jej może dać? — zastanowiła się pani Halusia.— Lepiej na głowę jej wylej — poradziła babcia.— To się cała pościel zaleje.Albo wódki może…? Albo waleriany!— Waleriany można.Ale ja ci mówię, jakby dobrze wodą chlusnąć, zaraz by jak człowiek gadać zaczęła.Z tych pisków ja nic nie rozumiem.— Ja też nie…Bożenka wszystko słyszała doskonale i mówić właściwie też by mogła, ale odradzająca się co chwilę wściekłość zmuszała ją do wrzasków.W dodatku coraz wyraźniej odzywał się w niej tajemniczy głos duszy, wytykający, że sama sobie jest winna.Za nic nie chciała się z tym pogodzić i nie była w stanie wyjawić swoich czynów i klęsk.Dla urozmaicenia zaczęła walić głową w materac.Debata nad nią trwała.Babcia wysunęła supozycję, że powinno się po prostu zdrowo przyłożyć jej w tyłek, do tego jednakże potrzebny był rodzony ojciec.To on karcił córkę w razie potrzeby, macocha, przezornie i rozsądnie, pod tym względem okazywała powściągliwość.Wzmianka o ojcu przypomniała pani Halusi pozostawiony odłogiem obiad, zawahała się, coś z tą Bożenka należało zrobić, a tam piecyk i zupa, i nie dobity mus… Zirytowała się ostatecznie.— Gdzieś była?! — krzyknęła z gniewem, przypadkiem trafiając w sedno rzeczy.— Faktycznie do Tadzia poleciałaś?!Bożenkę poderwało do pozycji siedzącej.Nie Tadzio tak naprawdę stanowił źródło jej furii, na oczy go przecież nie widziała, tylko ten mur dookoła niego, złożony ze złośliwych i ordynarnych potworów! To z potworami nie dała sobie rady!— A mówiłam!!! — wrzasnęła histerycznie.— Do meliny go mama wysłała, do mety, do speluny złodziejskiej!!! Niech teraz mama sama spróbuje bodaj słowo z nim zamienić, w więzieniu chyba, jak mamie widzenie dadzą!!!Wizja Tadzia w więzieniu przebiła w pani Halusi nawet wymagania hydraulika.Obiad wyleciał jej z głowy.Rezultat nieopisanie chaotycznej konwersacji przerósł wszelkie możliwe oczekiwania.Babcia była po stronie Tadzia i judziła przeciwko Bożence.Hydraulik wrócił do domu i zastał pusty stół, głodny i rozjuszony popędził na górę, skąd dobiegały wstrząsające odgłosy.Młodsze dzieci plątały się pod nogami, każde dostało klapsa i z płaczem uciekło do ogrodu.Zapiekanka się przypaliła, a mus podszedł wodą.Bożenka, z bolącym pośladkiem, bo ojciec miał ciężką rękę, odmówiła spożywania posiłku, chociaż na dół zeszła.Pani Halusia gorączkowo uzupełniała zmarnowany obiad omletami z szynką i serem.Na to wszystko trafił Tadzio.Wkroczył do jadalni trochę jeszcze zły, zacięty, zdecydowany definitywnie wyjaśnić sprawę i ukrócić raz na zawsze wszelkie zakusy na niego samego.Instynkt mówił mu, że właściwym rozmówcą będzie hydraulik, z którym pogadają jak mężczyzna z mężczyzną.Od początku przecież, od ślubu z jego matką, a nawet jeszcze wcześniej, pozostawali w niczym nie zmąconej przyjaźni i teraz powinni się wzajemnie zrozumieć.A już z pewnością hydraulik powinien doskonale pojąć, dlaczego on nie chce jego córki, żywego obrazu nieboszczki mamusi.Przywitał się grzecznie, usiadł przy stole, przyjął duży kawałek przypalonej zapiekanki, bo pod tym względem było mu wszystko jedno, i przyjrzał się obecnym.— Co się tu dzieje? — spytał dość ostro.— Przyszedłem wyjaśnić parę rzeczy, ale widzę, że coś tu nie gra.W czym dzieło?Bożenka w obecności rodziny wolała się nie wychylać.Odpowiedziała mu babcia.— A w tym, moje dziecko, że tu jakieś kalumnie na ciebie rzucają i rodzona matka tobie nie wierzy.A ta głupia dziewucha — tu wskazała widelcem rozczerwienioną i zapuchniętą od płaczu Bożenkę — nie wiadomo co sobie ubzdrzyła i z jęzorem po mieście lata.W domu po ojcu mieszkasz, a ona ci tam bruździ! I niech mi tu zięć nie przeczy — zwróciła się gwałtownie do hydraulika, który, odpracowawszy swoje, nie zamierzał już nawet ust otworzyć.— Ja tu mieszkam całe życie i jej matkę znałam od urodzenia, że z nią Bronek wytrzymał, to czysta łaska boska…!W tym miejscu hydraulik był z teściową idealnie zgodny.— …Jakby ona w matkę nie poszła, każdy by chciał dzieci pożenić, ale jak tak, to nie! A ona wstydu nie ma i brewerie wyprawia, aż się obiad zmarnował! Nie wiem, co tam było…— Ale ja wiem — przerwał Tadzio, niezmiernie wdzięczny babci, że na samym wstępie odwaliła za niego połowę roboty.— I o tym właśnie chciałem mówić.Mamo, a prosiłem…— Wcale jej nie powiedziałam, sama zgadła — usprawiedliwiła się ze skruchą pani Halusia.— Ja wiem, moje dziecko, że jestem głupia, zawsze byłam, ale ty mój syn jesteś i ciebie bym nie zdradziła.Możliwe, że coś mi źle wyszło.— Dobra, pestka.Gdyby zwyczajnie przyszła, jak człowiek, pogadać zawsze można.Ale ona przyleciała i od pierwszego słowa taką balangę zrobiła, że oko bieleje.Wdowa po moim ojcu też nie anioł…— No…! — wyrwało się z ogniem Bożence.Tadzio łypnął na nią złym okiem.— W cudzym domu można by się grzecznie zachować, to nie.Trzeba było słyszeć…— A dzisiaj podobno jeszcze gorzej, bo nawet na dzieci nawrzeszczała — doniosła gorliwie babcia.— Co…?— Dzisiaj, mówię…— To i dzisiaj tam była?!— Była i z płaczem wróciła, bo znów ją same nieprzyjemności spotkały — powiedziała zdecydowanie pani Halusia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript